Rozdziały I-XV

Rozdział I.

Na to bym nigdy nie wpadła. Jestem kompletnie zaskoczona tym co powiedziała moja nauczycielka.
Jestem Ola, mam 14 lat. Dzień zaczął się właściwie normalnie. Chodzę do szkoły z internatem znajdującej się na środku Morza Bałtyckiego. Niewiele osób o niej wie, ponieważ nie ma jej na żadnej mapie. No, prawie. Jest specjalna mapa, do której mają dostęp tylko, tacy jak ja.
Ale kim ja właściwie jestem, skoro uważam się za kogoś specjalnego? No cóż, to już trochę trudne do wyjaśnienia, tym bardziej, że sama wiem o tym od niedawna. Jestem córką dobrej czarownicy i, jak można się pewnie domyślić, "złego" szatana. Dokładnie tego samego, który był jednym z aniołów Boga zanim przeszedł na złą stronę. Choć moje geny wskazują na co innego, jestem prawie zwykłym człowiekiem, zachowuję się i wyglądam jak oni. Moja matka uważa, że to minie z czasem, ale najpierw muszę przejść specjalne szkolenie. Dlatego trafiłam tu.
W tej szkole uczą się wszyscy, których rodzice używają magii. Jednak bardzo rzadko się zdarza, właściwie nigdy, żeby czarownica zadawała się z diabłem, zwłaszcza ta dobra. Wszyscy myślą, że jestem córką czarownicy i czarodzieja. Nie jest to całkowita ucieczka od prawdy, ponieważ oboje z moich rodziców umie korzystać z magii. Moja matka, najsławniejsza i najbardziej szanowana z czarownic, robi wiele dobrych rzeczy, chociaż nie zawsze to widzimy. Natomiast mój ojciec... on robi rzeczy, które wszyscy dostrzegają. To przez niego ludzie zabijają, okradają, gwałcą. Ucieszyłam się, gdy powiedziano mi, że nie muszę robić takich rzeczy.
Gdy obudziłam się dziś rano, tak samo jak każda inna osoba, nie chciałam wstawać z łóżka. Do tego jednak przekonała mnie moja współlokatorka mówiąc:
- Wstawaj ! Pamiętasz, że dzisiaj w końcu sporządzimy eliksir wspomagający naukę? To będzie mój pierwszy wywar!
Nie byłam tym tak podekscytowana, jak ona, ale bardzo lubię tematy związane z alchemią. Eliksir wspomagający naukę nie jest wcale trudny, zwłaszcza kiedy już praktykuje się magię.
Wiele osób w moim wieku nie może jeszcze czarować. Magia, zazwyczaj się ujawnia u dzieci w wieku 16 lat, ale każdy wie, że dziecko będzie uprawiało czary, jeśli i jego rodzic to robi. W moim przypadku tego rodzaju umiejętności ukazały się rok temu, co zaskoczyło wiele osób. Szkoła nie do końca wiedziała co ze mną zrobić, ponieważ program nauczania wymyślono tak, bym w wieku 18 lat stała się pełnoprawną czarownicą. Ech... co ja mogłam poradzić? W każdym razie jestem teraz na przyspieszonym szkoleniu. Uczę się ze swoimi rówieśnikami, ale jednocześnie mam indywidualne zajęcia, na których nabywam wiedzę przekraczającą podstawy obowiązujące osoby z mojej klasy.
A teraz, może wytłumaczę o co chodzi z tymi eliksirami. Osoby, które nie potrafią czarować, mogą uwarzyć eliksir, jeśli mają odpowiednie składniki. Problem tkwi w tym, że bez użycia magii trzeba się bardzo spieszyć. Niektóre składniki bardzo szybko rozpuszczają się w pewnych substancjach albo na odwrót - nie robią tego. Czarownica jest w stanie zatrzymać coś w czasie (w przypadku tych pierwszych) albo przyspieszyć (jeśli chodzi o te drugie). W tym czasie możemy dodawać inne substancje bez ryzyka, że coś się może nie udać. Są też sytuacje, gdy trzeba czekać kilka godzin, zanim coś się uwarzy, by potem dodać jakiś składnik. Ktoś taki, jak ja jest w stanie ominąć ten proces i doprowadzić do tego, że mikstura byłaby szybciej zdatna do użytku. Jest to jedna z wielu zalet bycia czarownicą.
A jak nas, czarownice, rozpoznać wśród ludzi ? Właściwie, teraz wydaje się to być dla mnie śmieszne. Gdy żyłam pomiędzy ludźmi nie znając swojego pochodzenia, uważałam to za coś normalnego. Wszystkie czarownice i wszyscy czarodzieje są... leworęczni. Oczywiście nie znaczy to, że każda osoba, która pisze lewą ręką, będzie używała magii. To jest tylko jedna z najbardziej charakterystycznych cech. Kolejnym, z takich najwidoczniejszych oznak bycia magiem, jest znamię. Od naszego urodzenia widnieje ono na naszych karkach. Widzą je tylko stworzenia magiczne, dlatego ludzie nas nie rozpoznają.
Cały czas rozmyślam o tym, kim jestem. Właśnie to utrudniało mi dzisiaj koncentrację, co nie obeszło uwagi mojej nauczycielki historii zaklęć. To były moje ostatnie zajęcia w tym tygodniu, ponieważ nazajutrz czekał mnie weekend. Niestety, fakt bliskości wolności nie sprawił, że nauczyciele skrócili mi zajęcia. Mało tego - w planie zamiast mniej, miałam o wiele więcej godzin lekcji. A to wszystko przez to, że umiejętności szybciej się ujawniły...
- Pokaż mi swoje plecy. - usłyszałam słowa nauczycielki.
- Słucham ? - zapytałam z niedowierzaniem i lekkim strachem. Od roku unikałam różnych lekarzy i załatwiłam sobie lewe, dożywotnie zwolnienie z w-fu. Zrobiłam wszystko,żeby nie musieć pokazywać komukolwiek tylnej części mojego ciała, a tu, proszę. To nie było tak, że ja nie chciałam tego zrobić. Wręcz odwrotnie, korciło mnie, by podzielić się z kimś swoją tajemnicą. Wiedziałam jednak, że nie powinnam. Reakcja tej osoby mogłaby zniszczyć wszelkie moje starania.
- To co słyszałaś. - odpowiedziała niewzruszona historyczka.
Nie miałam wyboru, musiałam to zrobić. Nie ukrywając niechęci, powoli zaczęłam zdejmować swoją luźną bluzkę, która pomagała mi ukrywać mroczny sekret.
- Mogłam się tego spodziewać - mamrotała - To było takie oczywiste, a ja tego nie zauważyłam. Trzeba coś z tym zrobić... O tak...
- Co chce pani ze mną zrobić ? - zapytałam przez łzy. - Proszę ! Błagam! - opadłam na kolana - Proszę nikomu o tym nie mówić !
Spojrzała na mnie. Nie wyglądała, jak osoba żądna mordu, ale kto ją tam wiedział... Miałam wrażenie, jakby patrzyła na mnie bardziej opiekuńczo, niż nagannie.
- Słońce drogie... Nie mam zamiaru mówić o tym komukolwiek. Wiem, że musisz to ukrywać, sama też bym to zrobiła na twoim miejscu. Ale... Czy ty wiesz, co one ci dają ?
- Powód do zniszczenia mnie ? - zapytałam niepewna. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, co mam. Zawsze myślałam, że jest to powód do pośmiewiska.
- Skarbie, nawet tak nie myśl ! Nigdy nie zastanawiałaś się nad tym co potrafisz ?
- No... nie.
- Jesteś silniejsza od wszystkich osób w tej szkole, wiesz co to znaczy? - już otwierałam usta do odpowiedzi, ale przerwała mi - Jesteś w stanie robić rzeczy, o których wszyscy tu marzą.
- Nie wiedziałam. Ja...
- Jest jeszcze coś. Ta umiejętność jest niespotykana, ale jestem pewna, że z czasem jej nabierzesz.
- Jaka to umiejętność ?
- Możesz wejść do lustra. - patrzyłam na nią. Myślałam, że sobie ze mnie kpi. Ledwo mogłam patrzeć na lustro, a wchodzić do niego, nie miałam zamiaru.
- To... niemożliwe - wyszeptałam.
- To jest możliwe. Zresztą spytaj swojego ojca.
- Słucham ?
- Jest tylko jedno stworzenie na tym świecie, po którym mogłaś to - wskazała na moje plecy - odziedziczyć.
Skinęłam głową. Bez żadnego pożegnania spakowałam swoje podręczniki do torby i wyszłam zdenerwowana. Jej słowa brzmiały kompletnie nierealistycznie. Zgadzałam się jednak z jej zdaniem "spytaj swojego  ojca". Tylko on wiedział, co mnie może czekać. Oznaczało to jednak, że muszę wyruszyć na wycieczkę. Prosto do piekła.
  
Rozdział II 

Nie sądziłam, że kiedykolwiek z tego skorzystam.
Na szkolnym parkingu stało piękne Ferrari. Słońce odbijało się na czerwonym i czarnym lakierze. No jasne - kolory piekielne. Gdy przechodziłam tędy z przyjaciółkami, zawsze zachwycały się tym samochodem, nigdy jednak nie przyznałam się, że należy do mnie. Chociaż... gdybym to powiedziała, pewnie i tak by mi nie uwierzyły. W końcu... przecież czternastolatki nie mogą prowadzić ! Mój ojciec nie pomyślał, gdy dawał mi środek transportu prowadzący do piekła.
Ponieważ ja nie mogę prowadzić, musiałam jak najszybciej znaleźć kogoś kto potrafi to robić. Nie mogłam zabrać żadnej czarownicy, ponieważ piekło nie jest miejscem dla nich. Troll też nie byłby najlepszym pomysłem, bo te stworzenia niestety uwielbiają podrywać śmiertelniczki.
Zdecydowałam jednak, że wsiądę do samochodu. Otworzyłam drzwi od strony pasażera kluczami, które wcześniej przygotowałam. Wpatrywałam się w przyciski i inne sprzęty, znajdujące się we wnętrzu Ferrari. Moją uwagę zwrócił guzik z napisem "Szofer".
- Nieźle tato - wyszeptałam - to jakiś podstęp ?
Stwierdziłam, że bez ryzyka nie ma efektów, więc jak przystało na córkę diabła, wcisnęłam przycisk.
Przez chwilę nie działo się nic. Po chwili, obok mnie, na miejscu kierowcy, pojawił się mężczyzna. Od razu rozpoznałam w nim jednego z demonów ojca. Charakteryzowali się oni tym, że zawsze nosili czarne buty,spodnie, marynarkę i czerwoną koszulę. Przyjrzałam się jego twarzy. Musiał niedawno się ogolić, ponieważ nie widziałam na niej ani jednego włoska. Następnie skierowałam wzrok na włosy mojego szofera. Miały tę samą barwę co jego tęczówki - krwistoczerwoną.
Jeśli oczy są "zwierciadłem duszy" to musiałam trafić na naprawdę wrednego diabła. Patrzył na mnie z wyczekiwaniem.
- Dokąd mam cię zawieźć ? - zapytał niskim głosem.
- Do piekła, a niby gdzie indziej ? - prychnęłam.
- A DOKŁADNIE gdzie mam cię zawieźć ? - postawił nacisk na drugi wyraz i pominął moją kąśliwą uwagę. Mój ojciec chyba naprawdę dokładnie wybierał dla mnie szofera, bo ten był całkowitym dupkiem już na pierwszy rzut oka.
- Do szatana. - zdziwiło mnie, że powiedziałam to spokojnym głosem. W głowie, aż mi huczało z oburzenia.
- Zapnij pasy - uśmiechnął się złośliwie i nie czekając na moją reakcję,przekręcił klucze, które nagle pojawiły się w stacyjce. Samochód ruszył.
Normalnie, ludzie przy startowaniu, starają się prowadzić wolno. Niestety nieumarłym nie zależy na życiu i nie myślą zbyt racjonalnie, toteż ten matoł ruszył od razu z setką kilometrów na godzinę. Trzymałam się kurczowo siedzenia, jednak gdy zobaczyłam gdzie jedziemy zaczęłam piszczeć. Szofer wjeżdżał na ścianę.
Nie wiem jak dokładnie opisać mój strach. Patrzyłam na ścianę pewna, że mój samochód zaraz się o nią rozbije, a ja będę krwawym plackiem. Najwidoczniej, mój szofer jednak wiedział co robi, ponieważ przez ścianę przejechaliśmy bez najmniejszego problemu.


