Strony

niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział XXV.

Zanim zaczniesz czytać ten rozdział, wyposaż się w paczkę chusteczek. Mogą się przydać.       dzisiaj mija rok, od kiedy istnieje blog. Z tej okazji dodaję specjalnie rozdział 25, więc mam nadzieję, że się cieszycie. Tym razem nie daję limitu komentarzy. Wiedzcie jednak, że zanim dodam kolejny rozdział, będę musiała mieć ku temu powód, więc 4 komentarze, to będzie za mało. Miłego czytania!

_____________________________________

- Ale... przecież to niemożliwe. - odparłam w odpowiedzi.
- Błagam. W naszym świecie wszystko jest możliwe. - przewróciła oczami.
- Ale... ja cię nie znałam! Przecież... to chyba trzeba odczuwać z kimś jakąś więź, czy coś...
- Nie koniecznie. Może po prostu to była jakaś twoja moc, która się uaktywniła?
O tym nie pomyślałam. Może rzeczywiście mogę widzieć przeszłość?
- Ale jaki jest sens takiej "mocy", jak to nazwałaś? Przecież wiedza o tym, że coś się już wydarzyło nic nie da.
- A może jednak? Nie czytałaś nigdy kryminałów? Albo nie oglądałaś takich seriali? Dzięki poznaniu historii, jak ktoś został zamordowany, umieli obronić innych przed tragedią.
Może i Alessia miała trochę racji. Ale nie chciałam jej tego przyznawać.
- Alessio? - tym razem odezwałam się niepewnie.
- Tak?
- Co się wydarzyło? No wiesz, w dniu twojej śmierci?
- Pewna jesteś, że chcesz usłyszeć?
- Nie, nie jestem pewna. Ale czuję, że powinnam poznać całą twoją historię.
Anielica westchnęła. Przez ciszę, jaka zapadła, miałam wrażenie, że mi nie opowie, ale po chwili zaczęła mówić.
- Miałam wtedy 11 lat. Mieszkałam w pięknym domu, przypominał pałac. Każdego dnia robiłam obchód wokół budynku. Zajmowało mi to cały dzień - uśmiechnęła się. Po chwili znów posmutniała. - Niestety, bardzo rzadko widziałam się z moimi rodzicami. Codziennie mieli jakieś ważne sprawy biznesowe. Byłam wychowywana przez różne opiekunki i lokai. Akurat nie miałam zajęć z prywatnymi nauczycielami, ponieważ nawet oni, dawali mi wolne w wakacje. Choć może wydawać się to dziwne, cieszyłam się z takiego życia. Miałam wszystkiego pod dostatkiem, gdy prosiłam o lody - dostawałam je, o cokolwiek bym nie poprosiła, mogłam liczyć, że to dostanę. Kiedyś nawet dostałam konia. Co prawda, prosiłam o kucyka, ale jako małe dziecko nie rozróżniałam jednego od drugiego.
- Dzień przed moją śmiercią, w moim domu pojawił się jakiś dziwny mężczyzna. Podawał się, za brata mojej matki, a ona to potwierdziła. Ale ja mu nie ufałam. Chodziłam na palcach, gdy mijałam pomieszczenia, w których się znajdował, byle tylko mnie nie zauważył. Ale i tak widział mnie. Dostrzegałam to w jego oczach. Bałam się jego spojrzenia. Było takie... groźne, natarczywe. Gdy odchodziłam z zasięgu jego wzroku, czym prędzej zaczynałam biec. Od zawsze, gdy czegoś się bałam, biegłam do ogrodu i chowałam się za żywopłotem.
- W dniu, kiedy umarłam, znowu uciekłam za żywopłot. Ale tym razem, on poszedł za mną. Niestety, nie było gdzie stamtąd uciec. To była ślepa uliczka. A on się zbliżał. Nie wiedziałam, co chciał ze mną zrobić. Szeptał tylko "Och, Aless, Aless" i tak cały czas. Bałam się, jak nigdy dotąd. Potem... jak już się zbliżył... nie zabił mnie. On...
Alessia zaczęła płakać. Nie musiała kończyć. Doskonale wiedziałam co miała na myśli. Przytuliłam ją, by mogła spokojnie się wypłakać. Nie mogłam uwierzyć, że brat jej matki mógł zrobić jej coś takiego! Ona miała tylko 11 lat. Gdy już Alessia otarła ostatnią łzę, spojrzałam na nią dokładnie. Miała zapuchnięty nos i oczy, ale nie zapowiadało się na kolejną falę łez. W końcu zapytałam:
- Alessio... W takim razie... Jak umarłaś?
- Ach... to było tak, że... bo wiesz... on mnie zakneblował, gdy... I potem zaczęłam krzyczeć, że powiem wszystko rodzicom. A on, nie chciał by się czegokolwiek dowiedzieli. Był tak rozwścieczony, że... rzucił mną jak szmacianą lalką. Siła uderzenia była tak wielka, że zemdlałam. On miał przy sobie nóż i by mieć pewność, że nigdy się nie obudzę, on... wbił ostrze w moje serce. I wtedy opuściłam swoje ciało, jako duch.
- Alessio, bardzo ci współczuję. - spojrzałam na nią smutno. Nigdy nie spodziewałam się, że coś takiego mogłoby się wydarzyć. Zaczęłam jeszcze bardziej nienawidzić mojego ojca. To była jego wina.
- A wiesz, co w tym jest najsmutniejsze? - na jej policzku pojawiła się kolejna łza. - W niebie mi powiedzieli, że moja śmierć nie była planowana na ten dzień. Że tak naprawdę bym wtedy nie umarła. Niestety... moje odgrażanie się sprawiło, że mnie zabił. Ale i tak, bym umarła w wieku 12 lat.
- Dlaczego? - zapytałam trochę oburzona.
- Bo umarłabym w czasie porodu. Podobno urodziłabym bliźniaki.
- O, Boże... - wyszeptałam. Nie dość, że została zgwałcona, to jeszcze zapłodniona. - Alessio nie wiem, jak ty to przeżyłaś. Ja bym na twoim miejscu zamknęła się sobie.
Anielica uśmiechnęła się smutno.
- Na początku tak było. Ale powoli, inne anioły pomagały mi w zrozumieniu tego.
- W piekle nie byłoby tak dobrze... - wymamrotałam.
- Co powiedziałaś? - nie usłyszała mnie. Dobrze.
- Nie nic...
- Może wróćmy teraz do pokoju? Eleonora zacznie się martwić.
- Och... no tak, wracajmy.
Szłyśmy powoli. Pod drzwiami do mojego pokoju stał nikt inny, jak Kevin. Uśmiechnął się.
- Widzę, że nie tylko ja, dostałem nowego ochroniarza, co?
Dopiero po chwili dostrzegłam za jego plecami postać z białymi skrzydłami.

5 komentarzy:

  1. Straszna ta historia. Taka brutalna, okropna. Pokazuje jakie wielkie zło istnieje na tym świecie. Współczuję jej z całego serca i bardzo chciałabym udzielić jej pomocy, ale to już twoja rola :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu te rozdział są takie krótkie? Chętnie przeczytałabym więcej! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajne opowiadanie, czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej nominowałam Cię do świątecznego tagu, ale więcej informacji jest u mnie na blogu :3
    http://citeofbooks.blogspot.com/2015/12/w-miescie-ksiazek-tak-kochani-dugo-mnie.html

    OdpowiedzUsuń

Jak już tu jesteś, to może zostawisz coś po sobie? Dzięki!