środa, 26 listopada 2014

Rozdział IV.

Następnego dnia o 6.00 byłam na parkingu przy szkole. Demona nigdzie nie widziałam.
Z westchnieniem oparłam się o maskę samochodu i czekałam. Po sześciu minutach w takim stanie zastał mnie Mike. Miał na sobie czarny dres i czerwone adidasy. Wpatrywał się we mnie, jakby czekał na moją reakcję.
- Cześć. - powiedziałam.
- Hey. - nadal na mnie patrzył. Miałam wrażenie, jakbym znała to spojrzenie. "Przestań", skarciłam się w myślach, "pewnie ci się wydaje". - Gotowa?
- Na co?
- Idziemy ćwiczyć. Im lepsza kondycja, tym lepiej czarujesz.
- Od roku nie ćwiczyłam na w-fie...
- No to musisz nadrobić ten rok.
Trochę pojęczałam, ale w końcu poszłam za nim na boisko.
- Na początek przebiegnij 5 kółek. - powiedział, jakbym miała to zrobić bez problemu.
- Dlaczego uważasz, że będę cię słuchać?
- Jeśli ufasz swojemu ojcu, to powinnaś mnie słuchać.
- Chciałabym zauważyć, że jestem córką diabła, więc raczej wiem, że nikomu nie mogę ufać. Zwłaszcza mojemu ojcu. - przewróciłam oczami.
- Jak sobie chcesz . - odparł, wzruszył ramionami, po czym usiadł na środku boiska.
Westchnęłam. Wiedziałam, że powinnam pokazać swój upór, ale... było w Mike'u coś znajomego. Czułam, że nie chciałby dla mnie źle, więc zaczęłam biec kółka. Zobaczyłam, jak uśmiechnął się pod nosem, a ja nie chcąc pokazać, ile to dla mnie znaczy odwróciłam głowę i biegłam dalej.


