Strony

środa, 26 listopada 2014

Rozdział IV.

Następnego dnia o 6.00 byłam na parkingu przy szkole. Demona nigdzie nie widziałam.
Z westchnieniem oparłam się o maskę samochodu i czekałam. Po sześciu minutach w takim stanie zastał mnie Mike. Miał na sobie czarny dres i czerwone adidasy. Wpatrywał się we mnie, jakby czekał na moją reakcję.
- Cześć. - powiedziałam.
- Hey. - nadal na mnie patrzył. Miałam wrażenie, jakbym znała to spojrzenie. "Przestań", skarciłam się w myślach, "pewnie ci się wydaje". - Gotowa?
- Na co?
- Idziemy ćwiczyć. Im lepsza kondycja, tym lepiej czarujesz.
- Od roku nie ćwiczyłam na w-fie...
- No to musisz nadrobić ten rok.
Trochę pojęczałam, ale w końcu poszłam za nim na boisko.
- Na początek przebiegnij 5 kółek. - powiedział, jakbym miała to zrobić bez problemu.
- Dlaczego uważasz, że będę cię słuchać?
- Jeśli ufasz swojemu ojcu, to powinnaś mnie słuchać.
- Chciałabym zauważyć, że jestem córką diabła, więc raczej wiem, że nikomu nie mogę ufać. Zwłaszcza mojemu ojcu. - przewróciłam oczami.
- Jak sobie chcesz . - odparł, wzruszył ramionami, po czym usiadł na środku boiska.
Westchnęłam. Wiedziałam, że powinnam pokazać swój upór, ale... było w Mike'u coś znajomego. Czułam, że nie chciałby dla mnie źle, więc zaczęłam biec kółka. Zobaczyłam, jak uśmiechnął się pod nosem, a ja nie chcąc pokazać, ile to dla mnie znaczy odwróciłam głowę i biegłam dalej.