***


Przez szybę samochodu oglądałam piekło. Bardzo trudno je opisać, ponieważ wszystko, na co się patrzy, po chwili staje się wspomnieniem. Nie jest tak z powodu prędkości, jaką osiągnęło Ferrari, lecz dlatego że piekło nie do końca zostało zaplanowane. Trzeba uważnie sprawdzać w którą stronę się jedzie i gdzie chcemy się pojawić. Najgorzej mają dusze niedawno umarłych, po tym jak tu trafiły. Nie dość, że muszą oswoić się z faktem zgonu, to na dodatek do ich obowiązku należy poznać nieistniejącą mapę krainy mego ojca. 
Najgorsze jest dla mnie to, że po mojej śmierci nie mogłabym trafić do nieba. Trafiają tam osoby, które choć raz miały styczność z wodą święconą. Ja unikałam jej, jak ognia. Od dziecka byłam wierząca, ale nie miałam wyboru. Ze względu na moje korzenie nie mogłam wejść na teren kościoła. Wszyscy myślą, że jestem ateistką.
Jechaliśmy około 5 minut. Potem zauważyłam okazały, gotycki pałac.W każdym razie domyślałam się, że pochodzi z tej epoki, sądząc po wysokości budynku i po murach, które na pierwszy rzut oka wyglądały, jakby miały funkcję obronną. 
Przed bramą stał mój ojciec. Patrzył, a sądząc po jego spojrzeniu był ze mnie (albo z kierowcy mojego samochodu) dumny.
- Hey Al. - powiedział szatan. Można powiedzieć wiele złych rzeczy na temat mojego ojca, ale jest coś, czego w nikt nikt nie będzie krytykował - wygląd. Ma proste, czarne włosy i tego samego koloru oczy. Jest szczupły, wysoki i umięśniony. Na jego skórze nie ma żadnej skazy. Teoretycznie można go uznać za ideał mężczyzny.
- Cześć, D. - odpowiedziałam.
- Widzę, że jednak skorzystałaś z mojego prezentu.
- No... tak.
- Skoro tu przyjechałaś to pewnie czegoś chcesz. Chodź do środka.
Weszłam do tego zamku. Wielkie drzwi do każdego pokoju były zrobione z czarnego drewna. Mój ojciec podszedł do tych najokazalszych, a ja ruszyłam za nim. Weszliśmy do sporego pomieszczenia, które przypominało ziemski salon. Opadłam na czerwony fotel stojący na środku podłogi. Ojciec usiadł na kanapie sąsiadującej mojemu siedzeniu. Jak na zawołanie, przyszedł ktoś z obsługi szatana i postawił na stoliku przy mnie różne smakołyki i napoje.
- Tato, czy ty chcesz, żebym była gruba ? - jęknęłam, załamana ilością jedzenia.
- Daj spokój. - odparł wyluzowany szatan. - Przez to, że jesteś moją córką, masz bardzo szybki metabolizm. Zanim zjadłabyś odpowiednią dawkę jedzenia, już miałabyś to strawione.
- Chociaż tyle...
Sięgnęłam po ciastko. Zdecydowałam się na to tylko dlatego, że przypominało wiele z ziemskich wypieków.
Choć wygląd kojarzył się z klasycznym słodyczem, to smak miało zupełnie inny. Na raz uderzyło mnie wiele aromatów. Czekolada, orzechy, kokosy, truskawki, banany i wszystko co lubię. Najdziwniejsze było to, że bardzo dobrze się komponowały. Jak byłam mała, wraz z mamą chciałyśmy zrobić koktajl z takich składników, ale gdy już go miałyśmy, prawie byśmy zwróciły zawartość żołądka na podłogę. 
- Co to jest ? - zapytałam oniemiała.
- Ciastko piekielne. Dla każdego smakuje inaczej, ponieważ każdy lubi co innego.
Sięgałam po kolejne ciastka. Naprawdę mi zasmakowały. "Muszę pamiętać by wziąć ich kilka ze sobą", pomyślałam. 
- A teraz, Al powiedz mi, dlaczego tu przyjechałaś ? Nie sądzę byś była na tyle altruistką by odwiedzić starego ojca tu tylko z grzeczności i pojeść sobie ciastka.
No... tak. Ale jak ja to miałam powiedzieć ?
- Czy to prawda, że mogę wejść do lustra ? - zapytałam po chwili namysłu. 
- Yyy, tak. Kto ci o tym powiedział ?
- To jest nieistotne. Powiedz mi, jak to działa ?
- To trudno opisać. Trzeba skupić się i myśleć tylko o tym, że chce się wejść do lustra. Twoja dusza tam wchodzi, a ciało zostaje na ziemi. Gdy jesteś w środku tej materii możesz zrobić wszystko. Możesz nawet patrzeć na kogoś kto znajduje się 20000 kilometrów od ciebie. Warunkiem jest tylko to, że przy tej osobie musi być lustro.
- Mogę być tylko obserwatorką ?
- Nie do końca. Gdy jesteś w lustrze, możesz wykreować wszystko. To jest równoległy świat, tylko że w nim nie ma ludzi. Jeśli chcesz, wchodzisz do czyjegoś pokoju i przestawiasz coś, a po chwili w zwykłym świecie to się dzieje. A poza tym lustro może ci służyć jako teleport. Możesz wejść, przez to w swojej sypialni a wyjść przez jakieś inne w kinie. Dusza na tym świecie nie może być sama, więc ciało teleportuje się do niej. 
- A mogę w ten sposób kogoś zabrać?
- Tylko jeśli ktoś ma takie same moce, jak ty. A poza mieszkańcami piekła nie ma takich osób. 
- Szkoda... Mam jeszcze jakieś magiczne zdolności, których nie ma żadna inna czarownica?
- Jest tego bardzo wiele. Nie mamy tyle czasu, bym mógł ci o nich opowiedzieć. Spotkałaś już Mike'a - wskazał na mojego "szofera" - od teraz będzie cię uczył, jak korzystać z mocy piekielnych. Zapisany będzie do twojej szkoły, jako demon, którym zresztą jest.
- W mojej szkole mogą się uczyć demony ?
- Demony, anioły, elfy, centaury... a ty myślałaś, że co ? Tylko czarownice i czarodzieje mogą się tam uczyć ?
- No... tak.
- Czarownice was uczą, ale to inne istoty magiczne sprawiają, że ta szkoła jest wyjątkowa.
- Jasne...
- Idźcie już. Mam wiele spraw na głowie, a ty się musisz w końcu zabawić.

Rozdział III

W czasie powrotu do szkoły Mike nie odezwał się do mnie nawet raz, tylko siedział skupiony na drodze. Gdy w końcu zatrzymaliśmy się na akademickim parkingu, powiedział :
- Jutro o 6.06 rozpoczynamy pierwszy trening. Spotkamy się tu, przy samochodzie. Nie spóźnij się.
Chciałam go zapytać, dlaczego tak wcześnie, ale on już popędził w stronę sekretariatu.
Ruszyłam w stronę stołówki, ponieważ zbliżała się 21.00, pora kolacji. Biegłam tam, bo profesor Twarda daje szlaban, gdy ktoś się spóźnia.
Pod drzwiami stołówki spotkałam mojego najcudowniejszego przyjaciela, Kevina.
- Proszę, proszę czyżby to było możliwe? Aleksandra przybyła na kolację 2 minuty przed czasem!
- Och, zamknij się Kev!
- Co porabiałaś po lekcjach? Nigdzie cię nie mogłem znaleźć. - odparł z wyrzutem.
- Ech, no wiesz... Pojechałam do miasta. - kłamstwa od zawsze wychodziły ze mnie bez trudu.
- Ok, usprawiedliwiłaś się. Chodźmy do środka.
Weszliśmy do szkolnej jadalni i podeszliśmy do stołu okupowanego przez wiele osób. Uśmiechnęłam się.
- Cześć Karolina, hey Laura. Jak się masz Kuba? - witałam się z wszystkimi. Karolina i Laura grzecznie się odsunęły, tak bym wraz z Kevinem mogła usiąść.
- Skoro jesteśmy już wszyscy... - zaczęła Karolina - to musimy omówić, co robimy w ten weekend! Jakieś sugestie ?
- Jutro o 20.30 rozpoczyna się impreza u Eryka. Mamy oficjalne zaproszenie. - powiedział Kev. Jego nowina nie zdziwiła nikogo, ponieważ zawsze udawało mu się nas gdzieś wkręcić. - Co o tym myślisz, Aleksandro ?
Od kiedy nawrzeszczałam na niego, żeby przestał mnie traktować, jak małe dziecko, zaczął mnie nazywać Aleksandrą. Było to lepsze od "Olusi" albo "Oleńki", ale nadal mnie irytowało moje imię.
- No nie wiem... - odparłam zamyślona - mam sporo nauki.
- Wyrwij się z nami! - krzyknęły równocześnie Laura i Karolina. - Chociaż na godzinę !
- Ech... zobaczę co się da zrobić.
- Super ! - krzyknęła już sama Karo. - Tylko się ładnie ubierz.
- Czy ty sugerujesz, że na co dzień ubieram się brzydko ? - zapytałam udając oburzenie.
- Ależ skąd - odparła szybko - ale fajnie by było gdybyś ubrała się jakoś tak...
- Seksownie ? - zasugerował Kuba. Od zawsze uwielbiał się wtrącać,gdy ktoś mówił, zwłaszcza jeśli rozmawiało się o ubiorze.
- Impreza będzie przy basenie, więc wyposaż się w odpowiednie rzeczy. - odparł Kevin.
- Super... - mruknęłam.
Po chwili na stołach pojawiły się półmiski z jedzeniem. Przypomniałam sobie, że niedawno jadłam piekielne ciastka.
Rozdział IV.

Następnego dnia o 6.00 byłam na parkingu przy szkole. Demona nigdzie nie widziałam.
Z westchnieniem oparłam się o maskę samochodu i czekałam. Po sześciu minutach w takim stanie zastał mnie Mike. Miał na sobie czarny dres i czerwone adidasy. Wpatrywał się we mnie, jakby czekał na moją reakcję.
- Cześć. - powiedziałam.
- Hey. - nadal na mnie patrzył. Miałam wrażenie, jakbym znała to spojrzenie. "Przestań", skarciłam się w myślach, "pewnie ci się wydaje". - Gotowa?
- Na co?
- Idziemy ćwiczyć. Im lepsza kondycja, tym lepiej czarujesz.
- Od roku nie ćwiczyłam na w-fie...
- No to musisz nadrobić ten rok.
Trochę pojęczałam, ale w końcu poszłam za nim na boisko.
- Na początek przebiegnij 5 kółek. - powiedział, jakbym miała to zrobić bez problemu.
- Dlaczego uważasz, że będę cię słuchać?
- Jeśli ufasz swojemu ojcu, to powinnaś mnie słuchać.
- Chciałabym zauważyć, że jestem córką diabła, więc raczej wiem, że nikomu nie mogę ufać. Zwłaszcza mojemu ojcu. - przewróciłam oczami.
- Jak sobie chcesz . - odparł, wzruszył ramionami, po czym usiadł na środku boiska.
Westchnęłam. Wiedziałam, że powinnam pokazać swój upór, ale... było w Mike'u coś znajomego. Czułam, że nie chciałby dla mnie źle, więc zaczęłam biec kółka. Zobaczyłam, jak uśmiechnął się pod nosem, a ja nie chcąc pokazać, ile to dla mnie znaczy odwróciłam głowę i biegłam dalej.


***

Wpatrywałem się w nią. Wyglądała tak ślicznie, gdy się męczyła. Na jej twarzy pojawiły się czerwone rumieńce, a oczy świeciły z wyczerpania.
- Co dalej? - zapytała swoim czarującym głosem. Tęskniłem za tym, jak mówiła coś do mnie. Niestety jej słowa nie brzmiały "kocham cię", a marzyłem o usłyszeniu tego od dnia swojej śmierci.
- Pompki? - zasugerowałem. Widząc jej skwaszoną minę domyśliłem się, że nie chce tego robić, a ja nie miałem zamiaru zmuszać jej do czegokolwiek.
- Żartujesz sobie? - prychnęła - Pomarz sobie.
Nawet nie chciałem jej mówić, że o tym właśnie marzę, ale jej reakcja nie zdziwiła mnie. Od kiedy ją znam, nigdy nie chciała wykonywać tego ćwiczenia. 
- To może 50 brzuszków ?
- Nienawidzę cię. - wysyczała, po czym położyła się na ziemi i powoli zaczęła robić to co jej zaleciłem. Wiedziałem, że to co powiedziała, było wypowiedziane pod wpływem emocji, a nie, dlatego że naprawdę tak myśli. Niestety jej słowa mnie zabolały. 
Wykonywała kolejne ćwiczenia, które jej zasugerowałem. W końcu, wkurzona i spocona, zapytała:
- Jaki ty masz w tym cel?
- Widzę, że już jesteś odpowiednio zmęczona - ominąłem jej pytanie.- Teraz pomyśl o tym, że chcesz wyglądać, jak przed treningiem.
- Niby jak mam to zrobić ?! - była taka słodka, gdy się denerwowała. Spojrzałem prosto w jej zielone oczy i powiedziałem:
- Uwierz, że jesteś w stanie to zrobić.
Wyszeptała coś o tym, jaki to ja jestem niemożliwy. Siedziała 2 minuty na boisku. Mój wzrok przykuł jej biały podkoszulek. Nie było na nim ani kropli potu, tak samo jak na turkusowych shortach. Włosy też wyschły, a rumieńce zniknęły z policzków.
- Nie mogę! Nie potrafię! - krzyknęła. Roześmiałem się.
- Spójrz - w moich rękach pojawiło się lusterko - Czy gdyby ci się nie udało, wyglądałabyś tak?
Przyglądała się swojemu odbiciu w milczeniu.
- Co mogę  zrobić, by nikt nie widział moich skrzydeł?
Zdziwiła mnie tym pytaniem. Jako dusza umarła nie miałem skrzydeł. Nie wiedziałem, co miałem jej odpowiedzieć.
- Sam nie wiem... może spróbuj siłą woli je ukryć?
Na jej twarzy widziałem skupienie. W końcu odwróciła się do mnie plecami.
- Udało się? - zapytała z powątpiewaniem. Wcześniej nie dostrzegałem jej skrzydeł spod bluzki, były po prostu małe. Jednak moja rada nie najlepiej jej posłużyła, bo zamiast je schować, sprawiła że stały się bardziej widoczne. Urosły jej, do rozmiarów jakim anioły by się szczyciły.
- Yhm... prawie.- odburknąłem.
- Co się stało?
- Zamiast je schować... wybiłaś je bardziej do góry.
- Urosły?
- Bardzo.
-Kurka... Czekaj.
Na jej twarzy pojawiły się urocze zmarszczki skupienia. Jej piękne skrzydła zaczęły się kurczyć, aż w końcu schowały się pod skórą. Właśnie chciałem jej pogratulować, tego że się udało, ale ona wtedy opadła na ziemię.
-Ola?! Ola?! - krzyczałem przerażony.
Czułem się, jak potwór. Przeze mnie mogła stać jej się krzywda. Natychmiast wziąłem ją na ręce i popędziłem w stronę gabinetu pielęgniarki.
Słyszałem, jak oddycha. Musiała tylko zemdleć z przemęczenia, ale nadal obarczałem się winą. Nie powinienem był zmuszać jej do wykonywania tylu ćwiczeń.
W końcu dobiegłem do gabinetu lekarki. Ta na mój widok przeżegnała się, zrobiła wielkie oczy, a jak zobaczyła Olę w moich ramionach to na jej twarzy pojawiło się całkowite przerażenie.
- Coś ty jej zrobił, demonie?! - krzyknęła - Połóż ją tu, szybko.
Wskazała na to dziwne łóżko dla pacjentów, którego nigdy nie umiałem nazwać. Położyłem tam Olę, a pielęgniarka natychmiast do niej doskoczyła.
- Wyjdź na korytarz. Zawołam cię, gdy się obudzi.
Zrobiłem to, co mi zaleciła. Bałem się o Olę. Mogłem ją stracić. No, może nie do końca, bo po śmierci, na pewno trafiłaby do piekła, ale byłaby na mnie wściekła za to, że przyczyniłem się do jej śmierci. Usiadłem na ławce przed gabinetem i czekałem.

