P.S. Jeśli na blogu zacznie się udzielać więcej osób to może zrobię Wam jakąś niespodziankę.Myślę, że warto ;)
_________________________________
Łee... Ciarki mnie przechodzą, ale nareszcie to się skończyło. W końcu mogę wyjść z piekła.
Do balu zostało jeszcze trochę czasu. Lekcje najwidoczniej nadal się odbywają, ale już po kilku metrach, które przeszedłem po szkolnym korytarzu, widzę, że nie dzieje się tu najlepiej.
Nie było mnie tam zaledwie dwa dni, a akademia w tym czasie zamieniła się w istne piekło. Wszystkie magiczne stworzenia, inne niż czarodzieje i anioły, zniknęły. Jakby rozpłynęły się w powietrzu.
W oczach uczniów czaił się strach. Na korytarzu ziało pustkami, ponieważ z jakiegoś powodu, wszyscy bali się o swoje bezpieczeństwo. Było to bardzo przygnębiające, więc szybko chciałem znaleźć wytłumaczenie tej ponurej atmosfery.
Ciekawy, o co chodzi podszedłem do jakiegoś anioła, pilnującego jednej z sal lekcyjnych.
- Co tu się stało?
- Nie interesuj się. - odwrócił się.
Wiedziałem, że nic nie zyskam wykłócając się o to, więc wzruszyłem ramionami i odszedłem. Stanąłem w pobliżu pokoju nauczycielskiego i zacząłem słuchać, o czym nauczyciele rozmawiali.
- Tak nie może być! - Nie byłem w stanie domyśleć się czyj to głos, ale mało mnie to obchodziło.
- 10 uczniów leży w skrzydle szpitalnym, a jakiś inny uczeń zniknął!
- Trzeba zabezpieczyć szkołę!
- Już za późno! Bestia wtargnęła na teren placówki. Trzeba ją znaleźć.
O nie. O nie. O Nie. O NIE!
To moja wina.
- Żartujesz?! Nie mamy szans.
- Zawsze są szanse, Luizo.
- Musimy odwołać bal.
- Nie możemy. Podniesiemy ochronę. Uda nam się. Po prostu dopilnujemy by nikt nie opuszczał sali.
- A co jeśli nie? Nie możemy narażać arystokratów na niebezpieczeństwo!
- Oni i tak przyjadą. Już za późno by odwołać bal. Samoloty niedawno ruszyły.
Samoloty? Czyli Ola niedługo wróci! Ale nie może tu wrócić, skoro jest tak niebezpiecznie.
- Piloci mogą zawrócić.
Tak niech tak zrobią!
- Dość!
Oczywiste było, że głos dyrektorki uciszył kłócących się, moje myśli także ucichły czekając na to, co chciała powiedzieć.
- Nie odwołamy balu. Wszystko jest ustalone, niedługo przybędzie tu więcej aniołów,sedium i weilium do ochrony, a także keisium i weisium do pomocy rannym, Jesteśmy przygotowani na każdą sytuację.
Nie potrzebowałem więcej usłyszeć. Natychmiast ruszyłem korytarzem, szukając jedynej osoby skorej do użyczenia mi informacji.
Eryk bardzo szybko znalazł się w polu widzenia.
- Potrzebuję informacji. - Zacząłem bez zbędnego witania się.
- Za 15 minut, przy altance. Niech nikt nie widzi, że tam poszedłeś.
Nie sądziłem, że tak szybko mi pójdzie. Zszedłem do podziemia akademii. Jak w każdej szkole, było tam kilka tajemnych przejść, które dawniej służyły służbie. Teraz uczniowie korzystali z nich by wydostać się ze szkoły, gdy było to utrudnione.
Wybrałem przejście za obrazem przedstawiającym Kopernika, który dla śmiertelników jest astronomem, a dla nas zwykłym sedium, będącym przy okazji jednym z dawnej rodziny królewskiej, kiedy stwierdziliśmy, że ludzie powinni się wreszcie dowiedzieć, że to Ziemia krąży wokół Słońca, a nie na odwrót.
