wtorek, 2 stycznia 2018

Rozdział XLIV.

Kochani! 
Życzę Wam wszystkim szczęśliwego Nowego Roku! Niech będzie pełen sukcesów i spełnionych marzeń!

A teraz przychodzę do Was z postem, na który wielu z Was od dawna czeka. Długo się zastanawiałam, czy go wstawić. Niektórzy z Was pewnie nawet nie wiedzą, o co chodzi.
Mój blog na swoim początku był blogiem z opowiadaniem. Jeżeli jeszcze go nie czytaliście, serdecznie zapraszam Was do zajrzenia na podstronę Dobra córka zła, gdzie możecie znaleźć spis treści całej historii. Czytelników, którzy znają historię, zachęcam do powrócenia do pierwszych rozdziałów, byście przypomnieli sobie po tak długim czasie, o czym mowa. A niecierpliwych zapraszam do przeczytania tego NAJDŁUŻSZEGO rozdziału już teraz opublikowanego na moim blogu! ^_^
Dajcie mi w komentarzach znać, co sądzicie! Przyznam, że trochę się bałam wstawić ten rozdział :/






Każdego z Was wasze zdolności chronią przed atakiem w inny sposób. Wojownicy bronią się atakiem fizycznym. Alchemicy szukają substancji, które mogłyby ich ochronić. Władający żywiołami wykorzystują otoczenie, by uformowało się w tarczę. Niezależnie od tego, jak będziecie się bronić, w ostateczności zawsze trzeba pamiętać, że najlepszym sposobem na uniknięcie ataku jest ucieczka.
Nie chciałam być na tych zajęciach. Gdy profesor Nerw (rzeczywiście nazywający się Narwicki, ale ze względu na częste powtarzanie „działacie mi na nerwy”, zaczęliśmy nazywać go Nerwem) wspomniał o uciekaniu, wiedziałam, że oznacza to tylko jedno. Będę musiała biegać.
To nie tak, że ja wolno biegam, czy bolą mnie nogi w trakcie biegu. Wbrew pozorom, na nogi nie muszę narzekać, całkiem nieźle sobie radzą.
Jednak płuca? Masakra! Zawsze miałam problem z bieganiem, bo jakkolwiek miałam zacząć, słyszałam „oddychaj przez nos”. Jak oddycham przez nos dłużej niż 30 sekund, to zaczynam się dusić. Kiedyś znalazłam fajną metodą na bieg, że nie odczuwałam tego braku tlenu. Problem był taki, że po biegu w ten sposób czułam się tak źle, że nie mogłam ustać na nogach.
Miałam rację. Nauczyciele przygotowali dla nas całą trasę do biegu. Marzyłam o możliwości chodzenia na normalny w–f dla młodszych dzieciaków! U nich bieganie trwało 3 minuty i to jeszcze w formie zabawy w berka. Dla nas szykowali tor przeszkód, nawet nie chciałam wiedzieć, ile „atrakcji” dla nas przygotowali.
– Wasze zadanie jest banalne. – zaczął Nerw. Mówił tak za każdym razem i nigdy nie było łatwo. – Widzicie słupki? Wyznaczają one waszą trasę. Jeżeli je przekroczycie, kopnie was prąd. Trzy razy i wypadacie z gry.
– A jeżeli ktoś chce wypaść z gry? – rzucił Kuba.
– To dostaje jedynkę i nie zdaje. – Nerw spojrzał na niego jak na idiotę. – Żeby było ciekawiej, będą was gonić błękitne wilki, więc nie ma możliwości zatrzymania się, aż dobiegniecie do mety.
– Co dostanie osoba, która jako pierwsza dobiegnie?
– A musi coś dostawać? Gdybym za odpowiadanie na takie głupie pytania dostawał premię, to już dawno byłbym na Karaibach, a nie na tej przeklętej wyspie – mruknął pod nosem. – Osoba, która jako pierwsza dobiegnie, dostanie szóstkę i dużą czekoladę.
Nie cieszyłam się, bo i tak wiedziałam, że nie dobiegnę pierwsza. Brak możliwości zatrzymania się mnie przerażał, czułam, że nie dam rady przebiec choćby połowy dystansu.
Kevin już cieszył się na ten bieg, choć wiedział, że nie jest najlepszy w klasie. Jednak wiedza, że nie da rady wygrać, nie sprawiła, że zrezygnował z pokazania, na co go stać i zdecydował się dać z siebie wszystkiego. Jego zamiłowanie do podejmowania wyzwań mnie zadziwiało.