***

Obudziłam się w jasnym pomieszczeniu. Wszędzie widziałam wiele leków i jakieś dziwne tablice, na których było napisane, jak się dobrze odżywiać.Znajdowałam się w gabinecie pielęgniarki.
Po chwili pojawiła się sama lekarka.
- Dobrze się czujesz? - zapytała zaniepokojonym głosem - Czy ten demon coś ci zrobił?
- Co? Jaki... - przypomniałam sobie. Byłam na treningu i starałam się ukryć skrzydła. - On mi nic nie zrobił. Zanim... zemdlałam, używałam magii.
- Ach... To tłumaczy. Musisz uważać, drogie dziecko - odrzekła głosem surowej matki. - Trzeba ograniczać ilość zaklęć. Im więcej magii zużyjesz, tym gorsze będzie twoje samopoczucie.
- Tak... Teraz to wiem.
Faktycznie wtedy trochę przesadziłam. Sprawiłam, że nie wyglądałam, jak spocona świnia, powiększyłam swoje skrzydła, a potem je schowałam pod skórą. Choć ich nie widziałam, czułam, że tam są.
- Czy mogę już iść? - zapytałam.
- No dobrze. Ten demon czeka na ciebie za drzwiami.
- Dziękuję. Miłego weekendu!
- I nawzajem, drogie dziecko!


Rozdział V.

Gdy wyszłam z gabinetu pielęgniarki, Mike'a nie było na korytarzu. Nie zdziwiło mnie to, bo przecież już na samym  początku naszej znajomości pokazał jaki z niego bałwan.
Szłam jaśniejącym korytarzem. Widziałam, jak wiele osób idzie na stołówkę, do której i ja się kierowałam. Nigdy się nie przyglądałam postaciom przechadzającym po szkole. Idąc na śniadanie zauważyłam ile jest gnomów, skrzatów, elfów, trolli, aniołów... Nigdzie jednak nie widziałam demonów. Jak widać, do tej szkoły uczęszczał tylko jeden.
Wchodząc na salę, zauważyłam samotnie siedzącą, czarnowłosą dziewczynę, która czytała drugą część "Gry w kłamstwa". Podeszłam do niej, ponieważ okupywałam ulubiony stolik mojej paczki.
- Cześć, El. - powiedziałam. - Czytasz "Nigdy przenigdy" ? Jeszcze wczoraj na w-fie widziałam cię z "Grą w kłamstwa".
- No... tak. Skończyłam czytać pierwszą część, więc zabrałam się do drugiej. - Eleonora wzruszyła ramionami. - Idziesz dzisiaj na imprezę u Eryka?
- Chciałabym... Niestety, nie mam się w co ubrać!
- Nie ma problemu. Dzisiaj chciałam się wybrać po nowe książki do księgarni, no i muszę kupić sobie trochę ciuchów, bo robi się coraz cieplej, a ja mam tylko jakieś polary.
- A jak tak pojedziemy?
- Mój anioł stróż, Kenji, nas podrzuci.
- Masz anioła stróża? - zapytałam z niedowierzaniem.
- A ty nie ? - zdziwiła się.
- No... nie.
- Dziwne. W każdym razie, jak chcesz to możesz się ze mną zabrać.
- Jeśli mogę, to chętnie.
- Spotkamy się za pół godziny na parkingu ?
- Jasne. - Sięgnęłam po dwa croissanty, po czym wstałam z ławki. - To ja się idę przygotować. Do zobaczenia.
Jedząc powoli rogaliki skierowałam się do sypialni. Eleonora od zawsze mnie zadziwiała. Mimo poważnej wady wzroku, ona czytała książki, jeździła konno, a przy tym była miła. Wiele wycierpiała, ale nadal czeka na przemianę, by móc się uzdrowić. Towarzyszę jej na ławce w czasie w-fu, ale trudno ją zagadać, bo nie można jej poderwać od literatury. Zazdroszczę jej, że ma swojego anioła stróża, bo wiem, że nigdy nie będę takiego miała. Gdybym chciała, mogłabym zrobić z demonów sobie podwładnych, ale nie widzę w tym sensu.
Gdy dotarłam do swojego pokoju sięgnęłam po swoją torebkę. Miała już za sobą sporo wyjść na miasta i musiałam w końcu wymienić ją na nowszy model. W środku znajdował się mój portfel, który wyjęłam by sprawdzić, ile mam gotówki.
Od roku, matka nie przesyła mi kieszonkowego. Płaci za moją naukę, ale nie obchodzi jej co i kiedy robię. Nie spotyka się ze mną, nie rozmawia. Po prostu mnie unika. Odbiło się to na moim portfelu, ponieważ znajdowało się w nim zaledwie 20 złotych.
- Ej tato, a może ty wesprzesz mnie finansowo? - mruknęłam z niezadowoleniem. Nie sądziłam, że otrzymam odpowiedź na to pytanie, dlatego kontynuowałam pakowanie swojej torebki. Wrzuciłam do niej gumę do żucia, błyszczyk, lusterko, telefon, klucz od pokoju. Na zegarku była 8.08, a to oznaczało, że jeszcze 22 minuty muszę coś ze sobą zrobić.
Opadłam na niepościelone łóżko. Na końcu pokoju, Karolina jeszcze spała, a ja nie chciałam jej budzić. Gdy kiedyś próbowałam ją zmusić do wstania z wyra, przez sen, zaczęła ze mną walczyć. Zapewne mogłoby to się wydawać zabawne, gdyby nie to, że po tym incydencie, trafiłam do pielęgniarki ze złamanym palcem. Karo przepraszała mnie za to przez cały tydzień, choć ja nie miałam jej za złe tego, co robiła lunatykując.
- Yhm... hmm.. hym... - budziła się. Głośno ziewnęła po czym usiadła na łóżku.
- So tam ? - wymruczała.
- Idę na zakupy.
- Co?! - od razu się rozbudziła. - I mnie nie bierzesz ze sobą ?!
- No cóż... jeśli zdążysz się przygotować w 10 minut, to może uda ci się ze mną zabrać.
- Nie wychodź beze mnie.
Karolinę bardzo trudno zmusić do robienia czegoś szybko. Jednak jeśli chodzi o zakupy, jest w stanie błyskawicznie się przygotować. Patrzyłam, jak w pośpiechu zakłada czerwoną sukienkę i balerinki. Bardzo szybko rozczesała kołtuny i pomalowała oczy. Torebkę ma zawsze spakowaną.
- Już. To kiedy idziemy?
- Za 15 minut mamy być na parkingu.
- To po co ja się spieszyłam ?!
- Żebyś zdążyła skoczyć na stołówkę po coś do jedzenia.
- Idę.
Z torebką w ręce ruszyła do jadalni pozostawiając mnie samą. Zajrzałam do łazienki i przyjrzałam się swojemu odbiciu. Zielone tęczówki otoczone czarną obramówką przyglądały się postaci z cieniami wokół oczu. Widząc  to sięgnęłam po krem o barwie mojej skóry i nałożyłam go na twarz, bym nie wyglądała, jak upiór.
Od razu zauważyłam zmianę w pokoju. Spora paczka znajdowała się na moim łóżku. Czym prędzej podeszłam do niej i przeczytałam małą karteczkę:

Gdybyś jeszcze czegoś potrzebowała - proś.

Diabeł

P.S. Wydaj tę kasę głównie na głupoty.

Dodatkowy zapisek ojca powalił mnie na ziemię i zaczęłam się głośno śmiać. Nie był on normalnym rodzicem.
Otworzyłam paczkę. Miałam wrażenie, że bardzo nisko opadła mi dolna warga, bo prezentem od ojca było mnóstwo pieniędzy. Doliczyłam się 6 plików po 66 banknotów o wartości 100 złotych. Mojego ojca powaliło, jeśli myślał, że będę w stanie to wszystko wydać.
Do portfela włożyłam 1000 złotych, choć i tak sądziłam, że wydam maksymalnie 20% tego. Pudełko z kasą włożyłam pod łóżko. Gdy byłam już gotowa, wyjęłam klucze z torebki i wyszłam na korytarz żeńskiego skrzydła. Zamknęłam za sobą drzwi i popędziłam prosto na szkolny parking.

***

Stojąc na asfalcie, czekałam na Eleonorę i Kenji'ego, z którymi miałam pojechać na zakupy. Karolina tupała niecierpliwie swoimi balerinkami na niewysokim obcasie.
- Jak przez nią spóźnimy się na imprezę u Eryka, to jutro nie będzie już jej na świecie.
- Spokojnie, już idą. - powiedziałam, gdy w oddali zauważyłam El w towarzystwie wysokiego blondyna. Choć nie widziałam jego skrzydeł, wiedziałam, że jest aniołem.
W mojej szkole bez trudu można określić do jakiej rasy ktoś należy. My, czarownice cechujemy się tym, że masz wzrost równy jest około 165 centymetrów do 168. Jako jedyna mam 170. Czarodzieje mają od 175 do 180 cm. Anioły i demony są bardzo wysokie i sięgają do 2 metrów. Gnomy są stworzeniami o wzroście do 1,5 m, a elfy są najniższe, bo są krótsze niż moje nogi. 
Gdy Eleonora zauważyła mnie i moją przyjaciółkę natychmiast do nas podbiegła. Anioł przyspieszył kroku, ale gdy na mnie spojrzał, zatrzymał się.
- Eleo... - wiedziałam co chciał powiedzieć. Spojrzałam na niego mając nadzieję, że rozumie moje spojrzenie jako "Nie mów, dla jej własnego dobra nie wypowiadaj tych słów". Chyba domyślił się o co mi chodzi, bo zrezygnował z próby ucieczki ze swoją podopieczną. - Gdzie najpierw pojedziemy?
- Dziewczyny, gdzie pojedziemy najpierw? - powtórzyła pytanie El.
- Może do croppa ? - zasugerowałam.
- Jestem za! - odpowiedziała Karo.
- W takim razie tam pojedziemy, Kenji. - powiedziała podopieczna anioła.
Eleonora zaprowadziła nas do białego mercedesa. Anioł usiadł na miejscu kierowcy, a my, 3 czarownice, na tylnym siedzeniu. 
- Ola przygotowałaś się do poniedziałkowego sprawdzianu z eliksirów? - zapytała El, gdy samochód opuszczał teren szkoły.
- Daj spokój. - Karolina machnęła ręką. - Przecież Ola ma te swoje rozszerzenie. Na naszych lekcjach się nudzi, bo wszystko od dawna umie.
Zarumieniłam się. To co mówiła moja przyjaciółka rzeczywiście było prawdą. 
- Karolina, a po co ty właściwie jedziesz z nami na zakupy? - zmieniłam szybko temat. - Przecież byłaś już tydzień temu i przywiozłaś 10 pełnych toreb.
- Przecież wczoraj mogła wejść nowa kolekcja. Nie mogę pozwolić,by ktoś z młodszych klas wiedział o tym wcześniej niż ja.


Rozdział VI.

- Kup go! Kup go! Kup go! - krzyczały Karolina i Eleonora.
Właśnie wpatrywałam się w lustro. Strój kąpielowy jakimś cudem leżał na mnie doskonale. Niebieski stanik bez ramiączek podkreślał jasną karnację skóry. Turkusowe spodenki do kąpieli w hawajskie kwiatki dodawały egzotycznego charakteru budowie mojego ciała.
- No dobra. - odparłam. Podeszłyśmy do kasy by zapłacić za nasze zakupy. Mimo mojego wcześniejszego stwierdzenia, 1000 złotych mi nie wystarczyło. Dziewczyny wzięły ze sobą dużo kasy, dlatego dołożyły mi trochę pieniędzy, które miałam oddać im w akademiku.
Kenji w czasie tego wyjścia cały czas mnie obserwował, jakbym miała po chwili podpalić laskę dynamitu.
- Jestem wykończona. - powiedziałam. Gdy spojrzałam na zegarek, była już 15.00 - Wracamy do szkoły?
- A może najpierw pójdziemy coś zjeść ? - zapytała Eleonora - Bardzo rzadko mam okazję pójść do KFC.
- Może lepiej nie... - zastanowiła się Karolina - Dzisiaj w szkole jest włoskie jedzenie, a ja mam wielką ochotę na spaghetti.
- Skąd wiesz ? - zdziwiła się Eleonora.
- Mam kontakty - na twarzy mojej przyjaciółki pojawił się łobuzerski uśmiech.
- No to faktycznie lepiej wracajmy do szkoły na obiad, bo z przyjemnością zjadłabym lazanię.
Anioł otworzył bagażnik. Z dziewczynami spojrzałyśmy po sobie i wybuchłyśmy gromkim śmiechem, bo w samochodzie było już bardzo dużo toreb i kolejne by się nie zmieściły.
- Może ja usiądę z przodu, a na tyle, obok was, położymy pozostałe torby.
- Okey - równocześnie z Karoliną odpowiedziałyśmy, po czym usiadłyśmy na dużej kanapie, a pomiędzy siebie postawiłyśmy pakunki.
Do szkoły jechaliśmy w kompletnej ciszy. Brakowało mi takich wyjść. Od roku, czuję się inaczej. Nie wiem, dlaczego ale mam wrażenie, że coś się wtedy stało. Coś co sprawiło, że moja moc się pokazała, skrzydła wyrosły, a matka zaczęła się bać. Na dodatek, gdy próbuję coś przypomnieć sobie z okresu, w którym nie umiałam używać magii, niewiele widzę. Wszystko jest jakby spowite mgłą, szczegóły zamazane. Jedyne co dostrzegam to cudowne, fiołkowe oczy wpatrujące się we mnie. Przez chwilę nawet pomyślałam, że znam ich właściciela, ale po chwili myśl zniknęła.