***

Wpatrywałem się w nią. Wyglądała tak ślicznie, gdy się męczyła. Na jej twarzy pojawiły się czerwone rumieńce, a oczy świeciły z wyczerpania.
- Co dalej? - zapytała swoim czarującym głosem. Tęskniłem za tym, jak mówiła coś do mnie. Niestety jej słowa nie brzmiały "kocham cię", a marzyłem o usłyszeniu tego od dnia swojej śmierci.
- Pompki? - zasugerowałem. Widząc jej skwaszoną minę domyśliłem się, że nie chce tego robić, a ja nie miałem zamiaru zmuszać jej do czegokolwiek.
- Żartujesz sobie? - prychnęła - Pomarz sobie.
Nawet nie chciałem jej mówić, że o tym właśnie marzę, ale jej reakcja nie zdziwiła mnie. Od kiedy ją znam, nigdy nie chciała wykonywać tego ćwiczenia. 
- To może 50 brzuszków ?
- Nienawidzę cię. - wysyczała, po czym położyła się na ziemi i powoli zaczęła robić to co jej zaleciłem. Wiedziałem, że to co powiedziała, było wypowiedziane pod wpływem emocji, a nie, dlatego że naprawdę tak myśli. Niestety jej słowa mnie zabolały. 
Wykonywała kolejne ćwiczenia, które jej zasugerowałem. W końcu, wkurzona i spocona, zapytała:
- Jaki ty masz w tym cel?
- Widzę, że już jesteś odpowiednio zmęczona - ominąłem jej pytanie.- Teraz pomyśl o tym, że chcesz wyglądać, jak przed treningiem.
- Niby jak mam to zrobić ?! - była taka słodka, gdy się denerwowała. Spojrzałem prosto w jej zielone oczy i powiedziałem:
- Uwierz, że jesteś w stanie to zrobić.
Wyszeptała coś o tym, jaki to ja jestem niemożliwy. Siedziała 2 minuty na boisku. Mój wzrok przykuł jej biały podkoszulek. Nie było na nim ani kropli potu, tak samo jak na turkusowych shortach. Włosy też wyschły, a rumieńce zniknęły z policzków.
- Nie mogę! Nie potrafię! - krzyknęła. Roześmiałem się.
- Spójrz - w moich rękach pojawiło się lusterko - Czy gdyby ci się nie udało, wyglądałabyś tak?
Przyglądała się swojemu odbiciu w milczeniu.
- Co mogę  zrobić, by nikt nie widział moich skrzydeł?
Zdziwiła mnie tym pytaniem. Jako dusza umarła nie miałem skrzydeł. Nie wiedziałem, co miałem jej odpowiedzieć.
- Sam nie wiem... może spróbuj siłą woli je ukryć?
Na jej twarzy widziałem skupienie. W końcu odwróciła się do mnie plecami.
- Udało się? - zapytała z powątpiewaniem. Wcześniej nie dostrzegałem jej skrzydeł spod bluzki, były po prostu małe. Jednak moja rada nie najlepiej jej posłużyła, bo zamiast je schować, sprawiła że stały się bardziej widoczne. Urosły jej, do rozmiarów jakim anioły by się szczyciły.
- Yhm... prawie.- odburknąłem.
- Co się stało?
- Zamiast je schować... wybiłaś je bardziej do góry.
- Urosły?
- Bardzo.
-Kurka... Czekaj.
Na jej twarzy pojawiły się urocze zmarszczki skupienia. Jej piękne skrzydła zaczęły się kurczyć, aż w końcu schowały się pod skórą. Właśnie chciałem jej pogratulować, tego że się udało, ale ona wtedy opadła na ziemię.
-Ola?! Ola?! - krzyczałem przerażony.
Czułem się, jak potwór. Przeze mnie mogła stać jej się krzywda. Natychmiast wziąłem ją na ręce i popędziłem w stronę gabinetu pielęgniarki.
Słyszałem, jak oddycha. Musiała tylko zemdleć z przemęczenia, ale nadal obarczałem się winą. Nie powinienem był zmuszać jej do wykonywania tylu ćwiczeń.
W końcu dobiegłem do gabinetu lekarki. Ta na mój widok przeżegnała się, zrobiła wielkie oczy, a jak zobaczyła Olę w moich ramionach to na jej twarzy pojawiło się całkowite przerażenie.
- Coś ty jej zrobił, demonie?! - krzyknęła - Połóż ją tu, szybko.
Wskazała na to dziwne łóżko dla pacjentów, którego nigdy nie umiałem nazwać. Położyłem tam Olę, a pielęgniarka natychmiast do niej doskoczyła.
- Wyjdź na korytarz. Zawołam cię, gdy się obudzi.
Zrobiłem to, co mi zaleciła. Bałem się o Olę. Mogłem ją stracić. No, może nie do końca, bo po śmierci, na pewno trafiłaby do piekła, ale byłaby na mnie wściekła za to, że przyczyniłem się do jej śmierci. Usiadłem na ławce przed gabinetem i czekałem.

***

Obudziłam się w jasnym pomieszczeniu. Wszędzie widziałam wiele leków i jakieś dziwne tablice, na których było napisane, jak się dobrze odżywiać.Znajdowałam się w gabinecie pielęgniarki.
Po chwili pojawiła się sama lekarka.
- Dobrze się czujesz? - zapytała zaniepokojonym głosem - Czy ten demon coś ci zrobił?
- Co? Jaki... - przypomniałam sobie. Byłam na treningu i starałam się ukryć skrzydła. - On mi nic nie zrobił. Zanim... zemdlałam, używałam magii.
- Ach... To tłumaczy. Musisz uważać, drogie dziecko - odrzekła głosem surowej matki. - Trzeba ograniczać ilość zaklęć. Im więcej magii zużyjesz, tym gorsze będzie twoje samopoczucie.
- Tak... Teraz to wiem.
Faktycznie wtedy trochę przesadziłam. Sprawiłam, że nie wyglądałam, jak spocona świnia, powiększyłam swoje skrzydła, a potem je schowałam pod skórą. Choć ich nie widziałam, czułam, że tam są.
- Czy mogę już iść? - zapytałam.
- No dobrze. Ten demon czeka na ciebie za drzwiami.
- Dziękuję. Miłego weekendu!
- I nawzajem, drogie dziecko!

środa, 19 listopada 2014

Rozdział III.