Na szczęście Eleonorze nie kazali biec. Zresztą nic dziwnego, przecież ona umiałaby uniknąć potrzeby ucieczki, bo przecież z wyprzedzeniem wiedziałaby, co się wydarzy. Przynajmniej w teorii.
– Gotowi do biegu? Na linię startu, biegiem! – krzyczał Nerw.
Poszłam powoli, licząc na to, że Nerw jednak żartował i wcale nie musimy wszyscy biec. Jednak linia startowa się przybliżała, a on nadal nas pospieszał.
Usłyszałam, jak kilka osób życzyło mi powodzenia, a niektórzy nawet ścisnęli moją dłoń w geście solidarności. Nie byłam gotowa na ten bieg, ale i tak musiałam go zaliczyć. Liczyłam, że może chociaż marną tróję dostanę, za chęci.
Usłyszałam gwizdek. Ruszyłam mozolnie.
Po chwili usłyszałam, jak wilki zostają puszczone za nami. Myślałam, że nas nie zaatakują, że to tylko taki żart. Przestałam tak sądzić, gdy koleżanka kilka metrów za mną pisnęła, gdy w ostatnim momencie uniknęła zmiażdżenia kości nogi przez ostre zęby wilka.
Tych nauczycieli pogięło do reszty! Chcieli nas zabić czy co?!
Gdy uderzenia łap o ziemię stały się głośniejsze, zrozumiałam, że muszę przyspieszyć. Pozwoliłam, by adrenalina przejęła nade mną kontrolę.
Biegłam. Biegłam szybciej niż kiedykolwiek.
Czułam, jak moje włosy zaczęły uwalniać się z gumki i powiewać na wietrze. Na szczęście nie uderzały mnie o twarz, choć wątpię by i to mi przeszkadzało.
Wilki nie dały rady mnie dogonić. To samo zresztą można było powiedzieć o moich kolegach z grupy.
Moi koledzy patrzyli na mnie, jakby widzieli mnie po raz pierwszy w życiu. Byłam szybsza nawet od tych, którzy trenowali biegi od lat. Byłam nie do pokonania.
Czułam, jak pod moimi stopami chrzęściły małe kamyczki, później wysuszona trawa łamała się od nacisku moich butów, a przez chwilę biegłam po żwirze i piasku.
Zobaczyłam linię mety. I wtedy sobie przypomniałam, że to tylko ćwiczenie. Że wilki nie mogą mnie bardzo skrzywdzić, bo gdyby posunęły się za daleko, nauczyciele by je powstrzymali. A mnie uleczyłaby jedna z pielęgniarek, które przyszły na nasz w-f, by w sytuacji krytycznej od razu nas leczyć.
Gdy przekroczyłam linię mety, przerażające stworzenia się zatrzymały. Ja też to zrobiłam.
Nauczyciele patrzyli na mnie z otwartymi szeroko ustami i oczami.
– To niemożliwe. - wysapał Nerw.
Najwidoczniej to jednak było możliwe.
Nie wiedziałam, z jaką prędkością biegłam. Wiedziałam, że byłam szybsza, niż jakikolwiek człowiek czy mag.
- Oj Ola, słabo – usłyszałam Eleonorę. - Ale spoko, trochę poćwiczysz i będziesz śmigać jak marzenie!
- Co? - spojrzałam na moją przyjaciółkę, nie dowierzając własnym uszom.
- Ech, czasami zapominam, że ty nie widzisz tego, co ja.
- A co widziałaś?
- Teraz biegłaś tak, że spokojnie dogoniłabyś Ferrari. Ale może kiedyś… Jeżeli lepiej cię podszkolimy…
- Ferrari? Eleo, co ty brałaś?
- Oj, no tak mi się skojarzyło z twoim samochodem. Teraz się śmiejesz, ale za jakiś czas dopiero się dowiesz, co potrafisz.
- Eleo, tobie chyba tlen szkodzi. Może cię zaprowadzę do szkoły?
- Nie, dziękuję, niedowiarku.
Chyba się obraziła na mnie, za to, że jej nie uwierzyłam. No ale jak miałam jej uwierzyć? Ja biegnąca tak szybko, jak Ferrari?
Nie mogłam wytrzymać tych wwiercających się we mnie spojrzeń i uciekłam. Poszłam szybkim krokiem do szkoły, by tam w spokoju przemyśleć, co się wydarzyło na zajęciach.