 ***

 Nie chciałem się z nią spotkać po jej wypadku i pobycie u pielęgniarki. Szybko, zanim wyszła na korytarz, odszedłem do swojego pokoju. 
Do głowy powróciły kolejne wspomnienia. Ja i Ola, trzymający się za ręce. Jej cudowne oczy, wobec mnie bardzo ufne. Mieliśmy zamiar być ze sobą zawsze. Wiek, który nas różnił, zdawał się nieważny. Niestety los, musiał nas poróżnić. 
Nie do końca wiem, kto mnie zabił. Tamtego dnia wraz z Olą wyszliśmy do kina. Oglądaliśmy film, jedliśmy popcorn...byliśmy szczęśliwi. Po seansie, chciała pójść do kiosku po gazetkę dla nastolatek. Przeszliśmy na drugą stronę ulicy, tłum nie był w stanie rozłączyć naszych dłoni. Staliśmy krótką chwilę w kolejce, a potem Ola zapłaciła za pismo. Nigdzie nam się nie spieszyło, dlatego wolnym krokiem skierowaliśmy się na parking, na którym zostawiłem swój samochód. Byliśmy zaledwie pięć metrów od naszego transportu, gdy z naprzeciwka nadjechał jakiś pirat drogowy. Niewiele się zastanawiając, odepchnąłem swoją dziewczynę, ale siebie niestety nie potrafiłem uratować. Poczułem ogromny ból, gdy po moim ciele przejechał pojazd. Nie trwało to długo - po chwili byłem już martwy. Pamiętam, jak Ola klęczała nad moim ciałem, płakała i waliła w asfalt. Chciałem przekonać ją by przestała, bo mogła sobie zrobić w ten sposób krzywdę, ale nie potrafiłem, bo moje ciało zmieniło się w proch. 
Po kilku sekundach nie leżałem już na asfalcie. Znajdowałem się w czerwonej nicości. Naprzeciwko mnie stał mężczyzna. Nie znałem go, ale aż mnie ciarki przeszły na jego widok.
- Witaj, jestem Lucyfer. - powiedział. - Właśnie umarłeś i trafiłeś do piekła. Twój obowiązek, Mikołaju, to słuchanie moich rozkazów.
- Kim ja jestem? - zapytałem. Wtedy na chwilę zapomniałem o wszystkim. Byłem wrakiem człowieka.
- Za życia, byłeś Mikołajem Platem. Po śmierci musisz przybrać nowe imię. Nazywasz się Mike.
- Czym jestem? - kolejne głupie pytanie.
- Demonem. Wiem kim byłeś, Mike. Dlatego mam dla ciebie specjalne zadanie, któremu na pewno podołasz. Moja córka, Ola właśnie straciła chłopaka, ale udało mi się usunąć go z wszystkich wspomnień z nim związanych. W każdym razie, nie ma teraz osoby, która mogłaby jej pilnować, a jest to bardzo ważne, bo gdy zrozumie, jaką moc skrywa, może zniszczyć świat. Twoim zadaniem jest dopilnowanie tego, by krzywda jej się nie stała, bo chciałbym uczestniczyć w przyspieszonej apokalipsie. Czy to jest zrozumiałe?
Przytaknąłem. Miałem obserwować i dbać o bezpieczeństwo osoby, którą kochałem, ale ona mnie nie pamiętała.

***

Jest cudowna. Wpatrywałem się, jak rozpromieniona siadała obok swoich przyjaciół. Kiedyś jej towarzyszyłem, ale przez diabła, nawet tego nie pamięta.
Przy sąsiednim stoliku siedziały anioły, które patrzyły na mnie wilkiem. Nawet słyszałem ich myśli skierowane do mnie "Wynoś się stąd!", "Tylko tu przeszkadzasz!". Miałem gdzieś ich przekazy. Moje myśli cały czas wypełniała Ola. "Obiecuję", pomyślałem "sprawię, że sobie przypomnisz".
Ona i jej przyjaciele wstali, zaczęli się ze sobą żegnać i iść w swoim kierunku. Wiedziałem co chcieli zrobić tego wieczoru. Mieli zamiar pójść na imprezę u Eryka, dwa lata starszego chłopaka. Jego rodzice są jednymi ze sponsorów tej szkoły, dlatego ma prawo do korzystania z auli i znajdującego się w pobliżu basenu. Za życia, nienawidziłem tego gościa. Podrywał każdą dziewczynę, którą spotkał, nawet Olę. Na szczęście udało mi się wybić ją z jego pustej głowy, gdy jako starszy kolega dałem mu radę. Jednak skoro nikt mnie nie pamięta, Eryk mógł znów startować do córki szatana. Oznaczało to, że musiałem pojawić się na basenowej imprezie.

 Rozdział VII.

Wokół mnie rozlegała się głośna muzyka. Jedni tańczyli do utworu Carly Rae Jepsen , inni rozmawiali w przyjacielskim gronie. Gdy w towarzystwie Karoliny i Eleonory weszłam do sali, wszystkie twarze odwróciły się w naszą stronę.
Karo miała na sobie fioletową sukienkę do połowy uda. Włosy spływały jej falami. Szpilki na wysokim obcasie sprawiły, że patrzyła prosto w oczy czarowników.
Na co dzień nieśmiała Eleonora, założyła czarną suknię do kolana, oczywiście z niewielkim dekoltem. Swoje włosy związała w wysoką kitkę, nadając sobie cudownego wyglądu.
A ja... jak to ja. Założyłam niebieską sukienkę bez ramiączek. Włosy spięłam w koka , której później i tak miałam rozpuścić. Zamiast bielizny, założyłam strój kąpielowy, bym później bez problemu mogła wskoczyć do basenu. Po długiej namowie Karoliny, zdecydowałam się założyć szpilki. Czułam za sobą spojrzenia wielu osób, co w sumie nie było dziwne, zważając na to, że ja nigdy się tak nie ubierałam.
- Wow. - usłyszałam Kevina za swoimi plecami - Nie sądziłem, że tak się postarasz, Ola.
- Jak chcesz, to później pożyczę ci szpilki - odpowiedziałam chwilę po tym, jak zaczął robić wielkie oczy na widok moich butów.
- Naprawdę? Zrobisz to dla mnie? - zapytał sarkastycznie.
- Dla ciebie wszystko - mrugnęłam do niego porozumiewawczo. W końcu odwrócił ode mnie wzrok i krzyknął :
- Nie wierzę !
- To uwierz, Kev, bo przecież chodzisz na religię i do kościoła, a nie ładnie tak kłamać odnośnie swojej wiary. - wszyscy wokół zaczęli się śmiać.
- Dlaczego jesteś dziś taka wesoła, co ?
- A, no wiesz... Jakoś tak się złożyło.
- Dobra, nie ważne. Wytłumacz mi jedno. Jakim cudem udało ci się zaciągnąć Eleonorę na imprezę?!
Dziewczyna, o której wspomniał, zarumieniła się. Przyszła tam z własnej woli, nawet sama mnie zaciągała do auli.
- Przyszła tu z własnej, nieprzymuszonej woli. - odparłam.
- To prawda. - potwierdziła Eleonora.
- Musimy to uczcić! - zakrzyknął Kev.
- Ale co takiego? - zdziwiła się Karolina.
- Musimy uczcić to, że od teraz Eleonora należy do naszej paczki.
- Słucham ?! Przecież nawet tego nie przegłosowaliśmy!
- Ech... No dobra. Kto nie chce by Eleonora była w naszej paczce ?
Do góry powędrowała tylko jedna ręka. Należała do Karoliny.
- Sorry, Karo, przegłosowane. Witaj w ekipie, Eleonoro. - Kevin szeroko się uśmiechnął. Wszyscy z naszej paczki zaczęli bić brawo poza jedną, niepocieszoną Karoliną.
- Dlaczego nie chcesz jej u nas? - mruknęłam tak, by tylko ona mnie usłyszała.
- Sama nie wiem. - odparła tak samo cicho. - Coś mi mówi, że nie powinnam do końca jej ufać.
- Jasne... Możesz mi coś obiecać?
- Zależy co.
- Obiecaj mi, że będziesz tu się dobrze bawić.
- Nie wiem czy to jest możliwe.
- Dlaczego niby nie ? - zdziwiłam się.
- Bo właśnie wszedł tu demon. Dobrze wiesz, że uznaje się je za zwiastun nieszczęścia.
- Słucham?! - powędrowałam za jej spojrzeniem. W wejściu stał Mike. Chyba on też mnie zauważył, bo przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie. Zauważyłam nawet, że coś mówi. Mój piekielny słuch sprawił, że zrozumiałam jego wypowiedź, a właściwie słowo. Brzmiało ono "Lexi". Na samo to zdrobnienie przed oczami pojawiło mi cudowne zjawisko. Brązowowłosy chłopak o fiołkowych tęczówkach. Był uśmiechnięty.
Po chwili, obraz zniknął. Karolina, jakby nie zauważyła tego co się stało, bo pociągnęła mnie za sobą w stronę stolika z napojami.
- Może zaszalejemy i wypijemy małego drinka? - zapytała.
- Rób co chcesz - odpowiedziałam - mnie wystarczy truskawkowy shake.
- Jak wolisz - odparła po czym wzięła do rąk 2 kubki. W jednym był mój napój mrożony, a w drugim arbuzowe "mojito". '
- To się może źle skończyć... - mruknęłam po czym pociągnęłam duży łyk truskawkowego napoju.
- Hey laski - usłyszałam za sobą - Jak wam się podoba impreza?
Gdy się odwróciłyśmy, spoglądałyśmy na gospodarza tego przyjęcia, Eryka.
- Jest okey - powiedziałam.
- Jest super ! - krzyknęła, jak dla mnie zbyt entuzjastycznie, Karolina.
- Cieszę się, że wam się podoba. Może macie ochotę na skok do basenu? - pytanie zadał patrząc mi prosto w oczy, więc zrozumiałam, że kieruje je głównie do mnie.
- Czemu nie. - odparłam. - Zrobiło się bardzo gorąco.
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że moje stwierdzenie mogło zabrzmieć dwuznacznie. Eryk szeroko się uśmiechnął.
- Czekam na was w basenie. - szybkim krokiem podszedł do krawędzi, zrzucił koszulkę i wskoczył.
- Czy ty go podrywasz?! - niby zapytała, niby wykrzyczała Karolina.
- Ja? Ależ skąd ! - jej pytanie mnie oburzyło.
- Daj spokój. - machnęła ręką. - przecież nie masz faceta, a Eryk jest najlepszą sztuką w szkole. Poza tym podobasz mu się, więc drzwi do niego stoją dla ciebie otworem. Dlaczego więc miałabyś z nim nie być?
- Przede wszystkim, dlatego że mi się nie podoba.
- A kogo niby masz na oku? Demona?
- A może ja nie mam nikogo na oku?
- Daj spokój. Każdy musi być w kimś zakochanym, bo inaczej życie byłoby nudne.
- Moje jest ciekawe bez żadnych problemów sercowych.
Zrzuciłam sukienkę, zdjęłam szpilki i spokojnym krokiem podeszłam do basenu.
Cudowna, lśniąca tafla wody zapraszała mnie do siebie, przyciągała. W odpowiedzi na jej wezwanie, podniosłam ręce do góry, lekko zgięłam nogi i bez problemu skoczyłam na główkę.


Rozdział VIII.

Ola bez problemu wskoczyła do basenu. Wszyscy wyczekiwali, aż się wynurzy, ale ona cały czas pływała po dnie. Chyba nawet nie była świadoma, że używa piekielnych mocy, bo w innej sytuacji, nie byłaby w stanie tak długo pozostać pod wodą. Ludzie robili coraz większe oczy. Musiałem rozwiać podejrzenia i zrzuciłem szybko koszulkę, tenisówki i w kąpielówkach skoczyłem do wody. Przez chwilę bąbelki, wytworzone w czasie uderzenia,  zasłaniały mi cały widok. Wyszukiwałem Olę, ale kolor jej stroju wtapiał się w barwę kafelków.
Odwróciłem się. Zielone oczy wpatrywały się we mnie. Na jej twarzy pojawiło się oburzenie i po chwili popłynęła do góry, zostałem na dnie sam.
By nie robić z siebie snobka, który może być pod wodą bez brania oddechu, wypłynąłem. Ola, jakby nigdy nic, rozmawiała z Karoliną, ale co jakiś czas spoglądała na mnie, niby z zaciekawieniem, niby z oburzeniem.
Byłem tam jedynym stworzeniem magicznym. Czarownicy uznają siebie za udoskonalonych ludzi. Myślą, że są idealni, a Bóg pozwala im trafić do nieba, bo nie chce ich wyciągać z błędu. Dlaczego więc ja, czarodziej z krwi i kości, trafiłem do piekła? Chciałem do tego dojść, ale najpierw musiałem przypomnieć Oli co działo się rok temu.

***

Niebo było spowite deszczowymi chmurami. Wraz z Olą siedzieliśmy w świetlicy akademickiej, ja na miękkim fotelu, ona na moich kolanach. Trzymałem w ręce tom "Niezgodnej" odwrócony w stronę Lexi, ona natomiast skrzyżowała swoje łokcie z moimi i pozwalała mi czytać "Igrzyska Śmierci". Kilka osób spoglądało na nas zazdrośnie.
- Haha.- usłyszałem Olę. Co jakiś czas śmiała się, co oznaczało, że czyta jakiś śmieszny fragment powieści.
Nie mogłem się skupić na książce.
- Przewiń. - mówiła. Dekoncentrowało mnie to, ale lubiłem słuchać jej głosu. - Nie tę, drugą stronę !
- Przepraszam - zaśmiałem się.
- Kiedy ty wreszcie przewiniesz stronę?
- Chyba nigdy.
Opuściła książkę, co sprawiło, że i moje ręce opadły. 
- Skoro nie chcemy czytać książek, to co innego porobimy?
- Mam pomysł. - odparłem, gdy do głowy wpadła mi pewna myśl - Chodź za mną.
Szybko ją podniosłem z moich kolan, postawiłem ją na ziemi, po czym złapałem ją za rękę i popędziłem w sobie tylko znanym kierunku.