W czasie powrotu do szkoły Mike nie odezwał się do mnie nawet raz, tylko siedział skupiony na drodze. Gdy w końcu zatrzymaliśmy się na akademickim parkingu, powiedział :
- Jutro o 6.06 rozpoczynamy pierwszy trening. Spotkamy się tu, przy samochodzie. Nie spóźnij się.
Chciałam go zapytać, dlaczego tak wcześnie, ale on już popędził w stronę sekretariatu.
Ruszyłam w stronę stołówki, ponieważ zbliżała się 21.00, pora kolacji. Biegłam tam, bo profesor Twarda daje szlaban, gdy ktoś się spóźnia.
Pod drzwiami stołówki spotkałam mojego najcudowniejszego przyjaciela, Kevina.
- Proszę, proszę czyżby to było możliwe? Aleksandra przybyła na kolację 2 minuty przed czasem!
- Och, zamknij się Kev!
- Co porabiałaś po lekcjach? Nigdzie cię nie mogłem znaleźć. - odparł z wyrzutem.
- Ech, no wiesz... Pojechałam do miasta. - kłamstwa od zawsze wychodziły ze mnie bez trudu.
- Ok, usprawiedliwiłaś się. Chodźmy do środka.
Weszliśmy do szkolnej jadalni i podeszliśmy do stołu okupowanego przez wiele osób. Uśmiechnęłam się.
- Cześć Karolina, hey Laura. Jak się masz Kuba? - witałam się z wszystkimi. Karolina i Laura grzecznie się odsunęły, tak bym wraz z Kevinem mogła usiąść.
- Skoro jesteśmy już wszyscy... - zaczęła Karolina - to musimy omówić, co robimy w ten weekend! Jakieś sugestie ?
- Jutro o 20.30 rozpoczyna się impreza u Eryka. Mamy oficjalne zaproszenie. - powiedział Kev. Jego nowina nie zdziwiła nikogo, ponieważ zawsze udawało mu się nas gdzieś wkręcić. - Co o tym myślisz, Aleksandro ?
Od kiedy nawrzeszczałam na niego, żeby przestał mnie traktować, jak małe dziecko, zaczął mnie nazywać Aleksandrą. Było to lepsze od "Olusi" albo "Oleńki", ale nadal mnie irytowało moje imię.
- No nie wiem... - odparłam zamyślona - mam sporo nauki.
- Wyrwij się z nami! - krzyknęły równocześnie Laura i Karolina. - Chociaż na godzinę !
- Ech... zobaczę co się da zrobić.
- Super ! - krzyknęła już sama Karo. - Tylko się ładnie ubierz.
- Czy ty sugerujesz, że na co dzień ubieram się brzydko ? - zapytałam udając oburzenie.
- Ależ skąd - odparła szybko - ale fajnie by było gdybyś ubrała się jakoś tak...
- Seksownie ? - zasugerował Kuba. Od zawsze uwielbiał się wtrącać,gdy ktoś mówił, zwłaszcza jeśli rozmawiało się o ubiorze.
- Impreza będzie przy basenie, więc wyposaż się w odpowiednie rzeczy. - odparł Kevin.
- Super... - mruknęłam.
Po chwili na stołach pojawiły się półmiski z jedzeniem. Przypomniałam sobie, że niedawno jadłam piekielne ciastka.

niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział II.