***


- Z Alessandrą dzieje się coś złego.
Zgadzałem się z Alessią. Tylko co ja mogłem zrobić? Obserwowałem, jak się męczy, jak jej zdolności ją wyniszczają i nic nie mogłem z tym zrobić.
- Musimy poznać pełnię jej możliwości. Dopiero wtedy będziemy w stanie podjąć jakieś działania.
- A co jeżeli nie damy rady? Co, jeżeli pełnię możliwości poznamy za późno?
- Przecież już dużo wiemy.
- A co jeżeli to nie jest wiele? Jeżeli tak naprawdę znamy zaledwie odrobinę jej możliwości, które przecież przerastają nas już teraz?
- Przecież dawniej ludzie tacy jak Ola istnieli. Jakoś dawali sobie radę, prawda?
- Może u każdego objawia się to inaczej? Zauważ, że w zapiskach nie było nic o nadludzkiej prędkości.
- Może nie sądzili, że to coś ważnego.
- Non so… Przecież to dość widoczna cecha. Na pewno kiedyś polowano na takich jak Alessandra. Nie zauważyliby, że ktoś biegnie szybciej niż to możliwe?
- Chyba że informacje, które podają księgi, specjalnie są wybrakowane, żeby tacy jak Ola mogli zachować pewne fakty dla siebie. Tylko dlaczego mieliby to chronić?
- Może niektóre z jej zdolności będą na tyle zabójcze, że ktoś mógłby chcieć unicestwić Alessandrę?
- W takim razie nie możemy dopuścić do tego, by Oli zdolności odkrywali nauczyciele.
- Ale jak?
- Och, daj spokój, nigdy nie udawałaś choroby?
- No. Nigdy nie miałam takiej potrzeby. I nie pozwolę na to Alessandrze.
- Dlaczego?
- Bo taka moja rola, przecież jestem jej aniołem stróżem. Mam jej pomagać, ale też pilnować, by przestrzegała wszystkich swoich obowiązków i żeby nie robiła czegoś, co może mieć złe konsekwencje. Inaczej mogą mnie jej zabrać.
Przeklęta anielica! Przez nią Ola będzie miała kłopoty! A niby anioł powinien zrobić wszystko, by ich podopieczny w żadne kłopoty nie wpadł! Ta fucha jest przereklamowana.
- To może niech Ola zadecyduje?
- Bene.


***

 
- Nie lubię mieć z tobą zajęć. - przyznała się pani profesor Lisgard.
- Co ja poradzę, pani profesor? Ja też chętnie pochodziłabym na zajęcia z moimi kolegami, ale los chciał inaczej. - westchnęłam.
- Ja nawet nie wiem, jak cię uczyć! Nie wiem, kto wymyślił taką nazwę zajęć. Przecież w przypisach o twoich zdolnościach nie było ani słowa o tym, że możesz kogoś zabić, lecząc jego lub siebie!
- To dlaczego mam takie zajęcia? - zdziwiłam się. Do tej pory sądziłam, że wszystkie zajęcia, które dla mnie zaplanowano, wynikały z wiedzy zdobytej ze starych ksiąg.
- Nie mam pojęcia. Prawdopodobnie wymyślili to tak na wszelki wypadek. Ale ja nawet nie umiem sprawdzić, jak to u ciebie działa! Przecież nie każę ci kogoś uleczyć, bo jeszcze by się okazało, że naprawdę możesz komuś zrobić krzywdę!
Pani Lisgard miała rację. Te zajęcia kompletnie nie miały sensu. Żeby chociaż był jakiś dowód na takie zdolności… Ale nie ma!
Wtedy wpadłam na głupi pomysł. Który bardzo mi się nie spodobał, ale z drugiej strony, jego realizacja nikomu by nie zagroziła.
- Pani profesor…
- Tak?
- A gdyby tak wypróbować tych zdolności na demonie? No, bo wie pani… Demony i tak nie umrą. Więc nawet gdybym przez przypadek lecząc jednego, zabiłabym go, to i tak by się odrodził.
- Hm… To może być dobry pomysł. Ale w szkole jest tylko jeden demon, z którym o ile mi wiadomo, jesteś dość blisko. - spojrzała na mnie znacząco, a ja poczułam, jak na moich policzkach pojawiły się rumieńce. - Jeżeli byłabyś w stanie go do tego wykorzystać, a on by się zgodził, to mogłybyśmy spróbować. Ale możemy też wymyślić coś innego...
- Niech pani da mi chwilę.
Wyszłam na korytarz i uświadomiłam sobie, że nie wiem, gdzie szukać Mike’a. Zawsze spotykałam go na przerwie obiadowej i po lekcjach spędzałam z nim czas, zanim poszłam spać. Ale co robił w trakcie moich zajęć?
A jeżeli by się okazało, że jest na jakiejś imprezie? Albo może ma zadanie od szatana? Może być wszędzie. Ale byłam głupia, myśląc, że go bez problemu znajdę!
Skoro już i tak wyszłam z sali lekcyjnej, to i tak nie szkodziło mi go poszukać. I wtedy sobie uświadomiłam, że ja nawet nie wiem, który pokój mu dali w akademiku! Niby on i tak nie potrzebował zbyt dużo snu, ale sypialnię i tak musiał mieć przydzieloną, skoro miał pozwolenie na przebywanie na stałe w akademii.
Czemu to zawsze on mnie znajduje, a nie ja jego?