***

- Co to za miejsce? - zapytała ciekawa Ola. Znajdowaliśmy się w szarym, sześciennym pomieszczeniu. 
- Tutaj ćwiczymy zaklęcia na zajęciach. - odpowiedziałem.
- Jesteś pewien, że mogę tu przebywać? - na jej twarzy pojawiło się zmartwienie.
- Nie ma tabliczki "zakaz wstępu dla młodziaków", więc chyba możesz. - "młodziakami" nazywa się czarodziejów  i czarownice, którzy nie potrafią jeszcze czarować. Nas, używających magii zwie się kugii. Nazwa wydaje się zabawna, ale kiedyś wymyślił ją ktoś z młodszych klas łącząc 2 wyrazy: "kujon" i "magii". Tym kimś był mój ojciec.
- Jeśli ktoś nas przyłapie będzie na ciebie. - odparła udając oburzenie i nadając swojemu głosowi ten słodki, nieznoszący sprzeciwu ton.
- Masz to jak w banku. - odpowiedziałem, po czym złożyłem pocałunek na jej czole.
- No to co robimy? - zapytała zarumieniona. Uwielbiałem patrzeć na te jej zaczerwienione policzki. Wyglądała tak uroczo.
- Zrobimy sobie piknik.
- Na deszczu?
Podszedłem do ściany. Jak na zawołanie wyłonił się z niej specjalny komputer. Wybrałem kilka opcji, a potem ekran zniknął, jakby nigdy go tam nie było. 
Znaleźliśmy się na łące pełnej kwiatów. Przed nami leżał koc i kosz piknikowy. Ola westchnęła.
- Tu jest cudownie. - wtuliła się we mnie. Uwielbiałem to. - Dziękuję. - dała mi całusa w policzek.
- Dla ciebie wszystko, księżniczko.
Leżeliśmy na miękkim kocu, aż po chwili Ola powiedziała:
- Głodna jestem.
- Poczekaj. - odpowiedziałem. Sięgnąłem do magicznego koszyka i wyjąłem z niego 2 kanapki: jedną z ogórkiem, a drugą - z serem. Tę pierwszą podałem Oli. - Proszę.
- Dziękuję.
Uśmiechnęła się szeroko. Powoli przeżuwała każdy kęs pieczywa, a gdy doszła do połowy, powiedziała:
- Ale... skoro to nie jest prawdziwe, to ja właśnie nie jem.
- Tak... Tak właśnie jest.
- Czyli teraz komputer oddziałuje na mnie, bym myślała, że jem i że dzięki temu nie jestem głodna.
-Uwielbiam, gdy mówisz takie mądre rzeczy.
- Czyli, że jak wygaduję głupie, to tego nienawidzisz?
- Tego nie powiedziałem.
- Ale to wynika z praw logiki.
- Prawa logiki nie obowiązują w naszym świecie.
- To też prawda.
Kolejny szeroki uśmiech posłany w moją stronę. Przy niej zawsze się czułem inny - byłem wesoły, szczery, żartobliwy i czas mi zawsze upływał szybko.

***

Coś przerwało to cudowne wspomnienie. Znowu znajdowałem się w basenie, jednak teraz nie było w nim tylu osób. Siedziałem sobie na dnie, lecz coś kazało mi się wynurzyć. Czułem na sobie złe spojrzenia, a na niektórych twarzach znajdował się wredny uśmieszek. Ola nadal była w wodzie. Rozprawiała o czymś zawzięcie ze swoimi przyjaciółmi. 
- Hey wszystkim ! - usłyszałem czyiś krzyk. - Kto chciałby zobaczyć, jak wygląda demon w święconej wodzie ?!
Wszyscy zgodnie krzyczeli "Ja!". Nie zrozumiałem na początku tego przekazu, "O co im chodzi?", myślałem. Zobaczyłem, jak ktoś niósł wielkie wiadro. Chciałem natychmiast wyjść z basenu. Niestety prawie wszyscy uczniowie ustawili się tak, by mi to uniemożliwić. Odwróciłem się do Oli. Jej też mogła stać się krzywda, nawet większa niż mnie. Odwzajemniła moje spojrzenie. Wtedy na jej twarzy malowało się przerażenie, a w kąciku jej oka widziałem łzę.
Chlup ! Zawartość wiaderka zmieszała się z wodą chlorowaną. Natychmiast poczułam, jak moja skóra się pali, ból był nie do zniesienia. Na Oli twarzy pojawiło się cierpienie.
- Ola?! Ola?! - krzyczała Karolina. - Co się dzieje?!
Nie czułem powodu do ratowania siebie. Ostatnia myśl, która przeleciała mi przez głowę mówiła "Ratuj ją! Musi żyć! Tylko ty możesz jej pomóc!".
To mnie zmobilizowało do walki z cierpieniem.


Rozdział IX.

Leżałam w szpitalnym łóżku, gdy się obudziłam. Spoglądałam na wszystko dookoła. Szafkę nocną, krzesło. Niewiele mnie otaczało. Byłam prawie sama, gdyby nie fakt, że na sąsiednich łóżkach leżeli inni pacjenci. Nagle do sali weszła pielęgniarka. Niewiele się zastanawiając zapytałam:
- Co ja tu robię?
Spojrzała na mnie. Zirytowana przewróciła oczami (wyglądała, jak jakiś zombie gdy to zrobiła), a potem najzwyczajniej w świecie mnie olała i wyszła z sali.
Czułam się zła, wściekła wręcz. Nienawidziłam, gdy tak mnie traktowano.
Moja złość przeminęła, gdy do sali wszedł jakiś chłopak. Miał czerwone włosy. Pomyślałam, że skądś go znam. Chyba leki znieczulające dobrze na mnie działały. Po chwili przypomniałam sobie kto to, to Mike, demon, który jest sługusem ojca.
- Jak się czujesz, Lexi? - zapytał. Pomyślałam "Dlaczego Lexi?".
- A jak powinnam? - odpowiedziałam pytaniem.
- Chyba powinno cię boleć wszystko.
- To dobrze, bo tak nie jest.
- Pamiętasz coś z tego co się wydarzyło 2 tygodnie temu?
- Dwa tygodnie?! - nie mogłam leżeć w szpitalu dwóch tygodni. Przecież to niemożliwe było, stracić tyle nauki, a poza tym jestem przecież córką szatana, mój organizm powinien był szybciej się zregenerować.
- Żartowałem. Leżysz tu 3 dni.
3 dni... na pewno lepiej stracić tyle niż 14 dni.
- A dlaczego tu trafiłam?
Miał zakłopotany wyraz twarzy. W końcu zapytał:
- A którą wersję wydarzeń chcesz poznać? Oficjalną czy rzeczywistą?
- Obie poproszę.
- No więc... Oficjalnie, okazało się, że masz uczulenie na chlor, ale przy pierwszych minutach w wodzie tego nie odczułaś. Gdy zaczęłaś się robić cała czerwona, a oni wlali wody święconej do basenu, ja cię wyciągnąłem, a przez to umarłem.
- Jak to... umarłeś? Przecież martwi nie mogą umrzeć.
- Umarłem i się zregenerowałem. Musiałem cały dzień siedzieć w piekle, gdy moje ciało próbowało doprowadzić się do ładu.
- A jaka jest rzeczywista wersja?
- Tak naprawdę, gdy wlali wody święconej do basenu twoja skóra zaczęła się palić,a ja, jak ten palant zamiast siebie ratować, wyciągnąłem cię czym prędzej z wody. Tak czy inaczej... nie ważne, którą wersję bardziej akceptujesz i tak wszyscy wiedzą, że cię uratowałem.
Nie zachowywał się, jak Mike. To zachowanie... kojarzyło mi się z kimś zupełnie innym. Nie pamiętałam jego imienia. Pamiętałam jego fiołkowe oczy.
- Jaki mamy dzisiaj dzień? - zapytałam głupio, choć podobno akceptuje się takie zachowania u osób, które są w szpitalu.
- Dzisiaj jest środa. Dotarłaś tutaj w niedzielę.
- To gdzie my jesteśmy? - zdziwiło mnie, że tak długo tam docierałam. W trochę przetartej przez ból pamięci wiedziałam, że impreza basenowa działa się w sobotę, a zaczynała o 20.00, więc pewnie zabijanie mnie zaczęło się około 21.00. Co tak długo docierałam do szpitala?
- Jesteśmy w Szczecińskim szpitalu.
- W Polsce? W Szczecinie? - zdziwiłam się. Ostatnio w tym mieście byłam 5 lat temu. Potem zabrali mnie na wyspę, gdzie znajduje się szkoła i tak oto straciłam kontakt z ludźmi.
- Czy to nie w tym szpitalu się urodziłaś? - zapytał. Nie mógł tego wiedzieć. W moich szkolnych aktach to jest, ale do nich przecież nikt nie zagląda. O tym, że się tu urodziłam nikt nie wie, prócz mnie i mojej matki.
- Skąd wiedziałeś? - zapytałam nieufnie. Demony nie mogą tyle wiedzieć. Nawet jak dostają zadanie, które polega na utrzymywaniu kogoś przy życiu. Mój ojciec jest sprytny, bo w końcu po kimś to odziedziczyłam. Byłam pewna, że kogoś nasłał za mną, by mnie pilnować. Musiał się prędzej czy później ujawnić. Wtedy już wiedziałam, że na 100 procent taką osobą był Mike.
- Ja, wiem o tobie wszystko.
- Niby dlaczego? Po co ci taka wiedza?
-  Yyy... bo... - miał problem z wytłumaczeniem się. Coś ukrywał.
- Wiem, że mój ojciec cię wysłał tylko po to, bym utrzymywała się przy życiu. Ale dlaczego akurat ciebie?! I skąd tyle o mnie wiesz?!
Patrzył na mnie. W jego oczach widziałam strach i ból. Demony nie mogą tego czuć. Na tym polega ich egzystencja - słuchają rozkazów mojego ojca, nie czują bólu, smutku, szczęścia, miłości. Żyją z nienawiści, grzechu i pożądania. Dlaczego, więc był inny?
- Za życia byłeś czarodziejem? - bardziej stwierdziłam niż zapytałam. Przytaknął. - Ile jesteś ode mnie starszy?
Po chwili pewna sylwetka mężczyzny majaczyła mi przed oczami. Musiałam się tylko upewnić czy myślałam o tym, o czym... no myślałam.
- 3 lata. - odpowiedział. Potwierdził jedno z moich podejrzeń.
- Kiedy zginąłeś? - zadałam kolejne pytanie.
- Rok temu. - to był on. TO BYŁ ON!!!
Zapomniałam o nim. Nie wiem jak, ale tak było.To wyjaśniało te wszystkie luki w pamięci, zamazany obraz, gdy próbowałam sobie przypomnieć wydarzenia sprzed roku. Dziwne wydarzenia nabrały sensu.
To nie mógł być przypadek. Na tym świecie są tylko 4 osoby, które tak potrafią. Bóg (jeśli uznajemy go za człowieka), Archanioł Gabriel, Szatan i ja. Nie ma wątpliwości kto z tych postaci mógł pragnąć szperania w mej pamięci.
- Mikołaj. - wyszeptałam. - Szatan...
Demon spojrzał na mnie zaskoczony. Nie wiedziałam dlaczego właściwie to mówiłam, chyba tylko chciałam połączyć sobie kilka faktów na głos.
Wszystkim znany demon Mike, za życia był magiem, Mikołajem Platem, którego kochałam i kocham nad życie. Nie mogłam pozwolić by szatan tak się mną bawił. Musiałam powstrzymać go, bo mógł więcej zmajstrować w mojej pamięci.
Demon chyba domyślił się o czym myślę. Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech, a w jego oczach widziałam pełnię szczęścia.
Wtedy już byłam pewna swoich zamiarów. Musiałam znów wrócić do piekła i załatwić nowy porządek świata.


Rozdział X.

Chciałam, jak najprędzej opuścić ten szpital. Moim największym pragnieniem było rozprawić się z moim ojcem. Myślał, że może sobie robić co tylko zechce z moją pamięcią.
Mike patrzył na mnie, tymi oczami demona. Nie mogłam znieść tego widoku, bo był zbyt bolesny. Niegdyś fiołkowe oczy, zalała fala krwi, brązowe włosy, zostały zmienione w ogień. Piekło zmieniało piękno w coś przeciwnego.
Po upływie roku, w końcu byłam w ramionach Mikołaja. Podświadomie, czekałam na ten moment. Czułam jednocześnie szczęście i smutek.
- Nienawidzę go. - odparłam.
- Wiem. - odpowiedział Mike.
- Chciałabym móc go zabić.
- Ale nie możesz.
- To nie fair, że on może mnie uśmiercić, a ja jego nie.
- On ciebie nigdy nie uśmierci.
- Skąd ta pewność?
- Bo ja mu na to nie pozwolę. - spojrzałam w jego oczy. Widziałam w nich pewność siebie, ale wiedziałam, że nie byłby w stanie mnie ocalić.
- Przecież dla niego nie jesteś przeszkodą. Przez to, że po śmierci trafiłeś do piekła, musisz być mu posłuszny.
- No właśnie. Zadanie, jakie otrzymałem po śmierci, to utrzymywanie cię przy życiu.
- Nie zmienia to faktu, że może on przenieść twą duszę do Tartaru, jeśli stwierdzi, że stoisz mu na drodze.
- On nie chce twojej śmierci.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Bo jesteś dla niego jedyną bronią, która może doprowadzić do apokalipsy.
Jego odpowiedź mnie zdziwiła. Mój ojciec, nie chciał mojej śmierci tylko dlatego, że moje życie mogło doprowadzić do zgonu pozostałych stworzeń na ziemi.
- Więc powinnam umrzeć.
- Nie mów tak. - był przerażony moim stwierdzeniem. Właściwie, jego reakcja mnie nie zdziwiła.
- Spójrz na to z tej strony. Póki jestem wśród żywych, nasz związek, nie może istnieć. A gdybym zginęła, byłoby nam łatwiej.
- Ciebie nie obowiązują te same zasady co pozostałych żywych. Jesteś córką upadłego anioła! Władcy piekła! Możesz robić co chcesz i kiedy chcesz i nie musisz ponieść za to konsekwencji.
- Za jaką cenę? Woda święcona mnie pali żywcem, kościół jest dla mnie zamknięty. Moja moc jest potężniejsza od tej, którą władają anioły, przez co mają powody do uśmiercenia mnie.
Wszystko co powiedziałam, było prawdą. Anioły się mnie bały. Jednym z ich przykładu był Kenji, anioł stróż Eleonory. Wiedział kim jestem, a jednak byłam w stanie zmusić go do milczenia.
- Karolina tu idzie. - nagle powiedział Mikołaj.
- Co?
- Karolina tu idzie. - powtórzył.
- Ale jak ona się tu dostała? - jęknęłam.
- Nie wiem. Moja siostra po prostu mnie zadziwia.
Ach... no tak. Karolina była siostrą Mikołaja. Szatan nawet z jej pamięci go usunął.
- Nie wiem, jak zareaguje widząc mnie w towarzystwie demona.
- Zaraz zniknę, spokojnie. - mrugnął do mnie. - Wrócę, gdy ona wyjdzie.
- Obiecujesz?
- Przysięgam.
Jego usta spotkały się z moim czołem. Po moim ciele przeszła fala ciepła.
- Łuhu ! - usłyszałam radosny krzyk Karoliny. Mikołaj ostatni raz spojrzał mi w oczy i zniknął. Dosłownie.
- Cześć Karolina. - powiedziałam, gdy zobaczyłam ją wchodzącą do sali.
- Jak się masz? - zapytała. Choć przerwała ona bardzo przyjemną chwilę z Mikołajem to cieszyłam, że ją widzę.
- Dobrze, a ty? - odpowiedziałam. Jej entuzjazm mnie zadziwiał.
- Wyśmienicie. A teraz wstawaj, bo idziemy na zakupy.
- Słucham? - Oniemiałam. Ona cały czas myślała o zakupach.
- Hello! Jesteśmy w Szczecinie. Kiedy będzie kolejny taki moment by odwiedzić tyle galerii handlowych?
- Pewnie nigdy... Ale przecież nie wypuszczą mnie z tego szpitala.
- O to się nie martw. Wiele razy wymykałam się z różnych miejsc, żeby wyjść na zakupy. Kiedyś nawet zeskoczyłam z 3 piętra!
- Poproszę jak najmniej bolesną ucieczkę.
- To idź się ubierz i zaraz cię stąd zabiorę.
Spojrzałam po moich rzeczach. Nic tam nie było.
- Karolina, nie mam swoich rzeczy.
- A, no tak. Proszę. - podała mi torbę, której wcześniej u niej nie zauważyłam. Gdy rozpięłam zamek błyskawiczny zobaczyłam trochę swoich ciuchów, dezodorant i jeszcze trochę potrzebnych mi rzeczy.
- Dzięki, Karo. - odparłam wdzięczna. Wyszłam do łazienki dla pacjentów, tak szybko się umyłam i ubrałam. Po 5 minutach byłam gotowa. - Czym chcemy jechać do centrum?
- Jedziemy taksówką. Wolę przepłacić, niż jechać tymi okropnymi tramwajami.
- Ale ty płacisz. - zaśmiałam się.
- Dobrze, kaleko. - dała mi kuksańca w bok.
- Ała. - udałam urażoną.
- Nie rób takiej miny, bo ci taka zostanie.
Poirytowana spojrzałam na nią. Jej oczy wyglądały, jakby się ze mnie śmiały.
- Jak tam u Eleonory? - zapytałam ciekawa, co też się dzieje z moją przyjaciółką.
- Zaczytana jak zwykle. Dała mi całą listę książek, które mamy jej kupić w tutejszej księgarni. A teraz pakuj manatki, bo ty już tu nie wracasz.
- Nie mam czego pakować.
- Tym lepiej. A teraz rusz się, bo trzeba stąd zwiać.