***

Wpatrywałem się w nią. Wyglądała tak ślicznie, gdy się męczyła. Na jej twarzy pojawiły się czerwone rumieńce, a oczy świeciły z wyczerpania.
- Co dalej? - zapytała swoim czarującym głosem. Tęskniłem za tym, jak mówiła coś do mnie. Niestety jej słowa nie brzmiały "kocham cię", a marzyłem o usłyszeniu tego od dnia swojej śmierci.
- Pompki? - zasugerowałem. Widząc jej skwaszoną minę domyśliłem się, że nie chce tego robić, a ja nie miałem zamiaru zmuszać jej do czegokolwiek.
- Żartujesz sobie? - prychnęła - Pomarz sobie.
Nawet nie chciałem jej mówić, że o tym właśnie marzę, ale jej reakcja nie zdziwiła mnie. Od kiedy ją znam, nigdy nie chciała wykonywać tego ćwiczenia. 
- To może 50 brzuszków ?
- Nienawidzę cię. - wysyczała, po czym położyła się na ziemi i powoli zaczęła robić to co jej zaleciłem. Wiedziałem, że to co powiedziała, było wypowiedziane pod wpływem emocji, a nie, dlatego że naprawdę tak myśli. Niestety jej słowa mnie zabolały. 
Wykonywała kolejne ćwiczenia, które jej zasugerowałem. W końcu, wkurzona i spocona, zapytała:
- Jaki ty masz w tym cel?
- Widzę, że już jesteś odpowiednio zmęczona - ominąłem jej pytanie.- Teraz pomyśl o tym, że chcesz wyglądać, jak przed treningiem.
- Niby jak mam to zrobić ?! - była taka słodka, gdy się denerwowała. Spojrzałem prosto w jej zielone oczy i powiedziałem:
- Uwierz, że jesteś w stanie to zrobić.
Wyszeptała coś o tym, jaki to ja jestem niemożliwy. Siedziała 2 minuty na boisku. Mój wzrok przykuł jej biały podkoszulek. Nie było na nim ani kropli potu, tak samo jak na turkusowych shortach. Włosy też wyschły, a rumieńce zniknęły z policzków.
- Nie mogę! Nie potrafię! - krzyknęła. Roześmiałem się.
- Spójrz - w moich rękach pojawiło się lusterko - Czy gdyby ci się nie udało, wyglądałabyś tak?
Przyglądała się swojemu odbiciu w milczeniu.
- Co mogę  zrobić, by nikt nie widział moich skrzydeł?
Zdziwiła mnie tym pytaniem. Jako dusza umarła nie miałem skrzydeł. Nie wiedziałem, co miałem jej odpowiedzieć.
- Sam nie wiem... może spróbuj siłą woli je ukryć?
Na jej twarzy widziałem skupienie. W końcu odwróciła się do mnie plecami.
- Udało się? - zapytała z powątpiewaniem. Wcześniej nie dostrzegałem jej skrzydeł spod bluzki, były po prostu małe. Jednak moja rada nie najlepiej jej posłużyła, bo zamiast je schować, sprawiła że stały się bardziej widoczne. Urosły jej, do rozmiarów jakim anioły by się szczyciły.
- Yhm... prawie.- odburknąłem.
- Co się stało?
- Zamiast je schować... wybiłaś je bardziej do góry.
- Urosły?
- Bardzo.
-Kurka... Czekaj.
Na jej twarzy pojawiły się urocze zmarszczki skupienia. Jej piękne skrzydła zaczęły się kurczyć, aż w końcu schowały się pod skórą. Właśnie chciałem jej pogratulować, tego że się udało, ale ona wtedy opadła na ziemię.
-Ola?! Ola?! - krzyczałem przerażony.
Czułem się, jak potwór. Przeze mnie mogła stać jej się krzywda. Natychmiast wziąłem ją na ręce i popędziłem w stronę gabinetu pielęgniarki.
Słyszałem, jak oddycha. Musiała tylko zemdleć z przemęczenia, ale nadal obarczałem się winą. Nie powinienem był zmuszać jej do wykonywania tylu ćwiczeń.
W końcu dobiegłem do gabinetu lekarki. Ta na mój widok przeżegnała się, zrobiła wielkie oczy, a jak zobaczyła Olę w moich ramionach to na jej twarzy pojawiło się całkowite przerażenie.
- Coś ty jej zrobił, demonie?! - krzyknęła - Połóż ją tu, szybko.
Wskazała na to dziwne łóżko dla pacjentów, którego nigdy nie umiałem nazwać. Położyłem tam Olę, a pielęgniarka natychmiast do niej doskoczyła.
- Wyjdź na korytarz. Zawołam cię, gdy się obudzi.
Zrobiłem to, co mi zaleciła. Bałem się o Olę. Mogłem ją stracić. No, może nie do końca, bo po śmierci, na pewno trafiłaby do piekła, ale byłaby na mnie wściekła za to, że przyczyniłem się do jej śmierci. Usiadłem na ławce przed gabinetem i czekałem.

***

Obudziłam się w jasnym pomieszczeniu. Wszędzie widziałam wiele leków i jakieś dziwne tablice, na których było napisane, jak się dobrze odżywiać.Znajdowałam się w gabinecie pielęgniarki.
Po chwili pojawiła się sama lekarka.
- Dobrze się czujesz? - zapytała zaniepokojonym głosem - Czy ten demon coś ci zrobił?
- Co? Jaki... - przypomniałam sobie. Byłam na treningu i starałam się ukryć skrzydła. - On mi nic nie zrobił. Zanim... zemdlałam, używałam magii.
- Ach... To tłumaczy. Musisz uważać, drogie dziecko - odrzekła głosem surowej matki. - Trzeba ograniczać ilość zaklęć. Im więcej magii zużyjesz, tym gorsze będzie twoje samopoczucie.
- Tak... Teraz to wiem.
Faktycznie wtedy trochę przesadziłam. Sprawiłam, że nie wyglądałam, jak spocona świnia, powiększyłam swoje skrzydła, a potem je schowałam pod skórą. Choć ich nie widziałam, czułam, że tam są.
- Czy mogę już iść? - zapytałam.
- No dobrze. Ten demon czeka na ciebie za drzwiami.
- Dziękuję. Miłego weekendu!
- I nawzajem, drogie dziecko!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak już tu jesteś, to może zostawisz coś po sobie? Dzięki!