***

Nie mogłem uwierzyć, że zostałem poproszony o poprowadzenie zajęć. Ja?! Przecież demony niby demoralizują i tak dalej! Gdzie ja miałbym dawać im dobry przykład?
Nerw już chyba zupełnie upadł na głowę.
Zaczęło się normalnie. Przechodziłem korytarzem, gdy nagle usłyszałem, że ktoś woła demona. Tak! Nie Mike’a czy Mikołaja, tylko demona! Zirytowany odwróciłem się i okazało się, że profesor Nerw biegł do mnie z wyciągniętą dłonią, jakby myśląc, że tym gestem mnie zatrzyma.
Gdy już mnie dogonił i wziął spokojnie oddech, zapytał się mnie, czy pomógłbym mu w poprowadzeniu zajęć. Zdziwiony zapytałem, na czym miałaby polegać moja pomoc.
- Chodzi o to, by pokazać tym gówniarzom, że wcale nie są tacy dobrzy, jak im się wydaje. Zrobilibyśmy mały turniej pojedynków, w którym wzięliby udział wszyscy wojownicy z młodszej grupy. Co ty na to?
Zapowiadało się ciekawie. Miałem walczyć z dawnymi kolegami, z niektórymi nawet się przyjaźniłem. Niby moje zdolności walki wcale nie były takie złe po roku treningów, ale czy byłbym w stanie pokonać całą grupę tej profesji?
- Nie jestem przekonany, czy na pewno jestem dobrym kandydatem na przeciwnika dla uczniów. - powiedziałem w końcu.
- Nonsens. - chyba domyślił się, dlaczego wyciągnąłem takie wnioski, bo dodał. - Jesteś świeżo upieczonym demonem, co? Charakterystyczne dla Was jest to, że nie ważne ile sobie jesteście demonami, umiecie walczyć. Jest to zakodowane w waszym mózgu, czy co wy tam macie, i jak tylko przystąpicie do walki, będziecie wiedzieć co i jak. Nadal się cykasz?
Nie chciałem wiedzieć, skąd Nerw miał taką wiedzę. Wolałem też nie wiedzieć, co jeszcze miał w głowie ten świr.
- No, dobrze, mogę spróbować.
- No i super! Bądź za 10 minut na boisku!
No i się wkopałem.

6 komentarzy:

  1. Czuję się jakbym na ten rozdział czekała od lat! Bieganie na zajęciach to koszmar, więc z chęcią się dowiem co takiego ma Ola, że może tak pędzić :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha to pewnie dlatego, że poprzedni pojawił się ponad rok temu :')

      Usuń
  2. Ile ja na to czekałam!!! Świetny rozdział i naprawdę kazałaś nam długo na to czekać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojjj no przepraszam ;) Ale przyznam, że przez ostatni rok, więcej myślę nad tym niż piszę, dlatego tak naprawdę samego tekstu mam niewiele więcej, niż opublikowałam na blogu. Mam nadzieję, że jak trochę mi dadzą więcej luzu w szkole, to znajdę dość czasu na pisanie dalej :D A jak nie, to coś czuję, że w wakacje będę siedziała sporo przed komputerem... :D

      Usuń
  3. Super część, wspaniale i lekko się to czyta :* również życzę Ci szczęśliwego nowego roku :*

    http://luxwell99.blogspot.com/2018/01/new-time-new-year-new-people.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3 Bardzo długo dopracowywałam ten rozdział, ale cieszę się, że wreszcie ujrzał światło dzienne <3

      Usuń

Jak już tu jesteś, to może zostawisz coś po sobie? Dzięki!