 ***

Szłyśmy spokojnie długim korytarzem. Kilka razy skręcałyśmy, czasami się cofałyśmy, schodziłyśmy i wchodziłyśmy po schodach. W końcu dotarłyśmy do wyjścia, gdy nagle zobaczyła nas pielęgniarka, którą pamiętałam, bo po obudzeniu pytałam się gdzie jestem, a ona łaskawa była mi nie odpowiedzieć.
- A ty gdzie idziesz? Powinnaś leżeć w łóżku. - powiedziała.
Właśnie chciałam odpowiedzieć, że to nie jej interes, gdy głos wzięła Karolina.
- Idę z nią na spacer, ponieważ potrzebuje ona świeżego powietrza. Niedługo wrócimy.
Pielęgniarka spojrzała na nas, jakby chciała się upewnić czy na pewno nie kłamiemy. W końcu zrezygnowana machnęła ręką i poszła gdzieś dalej korytarzem.
- Uff... Bałam się, że mi nie uwierzy. - powiedziała uśmiechnięta Karolina. 
Wyszłyśmy przed szpital. Zauważyłyśmy jakieś taksówki stojące przed nim, więc skierowałyśmy się na mały parking.
- Dzień dobry. - powiedziałam.
- Dzień dobry. - odpowiedział taksówkarz. - Gdzie was zawieźć?
- Na Plac Rodła, prosimy.
Plac ten był jednym z niewielu miejsc, których nazwę zapamiętałam. Wiedziałam, że jadą tam trafimy do centrum, a to właśnie tam chciała pojechać Karolina. Usiadłyśmy z tyłu i nie odzywając się wyglądałyśmy za okna.


Rozdział XI.

Kolejne godziny mijały mi, jak przez mgłę. Słyszałam wypowiedzi Karoliny, a gdy mnie o coś pytała – odpowiadałam jej. Przymierzałam ubrania, a gdy przyszło co do czego to za nie płaciłam. Weszłyśmy nawet do księgarni, tylko po to by wykupić wszystkie książki, jakie znajdowały się na liście przekazanej nam przez Eleonorę.
W końcu nadszedł wieczór. Robiło się ciemno, jak to zwykle bywa o tej porze roku. Na ulicach zapaliły się latarnie, choć przecież było wystarczająco widno.
Nie mogłam skupić się na uroku tego miasta. Mój umysł cały czas zaprzątała myśl o NIM. Czułam pustkę, gdy nie stał obok, smutek jakiego nikt nie powinien odczuwać.
A potem stało się to.
Towarzysząca mi Karolina, nagle się zatrzymała. Nie, nie z własnej woli. To jakiś mężczyzna ją złapał od tyłu. Byłyśmy wtedy gdzieś w centrum, w okolicach Bramy Portowej. Patrzyłam na nią przestraszona, a jej oczy błagały mnie o pomoc. Nie wiedziałam co zrobić.
Mężczyzna w czarnym kombinezonie i kominiarce przyprawił mnie o dreszcze. Trzymał ręce na szyi mojej przyjaciółki i kiwał głową do kogoś, kogo nie mogłam zauważyć, bo nie spuszczałam wzroku z Karoliny. Czułam się podle, że tak po prostu patrzyłam, jak ją zabierają, choć sama też nie byłam w lepszym położeniu.
Stałam na środku ulicy, patrząc na mężczyzn, którzy zapewne chcieliby mi zrobić krzywdę. Właśnie w tej chwili rozległ się pewien głos w mojej głowie: Użyj mocy...
Ależ mądry był ten głos. Jakbym wcześniej na to nie wpadła! Ale co miałam zrobić? Użyć zaklęcia ognia i spalić go żywcem? A może zaklęcia ziemi, podnieść całe słupy chodnika, tylko po to, by człowieka wywalić? Nie, nie mogłam tego zrobić.
Wtedy mnie oświeciło.
Nie miałam użyć mocy, jaką władali madzy. Miałam użyć zaklęcia potężniejszego niż potrafiłaby wypowiedzieć moja matka. Przed oczami pojawiła mi się formułka. Gdy serce me w płomieniach, sprawcy tego ma stać się coś gorszego...
No i... powiedziałam to.
Nie wiedziałam co się dzieje. Po prostu... najpierw zbir stał przede mną, a potem... już zamienił się w obłok dymu. Tak kolejni znikali. Niestety, wraz z nimi moja przyjaciółka.


***

- Mike! Mike! - usłyszałem krzyk. Ola mnie potrzebowała. Natychmiast zmaterializowałem się obok niej, żeby dowiedzieć się, co się stało.
- Co jest? - zapytałem zmartwiony. Wtedy zauważyłem, co jest nie tak. Ola była sama, Karolina zniknęła. - Co się stało z moją siostrą?
- Nnie wiem, ja... - była cała zdruzgotana. Trzęsła się, niby z zimna, niby z przerażenia.
- Spokojnie. - objąłem ją. - Powiedz mi co się stało, nie musisz się spieszyć.
I opowiedziała. Oczywiście nie obyło się bez pochlipywania, wycierania nosa, ale w końcu poznałem całą historię.
- Ola, użyłaś bardzo potężnego zaklęcia. - powiedziałem po wszystkim.
- Jak bardzo potężnego? - chlipnęła.
- To zaklęcie... przenosi tych którzy pragną ci zrobić krzywdę, jak i tych, którzy się z nimi stykają.
- Gdzie ich przeniosłam? - zapytała zdruzgotana.
- Do piekła.
- Ale... Nie... nie... nie... - znowu zaczęła głośno płakać.
- Kochanie, uspokój się. - nie lubiłem patrzeć jak płacze. Wyglądało to, jakby się torturowało małą świnkę morską, bezbronną, zależną od otoczenia i ludzi. Ola uwielbia te zwierzęta i sama myśl o tym, że mogłoby im się coś stać przyprawia ją o ból głowy. Nie należy do osób twardych. Jeszcze nie. Szatan zrobi wszystko, żeby to się zmieniło. Tylko ja znałem jego plany dotyczące Oli. Najgorsze było to, że nie mogłem ich wyjawić. To tak, jakby łączyła mnie z Lucyferem przysięga, a tak naprawdę był to ten okropny kontrakt, który trzeba podpisać zaraz po śmierci...

***

- Podpisz się tutaj. - jakiś demon wskazał mi dziwny kawałek pergaminu.
- Nie mam czym. - odpowiedziałem bez zastanowienia.
- Tego nie podpisuje się długopisem, barani łbie. - odpowiedział niegrzecznie księgowy szatana.
- To niby czym? - nerwy prawie mi puściły. Ledwo trafiłem do świata zmarłych, a już nie chciałem w nim być. Chciałem uciec, jak najszybciej.
- Jedziesz po tym palcem, a krew sama się pojawi.
- A co to niby jest?
- To jest kontrakt.
- Po co mi on?
- Jeśli go nie podpiszesz, znikniesz.
- A co za różnica? I tak nie żyję!
- Nie chciałbyś się spotkać z ukochaną?
- Co? - skąd on mógł wiedzieć o Oli?
- Jeśli twoja dusza zniknie, nie odzyskasz dziewczyny. Jako poddany Lucyfera, będziesz mógł przenikać do ludzkiego świata.
Ten argument mnie przekonał. Nakreśliłem na pergaminie „Mikołaj Plata”.
Poczułem ucisk w żołądku. Coś się działo. Coś złego. Po chwili czułem, jak wypala mi oczy i włosy. Mogłem spokojnie wyczarować sobie lusterko. Nie zrobiłem tego.
- Co się ze mną dzieje?!
- Przechodzisz przemianę. - demon wzruszył ramionami.
- Dlaczego pali mi oczy i włosy?!
- Czarodzieje tak mają.

Rozdział XII.


To było dawno. Dawno i nieprawda. A jednak cały czas pozostawało w mojej głowie.
Byłam nową uczennicą, kiedy zaczęły się dziać złe rzeczy. Do szkoły uczęszczałam zaledwie od miesiąca, ale trafiłam od razu do trzeciej klasy z powodu wysokiej pozycji mojej matki.
Każdego dnia spoglądałam na tego chłopaka. Na jego cudowne, brązowe włosy. Na piękne fiołkowe oczy błyszczące pod każdym światłem. Na pełne usta, jakby gotowe do pocałunku. Nigdy nie zwracał na mnie uwagi. W każdym razie tak przypuszczałam, bo nigdy nie śmiałabym do niego podejść i się zapytać czy chciałby się ze mną wybrać na spacer.
To był kolejny dzień, kiedy samotnie przechadzałam się, z książkami w rękach, do kolejnej sali po długim korytarzu. Właśnie przechodziłam obok tego przystojniaka, kiedy ktoś obok uderzył mnie ramieniem, co spowodowało upadek moich podręczników. Winowajca przeszedł, jakby nic się nie stało.
Ale on nie. Zatrzymał się i pomógł mi podnieść wszystkie książki.
- Dz-dziękuję - wymamrotałam.
- Nie ma za co - odpowiedział i się szeroko uśmiechnął odsłaniając swoje białe, równe zęby. - Jestem Mikołaj.
- Ola. - odpowiedziałam starszemu chłopakowi.
- Lepiej uważaj. - ostrzegł mnie. - na tych korytarzach bardzo łatwo stracić książki.
- Teraz już na pewno będę.
- Odprowadzę cię do sali, by mieć pewność, że nie zgubisz podręczników. - mrugnął do mnie prawym okiem.
Nie odezwałam się ani słowem. Musiałam mieć całe czerwone poliki, bo czułam na sobie wiele spojrzeń należących głównie do płci pięknej. Trzeba również zwrócić uwagę na to, że nie spoglądały na mnie raczej zbyt uprzejmie. Raczej zazdrośnie.
Szliśmy cały czas, pokonując kamienne ścieżki korytarza, napotykając coraz więcej zazdrosnych spojrzeń, które całkowicie olewaliśmy. Kilka razy przyłapałam go na tym, że spogląda na mnie ukradkiem. To było cudowne uczucie! Jakby piękny ptak wyleciał prosto z mojego serca i leciał wolny. Czułam się bardzo szczęśliwa i nigdy nie miałam tego zapomnieć.

***

Przez kilka dni spotykaliśmy się tak na przerwach, dowiadywaliśmy się wiele o sobie. Zapoznał mnie z kilkoma swoimi kolegami, którzy ciepło mnie przyjęli.
Na jednej z przerw w czasie gdy omawialiśmy nasze zainteresowania, ktoś do nas podbiegł. Zaczął mówić do Mikołaja, jakby mnie tam nie było:
- Mikołaj, za 5 minut jest spotkanie w gabinecie dyrektorki, w sprawie... no wiesz której - spojrzał na mnie jakbym tam przeszkadzała, bo nie może wymieniać przy mnie wszystkich informacji. Może faktycznie nie mógł.
- Okay, już idę. - spojrzał na mnie smutno. Przykro mi było, że miał mnie opuścić, ale patrząc na to, że tak nagle ktoś go poinformował o spotkaniu, nie mogłam go nie puścić.
- Idź, spotkamy się na obiedzie. - odpowiedziałam.
Ostatni raz spojrzał na mnie i pobiegł do gabinetu dyrektorki.

***

Niestety nie mieliśmy okazji spotkać się na obiedzie, jak wcześniej się umówiliśmy. W czasie lekcji poprzedzającej obiad, został zwołany apel w sali konferencyjnej. Każda klasa została wezwana, a następnie kazano nam usiąść na miejscach, które zostały nam przydzielone. Na środku sali zauważyłam Mikołaja, który też na mnie zwrócił uwagę i szeroko się uśmiechnął. Mimowolnie ja też to zrobiłam. 
- Witam was, drodzy uczniowie! - przywitała się pani Allucinor, dyrektorka Akademii Magii. Do czynienia miałam z nią tylko raz, kiedy to w towarzystwie matki, składałam papiery do szkoły. Kobieta ta, jest bardzo poważna, nikt jeszcze nie słyszał, jak się śmieje, czy też nie widział, jak się choćby uśmiecha. W skrócie wielka sztywniara. - Spotkaliśmy się tu z powodu, okropnego wypadku który zdarzył się przed tygodniem. Jeden z waszych kolegów... został porwany.
Po sali rozległ się szmer. Z tej szkoły bardzo trudno jest kogoś porwać.
- Proszę się nie obawiać. Odnajdziemy go, ochrona w tej szkole będzie jeszcze lepsza. 
A potem usłyszeliśmy wrzask.

Rozdział XIII.