Szedłem dość długim korytarzem, aż znalazłem się przy dawnej leśniczówce, z której od dawna nikt nie korzysta, gdyż nikt nie podjąłby się sprzątania tego budynku. Było tam więcej pleśni niż na serze pleśniowym, który tak Francuzi lubią, Grzyb porastał wszystkie ściany, mech osadził się na całej podłodze. Wszyscy mieli nadzieję, że ten budynek sam kiedyś runie i wystarczy wtedy sprzątnąć zgliszcza.
Mój wybór drogi nie był przypadkowy. W szkole były dwa przejścia, którymi można by dostać się do altany, ale to by było za proste. Wybrałem trochę odleglejszą drogę, by móc w lesie pochodzić, by zgubić ewentualny ogon, jaki mógłby być spowodowany przez interwencję klaunowatego.
Gdy wreszcie dotarłem do altany, Eryka nigdzie nie było. Stałem w cieniu drzew, by mieć pewność, że nikt mnie nie zauważy, chyba że by się mnie spodziewać. Nagle z drzewa zeskoczyła postać, pojawiła się tuż przede mną.
- Czego chcesz? - Eryk nie witał się.
- Co się działo w szkole przez ostatnie dwa dni.
- Nie wiem, Serio, naprawdę chciałbym wiedzieć, co do jasnej cholery stało się z tą pokręconą budą! Nagle ludzie zaczęli wariować, zeskakiwać z okna na trzecim piętrze, walić głowami o ścianę, przedawkowywać leki albo nie wiadomo co.
- A było w tym coś szczególnego?
- Wiesz... w sumie jest coś, co jest dziwne w tych wszystkich wypadkach.
- Co masz na myśli?
- Za każdym razem, gdy ktoś sobie coś robił, na ścianie w okolicy znajdowała się jakaś litera. Narysowana krwią.
- Za każdym razem ta sama?
- Właśnie to w tym wszystkim jest najdziwniejsze, nie. Przebadałem trochę sprawę, na szczęście trochę ludzi mi w tym pomogło. Po każdym z tych wypadków spisywałem literę jaka była narysowana.
- Co Ci wyszło do tej pory?
Zaczął szukać czegoś po kieszeniach w końcu znalazł jakiś zgnieciony kawałek papieru.
- To.
Na kartce było dokładnie 10 liter, czyli tyle ile jest rannych. Przed sobą miałem ciąg liter: POWRACAMBO
- O cholera!
- Wiesz, o co chodzi?
- Domyślam się.
- Co to jest?
- Dusza narodzona z ludzkiego cierpienia, strachu i słabości. To nic dobrego.
- Wszystko to rozszyfrowałeś z tej jednej kartki?
- Jak już mówiłem, na razie się tylko domyślam. Trzeba ostrzec nauczycieli! W najbliższym czasie dojdzie jeszcze do co najmniej 3 ataków. Nie wiem co się będzie działo.
- Ale jak im to wszystko wyjaśnić? Powiedzieć "hej, bawiłem się w detektywa bez waszej zgody i wiecie co? Odkryłem, że to atak złego ducha!"? Nie, to się nie uda.
- Wolisz, żeby więcej osób zostało zaatakowanych?
- Nie wiem, co wolę! Tak się składa, że boję się o własny tyłek!
- Jakie osoby zostały zaatakowane?
Zamyślił się.
- A na co ci ta informacja?
- Bo próbuję coś wykombinować.
- Daj mi chwilę. 8 dziewczyn, dwóch chłopaków.
- Czy jest coś, co ich wyróżnia.
- Wydaje mi się, że żadne z nich nie ukończyło szesnastu lat.
- Atakuje najsłabsze ogniwa... - wyszeptałem.
- Co z tym zrobisz?
- Chyba załatwię, by na tej uroczystości pojawiło się więcej gości. Nie będą oni tacy milusi,jak niebiańskie ptaszki, znaczy się anioły.
- Co masz na myśli?
- Idę do szefa po demony do ochrony szkoły.
- Dlaczego miałby się zgodzić?
- Bo będzie tu ktoś, na czyim życiu mu bardzo zależy.