Przeniosłem Olę i siebie do akademii. Nie było mowy, by została w tym mieście, bo mogłaby się tam rozkleić.
Tylko szatan mógł coś takiego zaplanować. To on wymyśla każdą zbrodnię jaka się dzieje, a potem używa ludzi, których najłatwiej opętać, by mieć rozrywkę.
Nauczyciele i anioły od razu się na nas rzucili, jak tylko zauważyli nasz powrót. Olę zabrali do skrzydła szpitalnego, a mnie na przesłuchanie.
- Co się stało?! - anioły pytały, wszystkie na raz. - Co jej zrobiłeś?! Jak to zrobiłeś?! Dlaczego to zrobiłeś?!
Nienawidzę aniołów. Co prawda są po stronie nieba, do którego ja mogłem trafić po śmierci, ale no błagam. Obwiniają mnie o całe zło świata! Ja jestem demonem, a nie szatanem.
- Po pierwsze : Przestańcie się drżeć. - odpowiedziałem ze stoickim spokojem, którego nawet ja się po sobie nie spodziewałem. - Po drugie: Dlaczego niby ja miałbym jej to zrobić?
- Wszystko co złe, jest dziełem demonów. - odparł anioł, chyba ten, który jest szefem ochrony szkoły.
- Aż tak mało was wyedukowali? - zapytałem. - Przecież to szatan to wszystko robi, a nie my!
- Ale wy jesteście jego podwładnymi. Wykonujecie jego rozkazy. Więc jaki ty miałeś? Sprawić, żeby już nigdy nie mogła być szczęśliwa? Okaleczyć?
- Tak się składa, że moim rozkazem było ją chronić.
- Po co szatan miałby ją chronić? Jest córką potężnej czarownicy, sama też sobie da radę.
- Nie powiesz mi chyba, że nie czujesz, jaka energia od niej emanuje?
- A jaka niby powinna?
- Ale wy tępi jesteście! - zacząłem się histerycznie śmiać. Nie wyczuli piekielnej energii, która przecież jest widoczna z odległości kilometra!
- Czy jest coś o czym nie wiemy? - zapytał jakiś inny anioł.
- A jest coś o czym wiecie? - zapytałem nadal się śmiejąc. Nie mogąc wytrzymać wyszedłem z pomieszczenia.

***

- Nic mi nie jest. - powiedziałam po raz kolejny.
Łóżko na którym leżałam, było bardziej niż niewygodne. Było twarde, jakbym leżała na desce, a nie na materacu. Nauczyciele stojący nade mną denerwowali mnie swoją obecnością. Jedyne na co miałam wtedy ochotę to pojechać do piekła. Pojawić się tam  i wygarnąć wszystko szatanowi, każde zło skierowane w moją stronę, zniszczenie wszystkich moich marzeń i tego co kocham.
- Wypuśćcie mnie. - powiedziałam.
- Nie ma mowy! Jesteś w złym stanie! - krzyknął nauczyciel wychowania do życia pośród ludzi. Bardzo nudny człowiek.
Nie chciałam tam zostać. Jedyne czego pragnęłam, to krzyczeć, krzyczeć i jeszcze raz krzyczeć. Szatan musiał mi za to zapłacić. A jeśli nie chciał tego zrobić samodzielnie, to już moja była w tym głowa, żeby cierpiał bardziej ode mnie.
- Wypuśćcie mnie. - powtórzyłam. Tym razem powiedziałam to w inny sposób. Użyłam magii. Wpływ jest zły. Obiecałam sobie nigdy z tego nie skorzystać, ale to była wyjątkowa sytuacja. - Nic mi nie jest. Nic się nie stało.
Zaklęcie działało. Nauczyciele powoli zapominali co tam robili i dlaczego. Wykorzystałam tę sytuację i uciekłam. Biegłam przez pomieszczenie, aż w końcu stanęłam przed wielkimi drzwiami. Gdy je otworzyłam, zastałam za nimi Laurę.
- Ooo, cześć. - wydała się zdziwiona moim widokiem.
- Cześć. - odpowiedziałam, próbując ją wyminąć.
- Jak się czujesz? - udawała, że jej na mnie zależy. Należałyśmy do tej samej paczki przyjaciół, ale nigdy jej nie lubiłam. Jest samolubna, fałszywa.
- Wszystko jest dobrze, dziękuję. - na jej twarzy przez chwilę zamajaczył smutek, jakby żałowała, iż jest ze mną wszystko w porządku.
- Co się stało z Karoliną? - nie chciałam odpowiadać na to pytanie. Na szczęście z pomocą przybiegła mi Eleonora, która właśnie wychodziła zza zakrętu.
- Ola! - krzyknęła radośnie. - Tak się cieszę, że nic ci nie jest!
- Tak... ja też. - odpowiedziałam.
- Masz dla mnie książki? - ta dziewczyna była niesamowita. Byłam umierająca, a i tak interesowała ją bardziej literatura!
- Tak, mam. Później ci je przekażę, dobrze?
- Jasne. A słyszałaś już o... - nie dokończyła zdania. Dopiero wtedy zauważyła stojąca obok Laurę. W końcu zdecydowała się nie dokończyć zdania. - Yhm... muszę iść. Przypomniałam sobie, że umówiłam się z kimś. Do zobaczenia!
Cokolwiek to było, nie mógł usłyszeć o tym byle kto. Laura nie mogła się o tym dowiedzieć, a to oznaczało, że będzie mnie coraz bardziej nienawidzić. Super. Po prostu EXTRA.
Poszłam do łazienki. Laura nie podążyła tam za mną.

***

Po godzinie spotkałam się z Mike'iem. Tęskniłam za nim. 
- Słyszałeś coś może? - zapytałam.
- A co miałbym słyszeć? - odpowiedział pytaniem zdziwiony.
- Sama nie wiem... Eleonora chciała mi coś powiedzieć, ale potem zauważyła Laurę i się uciszyła.
- Mogło to dotyczyć Laury?
- Nie sądzę. Eleonora nie należy do osób, które lubią plotkować.
- A co ciebie z nią łączy?
- Jesteśmy przyjaciółkami.
- Nie to miałem na myśli. - uśmiechnął się. Odsłonił swoje piękne, białe zęby. Patrząc na niego, myślałam o nim raczej, jak o aniele, a nie demonie. Nawet po śmierci był przystojny. Szkoda tylko, że odebrało mu to wolną wolę. - Co ciebie łączy z nią raczej w stylu : pochodzenie matek, czy kolor oczu...
- Co do tego ma kolor oczu? - zaczęłam się śmiać.
- Nie miałem lepszego przykładu. - zawtórował mi jego perlisty śmiech. 
- No więc... sama nie wiem... - nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Ale później mi przyszło coś do głowy. - nasze matki są w tym samym zgromadzeniu. Obie należą do arystokracji naszego świata.
- Czy jest szansa, żeby ostatnio kontaktowała się z matką?
- Szansa jest zawsze. Ale nie wiem, jak wysoka. - wystawiłam mu język.
- Nie bądź taka mądra, bo głupich zabraknie. 
- Bo jeszcze pomyślę, że uważasz mnie za głupią. - udałam focha. Oczywiście takiego pełnowymiarowego i w ogóle... z tupnięciem nogi, skrzyżowaniem ramion i wściekłym spojrzeniem. A on oczywiście złapał haczyk i jak moja prywatna rybka, objął mnie, prosząc o wybaczenie. Nie wierzyłam, że mam takie szczęście. Było tak, jakby szatan nigdy mi go nie odebrał. A tak przecież było.
To przypomniało mi o tym, że Karolina jest w piekle i trzeba ją było stamtąd wydostać.
- Twoja siostra... - zaczęłam.
- Spokojnie. Niedługo zjawimy się tam z wizytą. - jego uśmiech wskazywał na to, że naprawdę to planuje. To był dobry znak. Jeden z niewielu od bardzo dawna.

Rozdział XIV.

- Czarowników nie da się tak łatwo zabić, jak ludzi. - kontynuowała temat profesor Nolan, nauczycielka magii. - Człowiek jest delikatny, słaby. Nas nie zabije byle sztylet wbity w serce. Kula pistoletu może nas zranić, ale nie zabić. Zawdzięczamy to naszym zdolnością magicznym. Oczywiście proszę nie próbować strzelać do siebie, ponieważ kilka kulek w łeb może was uśmiercić albo co najmniej okaleczyć. - zwróciła tę uwagę, gdy wielu moich kolegów z klasy zaczęło robić pistolety z palców i udawać, że strzelają do siebie. Żenujące. - Niestety, jak każde stworzenie na ziemi, jest sposób, żebyśmy umarli na miejscu.
Cała klasa wzięła wdech. Nawet ja. Na indywidualnych zajęciach nie omawia się ze mną takich tematów.
- Zapewne kojarzycie swoje znamiona, które znajdują się na waszych karkach.
Wszyscy potaknęliśmy. Nigdy nie sądziłam, że będzie to komentowane na lekcjach. Nasze znamię, widoczne tylko dla stworzeń magicznych, wygląda jak kropla. Jest to tylko obramówka, bez żadnego wypełnienia. Nie to co u dorosłych. Wielu z nich ma różne kolory, czerwień, zieleń, pomarańcz, róż, błękit. Raz nawet widziałam biel. Moja matka, ma błękitne.
Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego tak się różnimy od dorosłych. Ta lekcja była szansą, podczas której mogłam dowiedzieć się, co tak naprawdę nas różni.
- Jeśli uderzy się maga sztyletem prosto w znamię, umieramy. Nasze ciało zamienia się w obłok dymu. Czasami zostaje po nas proch.
- Dlaczego dorośli mają inne znamiona niż my? - cieszyłam się, że to nie ja zadałam pytanie. Osobą, która to zrobiła, był Kuba Miszczuk, chłopak z którym przyjaźni się Kevin. Można się było tego po nim spodziewać.
- Panie Miszczuk, proszę podnosić rękę, jeśli chce się pan o coś zapytać. - profesor Nolan zwróciła uwagę Kubie. - A co do pańskiego pytania - właśnie miałam o tym mówić, zanim mi raczył pan przerwać.
- Przepraszam. - wymamrotał pod nosem.
- A więc - zazwyczaj w czasie ujawnienia się mocy magicznych, znamię przybiera już jedną z określonych barw. Każda z nich oznacza specjalizację, nad którą będziecie pracować. Jeśli znamię robi się wewnątrz zielone, oznacza to, że ta osoba jest Weisium. Weisium lubuje się w eliksirach. Receptury nie są im obce, jak i ich produkcja. Zazwyczaj w przyszłości zajmują się wyrobem leków, jak i różnych alkoholi.
W klasie rozległy się chichoty. Dobrze, że jeszcze nikomu znamię się nie zabarwiło.
- Jeśli znamię robi się od wewnątrz pomarańczowe, osoba ta jest Keisium. Myślę, że ci z was, którzy często lądują w szpitalach czarodziejów albo u szkolnej pielęgniarki zauważyli, że znamię osób tego rodzaju jest w tym kolorze. Ich specjalizacją jest leczenie. Niestety zabiera im to sporo energii, dlatego też używają magii do takich celów tylko w dramatycznych przypadkach, najczęściej śmiertelnych.
To oznaczało, że nikt nie chciał mnie uzdrawiać, kiedy dostałam dawkę wody święconej. Miło.
- Kolejny kolor, jaki może przybrać znamię to róż. Ten kolor przybiera znamię Drelium. Są oni odpowiedzialni za produkcję przedmiotów. Są doskonałymi kowalami, piekarzami, technikami... Można by wiele wymieniać.
Czekałam, na wytłumaczenie znaczenia koloru czerwonego. Miałam przeczucie, że będzie to dla mnie kluczowa informacja. Jako dziecko szatana, nie mogę olewać intuicji. Może ona mnie uratować.
- Znamię koloru czerwonego oznacza Weilium. Są znakomitymi wojownikami. Walczą równie dobrze magią, jak i narzędziami śmiertelników. Zazwyczaj stawia się ich na stanowisko ochroniarzy.
Wojownicy. Czerwień. Mikołaj bardzo dobrze walczył. Czy to znaczy, że Mike miał być Weilium?
- Jeśli znamię jest błękitne, oznacza to, że osoba jest sedium. Jest ich niewielu. Panują nad wszystkimi żywiołami.
Moja matka panowała nad wszystkimi żywiołami. Super.
- I została nam jeszcze jedna specjalizacja. Jest bardzo rzadka. I niebezpieczna. Ludzie ci są widzący... inaczej. Mam na myśli to, że są ślepi. Nazywamy ich Medium. Ich znamiona są białe w środku. Choć nie widzą nic oczami, za pomocą czucia, słuchu, węchu czy smaku, są w stanie wiedzieć co się dzieje w jakimkolwiek miejscu na ziemi. Ich moc polega na tym, że są w stanie przewidywać przyszłość. Są oni doradcami rodzin królewskich.
Ach... no tak. Zapomniałam o tym wspomnieć. Ups. Nasze społeczeństwo posiada swoje rodziny królewskie. Nie wybieramy jednego króla, ponieważ mogłoby to spowodować różne zamachy. Dlatego też, każda rodzina królewska wybiera godnego reprezentanta, który jest nazywany arcyksięciem lub księżną. Jeśli rodzina ma niewielu członków, zostaje wybrany ten, który jest najstarszy. No chyba, że nie jest w stanie pełnić stanowiska.
Jestem księżniczką Aleksandrą. Nikt nie używa wobec mnie tego tytułu, ponieważ wiedzą jak mnie drażni. Moja matka jest księżną. Oczywiście znają ją wszyscy, ale przy mnie udają, że nie ma między nami pokrewieństwa.
- O rodzinach królewskich pewnie już wiele wiecie, ale tylko przypomnę wam kilka informacji - przerwała moje rozmyślania profesor Nolan. - W skład rodzin królewskich wchodzą rodziny: Matysiaków - ukradkiem spojrzała na Eleonorę. Jej ciotka reprezentowała ich rodzinę. Wszyscy jednak podejrzewali, że następną osobą, która przejmie tytuł księżnej, była właśnie Eleonora. - Jabłońskich - tym razem jej spojrzenie spoczęło na Kevinie. On też należał do tej głupiej mieszanki. Jego dziadek zajmował stanowisko arcyksięcia. Ich relacja była dobra, co rzadko zdarzało się między kimś wysokiej rangi a księciem. - Miszczuków. - spojrzała na Kubę. Po nim kompletnie nie było widać jakiegoś zachowania arystokraty. Nie można by mu się dziwić, ponieważ stanowisko księżnej pełni jego daleka ciotka. Nigdy jej nie poznał. - Milińskich. - na sali nie było nikogo o tym nazwisku. Wszyscy jednak doskonale znali Eryka Milińskiego, nałogowego imprezowicza i podbijacza szkolnych serc. Nigdy więcej nie pójdę na imprezę zorganizowaną przez niego. Nie po tym jak do basenu dolano wody święconej. - von Plata - szukała wzrokiem Karoliny, której w sali nie było. Szybko przestała szukać i kontynuowała. - I Barwińskich. - jej wzrok spoczął na dłuższą chwilę na mnie. Nie lubiłam, gdy ktoś mi się przypatrywał. To tak, jakby za pomocą tego był w stanie wwiercić mi się w duszę. - Każdy arcyksiążę jak i księżna, jest wybierany raz na 10 lat, chyba że będzie konieczne przyspieszyć wybory z powodu jakiegoś nadzwyczajnego wypadku.
Rozległ się dzwonek. Lekcja się skończyła. W powietrzu nadal wisiała groza wypowiedzianych przez nią słów.

Rozdział XV.

- Nie mogę w to uwierzyć!
Znowu i znowu. Rozumiem ekscytację Eleonory, ale żeby od razu tak cały czas o tym rozmawiać?!
Lekcja magii zakończyła się interesująco. Wszyscy teraz patrzą na taką mnie czy Eleo, jak na kogoś kto w każdym momencie może przejąć nad nimi kontrolę. Moja matka jeszcze nie chce zejść z tego świata (w każdym razie tak sądzę), więc chyba nie ma sensu tak na mnie patrzeć.
- Wiem, Eleo. - odpowiedziałam już 10 raz z rzędu.
- Oni w ogóle nie dają mi czytać! - jęknęła. - Cały czas gadają o tym, że arystokracja trzyma się tylko ze swoimi. Ej no! To nie nasza wina, że tak nam się trafiło, że się zaprzyjaźniliśmy!
- Nie rozumieją tego. 
- Czego nie rozumieją? - usłyszałam za plecami głos, a potem opatuliły mnie silne ramiona Mike'a. Cieszyłam się, że był przy mnie. Nie obchodziła mnie opinia publiczna, mogli sobie myśleć co chcieli. Przecież nigdy się nie domyślą o moim pochodzeniu!
- Hey. - odwzajemniłam uścisk. - A no wiesz. Nie rozumieją siły przyjaźni i tak dalej. 
- To nie do końca tak. - sprostowała natychmiast Eleonora. - Oni rozumieją siłę przyjaźni, ale uważają, że my jesteśmy przyjaciółmi ze względu na politykę, a nie na to, że jesteśmy tylko ludźmi.
- Ciszej, bo jeszcze usłyszą, że mamy się za kogoś gorszego. - powiedziałam. Nienawidzę w mojej społeczności tego, że uważają się za wyższą rasę. Ludzi nazywają śmiertelnikami, jakbyśmy my byli nieśmiertelni!
- Idiotyzm. - moja przyjaciółka podzielała moją opinię. Pewnie dlatego tak dobrze się dogadywałyśmy. - O, Kenji idzie.
Faktycznie, jej anioł stróż zmierzał w naszym kierunku. Właściwie to prawie biegł. Nadal nie ufał mi, a tym bardziej Mike'owi, demonowi w czystej postaci.
- Cześć Eleonoro. - przywitał się z uśmiechem, ale tylko z nią. Do mnie lekko kiwnął głową, a na Mikołaja nawet nie spojrzał.
- Brakuje nam już tylko Kevina. - odparłam.
- A co się dzieje? - zapytała Eleonora. - Szykuje się o czym nie wiem?
- Można to tak nazwać. - wymamrotałam. Musiałam im w końcu powiedzieć o tym, co się stało z Karoliną. Nie mogłam tego tak długo odkładać. Mike wyczuł natychmiast, że się spięłam, więc zaczął mnie lekko masować po plecach. Jęk rozkoszy wydobył się z moich ust, na co Eleonora zareagowała śmiechem.
- Kto by się spodziewał, widzieć ciebie z demonem? Ja nigdy! - i zaczęła śmiać się głośniej. Coraz więcej twarzy odwracało się w naszą stronę.
- Wiem, gdzie znajdziemy Kevina. - odezwał się Mike. - Chodźmy na plac przed szkołą. 
- Czyżby intuicja? -zapytałam rozbawiona.
- Można tak powiedzieć. A dokładniej mówiąc, słyszałem, jak wychodząc z klasy rozmawiał z chłopakami o tym, że planują połazić po drzewach, bo w końcu jest ładna pogoda.
Cały Kev. Jak trafi kolejny raz ze skręconą kostką do pielęgniarki, to nie ja będę się nim zajmować! Nie tym razem.
Przeszliśmy długim korytarzem. Po drodze Kenji witał się z kilkoma aniołami, a my z Eleonorą rozmawiałyśmy o naszym zadaniu domowym na historię magii. Mike się nie odzywał, po prostu szedł obok mnie. Nasze ręce były splecione, jakby tego całego roku nie było.
W końcu przeszliśmy przez ogromne drzwi. Teraz wszyscy na moim roczniku mieli wolne do końca dnia, ponieważ 16-latkowie mieli testy predyspozycji magicznych, dlatego też nie dziwne było, że zastaliśmy na dworze wiele osób. 
Przeszliśmy kawałek, aż w końcu dostrzegłam Kevina. Stał nieopodal parku, śmiejąc się z jakimiś chłopakami. Odwrócił się w naszą stronę. Dałam mu pewien znak, który ustaliliśmy na początku naszej przyjaźni, oznaczający "musimy porozmawiać". Natychmiast zrozumiał. Przeprosił kolegów i podszedł do nas. 
- O co chodzi? - zapytał zaniepokojony.
- Zaraz ci wszystko wyjaśnię. - odpowiedziałam szybko. - Musimy znaleźć jakieś miejsce, gdzie nikt nas nie usłyszy.
- Masz teraz pusty pokój, prawda?
- Oczywiście. Jest w specjalnym skrzydle, ponieważ tak załatwiła matka Karoliny.
- To świetnie. Chodźmy tam.
Kurczę. O tym nie pomyślałam. Miałam tam bajzel, jak żadna dziewczyna nie mogłaby mieć. Spojrzałam błagalnie na Mike'a. Domyślił się o co chodzi. Tak żeby nikt nie zauważył, użył swoich piekielnych mocy. Powinno to załatwić sprawę.
- Dobrze.
I poszliśmy. Nasza cała grupka, 5 osób: Kenji, Mike, Kevin, Eleonora i ja. Musiało to wyglądać to dość nietypowo. Pospieszyliśmy do mojego pokoju, który był oczywiście w idealnym porządku. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością do Mike'a.
- No to teraz wyjaśnij nam, po co to dziwne zebranie. - zapytał Kev.
- Mogę ja zacząć? - zapytała Eleonora. Przytaknęliśmy. - Nie wiem, czy już o tym wiecie, ale pewnie nie. Szykuje się coś dziwnego. W naszej szkole ma pojawić się cała arystokracja.
- A skąd to wiesz? - zdziwiłam się.
- Ja... tak jakby to widziałam. A jak zapytałam się o to mamy, to potwierdziła, ale była zdziwiona, że to wiem, ponieważ dopiero to na obradach zaakceptowano.
- To dziwne... A wiesz jakie są intencje?
- Podobno jakieś nadzwyczajne wydarzenia. Nie wiem do końca o co chodzi, ale nie zapowiada się na nic dobrego.
- A jak ma to wyglądać? Jakiś wielki apel?
- Z tego co widziałam w mojej wizji, jeśli można to tak nazwać, będzie coś na wzór balu, ponieważ wszyscy byli w garniturach albo sukniach.
- Och... 
Nie, tego się nie spodziewałam. Jak ja miałam im powiedzieć o Karolinie?
- Ola, ty też chciałaś nam coś powiedzieć prawda? - zapytał Kevin tak samo zaskoczony relacją Eleonory, jak ja.
Spojrzałam na Mike'a. Wiedział, że jest to dla mnie trudne. 
Siedzieliśmy w kręgu, więc każdy mnie widział. Musiałam mieć bardzo przerażony wyraz twarzy, ponieważ patrzyli na mnie z troską.
- Chodzi o Karolinę, prawda? - zapytała cicho Eleonora.
- Tak, właśnie o nią. - wykrztusiłam.
- Co się z nią stało?
Powiedziałam im. Opowiedziałam im co wydarzyło się w moim mieście rodzinnym, jak zniknęła. O tym, że podejrzewamy, że trafiła do piekła, gdzie trzymają ją demony szatana.
- On ci to wszystko zasugerował? - zapytał Kevin wskazując na Mike'a palcem.
- Ona jest dzieckiem szatana nie widzicie tego?! - bardziej wykrzyczał niż zapytał Kenji. Wydało się. Moi przyjaciele poznali prawdę o mnie.
Eleonora i Kevin spojrzeli na mnie spode łba. 
- Tak. To prawda. - wyszeptałam.
- Super! - powiedział Kevin. Jemu się to podobało?! - Wiedziałem, że kiedyś dowiem się o tobie czegoś ciekawego! 
- Proszę, nie mówcie tego nikomu.
- Nie mam zamiaru. Przyjaźń rzecz święta, a co święte złamane być nie może.
Jego tekst był bardzo wzruszający. Przytuliliśmy się, jak za dawnych dobrych czasów.
- Ja też nie mam zamiaru nic nikomu mówić. - powiedziała Eleonora. - W końcu na sekretach buduje się przyjaźń. 
Z nią również się przytuliłam. Cieszyłam się, że w końcu się dowiedzieli.
- Ale teraz, opowiedz mi wszystko od początku, jak to się stało, że ten demon pojawił się w naszej szkole i kiedy dowiedziałaś się o swoim pochodzeniu. Nie wierzę, żeby wszystko działo się przypadkiem.
Miała rację. W naszym świecie nie ma przypadków. Są tylko działania nieba i piekła. No więc, skoro i tak nie miałam już nic do ukrycia, powiedziałam im. Wszystko co chcieli wiedzieć, zostało wyjawione.

7 komentarzy:

  1. Ogólnie historia wciągająca, ciekawa i osobliwa. Zawiera dość barwne opisy postaci jak na zaledwie kilka rozdziałów. Moje wątpliwości wzbudza jednak wiek Oli. Czy czternastolatka nie jest za młoda by przeżyć przedstawione w tekście zdarzenia? Jednakże jest to jedyny w mojej opinii mankament, po za tym pomysł wydaje mi się świetny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! Cieszę się, że historia Ci się podoba. Wiem, że wiek Oli jest dość kontrowersyjny, no bo, 14-latka, która ma tak porąbane życie?! Jednak wszystko jest dokładnie zaplanowane ;) Bardzo dziękuję, że napisałaś ten komentarz, mam nadzieję, że dalsze rozdziały Cię nie zawiodą. Pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Uf, przeczytałam całość... Historia ciekawa, czekam na ciąg dalszy. W pierwszych rozdziałach notoryczne czegoś mi brakowało - wydawały się za krótkie... ale może to jedynie kwestia wprawy, bo w późniejszych nie miałam już takiego niedosytu :)
    Właściwie to... czyżbyś była fanką powieści "Ja, diablica"?

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawa historia :) trochę powoli się rozwija ale po pprzeczytaniu części nie można się oderwac i wtrazy podziwu za opublikowanie opowiadania sama piszę ale nie mogę się zdobyc na pisanie bloga ;) czekam na cięg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pomimo, że to zupełnie nie moje klimaty, to przyznać muszę, że czyta się wyjątkowo przyjemnie.
    Potrafisz przyciągnąć uwagę kilkoma płynnymi zdaniami, co jest chwalebne.
    Życzę sukcesów i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Na razie przeczytałem jedynie pierwszy rozdział, może kiedyś zajrzę do dalszych. :)

    Polecam wyjustować tekst - wygląda to o wiele estetyczniej i często łatwej się czyta.

    Cóż, trudno mi ocenić cokolwiek; czy fabułę, czy styl, nie tyle ze względu na to, że czytałem krótki fragment, ale dlatego iż sądzę, że został on napisany już dawno.
    Z autopsji wiem, że styl potrafi zdecydowanie się poprawić nawet i po dwóch rozdziałach. :)
    W pierwszym rozdziale wszystko jakoś szybko leci, bez większych opisów ani wyjaśnień fabuły, przez co ani nie wczułem się w akcję, ani nie wiele zrozumiałem. Z jednej strony piszesz za mało - jak co wyglądało, kto kim jest, a z drugiej za dużo. Zawsze mogłaś pozostawić słodką tajemnicą wiadomość o ojcu Oli. Czytelnik przez długi czas prawdopodobnie główkowałby nad rozwiązaniem. :) Ale to tylko taka moja opinia.

    Sam tekst w sobie wydaje mi się dosyć dobry, acz sam jestem jedynie amatorem. Jestem również pewien, że z rozdziału na rozdział jest coraz lepiej. :D Czekam na debiut literacki.

    (Jeszcze tu wrócę, nie ma tak łatwo!)

    Nikodem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach to justowanie... Zawsze mam z nim problem, bo tekst w pliku jest wyjustowany, ma odpowiednie style... Niestety blogger nie umożliwia mi tego wszystkiego i często po wklejeniu tekstu musiałam usunąć formatowanie, a co za tym idzie, zapominałam wyjustować ponownie tekst :/ Teraz już poprawiłam, mam nadzieję, że będzie się czytało lepiej :)
      Jeżeli chodzi o pierwszy rozdział to miał on być szybkim wprowadzeniem do świata bohaterki, gdyż tak naprawdę ma on niewiele wspólnego z właściwą akcją.
      Jeżeli chodzi o ojca Oli, to właśnie chodziło o to, by czytelnik znał jego postać, gdyż później może to się rozwinąć mam nadzieję, że w dość nietypowy sposób ;)

      Wiem też, że wielu osobom przeszkadzają krótkie rozdziały, jednak są one takiej długości na potrzebę bloga - jeżeli kiedyś udałoby mi się wydać Dobrą córkę zła (wraz z rozdziałami, które na bieżąco dopisuję w prywatnym pliku), to na pewno zmodyfikowałabym długość rozdziałów, łącząc je.

      Mam nadzieję, że historia Cię nie zawiedzie i że nie zniechęcisz się po kolejnych rozdziałach! ;)

      Pozdrawiam!
      Lexi

      Usuń

Jak już tu jesteś, to może zostawisz coś po sobie? Dzięki!