Nie sądziłam, że kiedykolwiek z tego skorzystam.
Na szkolnym parkingu stało piękne Ferrari. Słońce odbijało się na czerwonym i czarnym lakierze. No jasne - kolory piekielne. Gdy przechodziłam tędy z przyjaciółkami, zawsze zachwycały się tym samochodem, nigdy jednak nie przyznałam się, że należy do mnie. Chociaż... gdybym to powiedziała, pewnie i tak by mi nie uwierzyły. W końcu... przecież czternastolatki nie mogą prowadzić ! Mój ojciec nie pomyślał, gdy dawał mi środek transportu prowadzący do piekła.
Ponieważ ja nie mogę prowadzić, musiałam jak najszybciej znaleźć kogoś kto potrafi to robić. Nie mogłam zabrać żadnej czarownicy, ponieważ piekło nie jest miejscem dla nich. Troll też nie byłby najlepszym pomysłem, bo te stworzenia niestety uwielbiają podrywać śmiertelniczki.
Zdecydowałam jednak, że wsiądę do samochodu. Otworzyłam drzwi od strony pasażera kluczami, które wcześniej przygotowałam. Wpatrywałam się w przyciski i inne sprzęty, znajdujące się we wnętrzu Ferrari. Moją uwagę zwrócił guzik z napisem "Szofer".
- Nieźle tato - wyszeptałam - to jakiś podstęp ?
Stwierdziłam, że bez ryzyka nie ma efektów, więc jak przystało na córkę diabła, wcisnęłam przycisk.
Przez chwilę nie działo się nic. Po chwili, obok mnie, na miejscu kierowcy, pojawił się mężczyzna. Od razu rozpoznałam w nim jednego z demonów ojca. Charakteryzowali się oni tym, że zawsze nosili czarne buty,spodnie, marynarkę i czerwoną koszulę. Przyjrzałam się jego twarzy. Musiał niedawno się ogolić, ponieważ nie widziałam na niej ani jednego włoska. Następnie skierowałam wzrok na włosy mojego szofera. Miały tę samą barwę co jego tęczówki - krwistoczerwoną.
Jeśli oczy są "zwierciadłem duszy" to musiałam trafić na naprawdę wrednego diabła. Patrzył na mnie z wyczekiwaniem.
- Dokąd mam cię zawieźć ? - zapytał niskim głosem.
- Do piekła, a niby gdzie indziej ? - prychnęłam.
- A DOKŁADNIE gdzie mam cię zawieźć ? - postawił nacisk na drugi wyraz i pominął moją kąśliwą uwagę. Mój ojciec chyba naprawdę dokładnie wybierał dla mnie szofera, bo ten był całkowitym dupkiem już na pierwszy rzut oka.
- Do szatana. - zdziwiło mnie, że powiedziałam to spokojnym głosem. W głowie, aż mi huczało z oburzenia.
- Zapnij pasy - uśmiechnął się złośliwie i nie czekając na moją reakcję,przekręcił klucze, które nagle pojawiły się w stacyjce. Samochód ruszył.
Normalnie, ludzie przy startowaniu, starają się prowadzić wolno. Niestety nieumarłym nie zależy na życiu i nie myślą zbyt racjonalnie, toteż ten matoł ruszył od razu z setką kilometrów na godzinę. Trzymałam się kurczowo siedzenia, jednak gdy zobaczyłam gdzie jedziemy zaczęłam piszczeć. Szofer wjeżdżał na ścianę.
Nie wiem jak dokładnie opisać mój strach. Patrzyłam na ścianę pewna, że mój samochód zaraz się o nią rozbije, a ja będę krwawym plackiem. Najwidoczniej, mój szofer jednak wiedział co robi, ponieważ przez ścianę przejechaliśmy bez najmniejszego problemu.


***


Przez szybę samochodu oglądałam piekło. Bardzo trudno je opisać, ponieważ wszystko, na co się patrzy, po chwili staje się wspomnieniem. Nie jest tak z powodu prędkości, jaką osiągnęło Ferrari, lecz dlatego że piekło nie do końca zostało zaplanowane. Trzeba uważnie sprawdzać w którą stronę się jedzie i gdzie chcemy się pojawić. Najgorzej mają dusze niedawno umarłych, po tym jak tu trafiły. Nie dość, że muszą oswoić się z faktem zgonu, to na dodatek do ich obowiązku należy poznać nieistniejącą mapę krainy mego ojca. 
Najgorsze jest dla mnie to, że po mojej śmierci nie mogłabym trafić do nieba. Trafiają tam osoby, które choć raz miały styczność z wodą święconą. Ja unikałam jej, jak ognia. Od dziecka byłam wierząca, ale nie miałam wyboru. Ze względu na moje korzenie nie mogłam wejść na teren kościoła. Wszyscy myślą, że jestem ateistką.
Jechaliśmy około 5 minut. Potem zauważyłam okazały, gotycki pałac.W każdym razie domyślałam się, że pochodzi z tej epoki, sądząc po wysokości budynku i po murach, które na pierwszy rzut oka wyglądały, jakby miały funkcję obronną. 
Przed bramą stał mój ojciec. Patrzył, a sądząc po jego spojrzeniu był ze mnie (albo z kierowcy mojego samochodu) dumny.
- Hey Al. - powiedział szatan. Można powiedzieć wiele złych rzeczy na temat mojego ojca, ale jest coś, czego w nikt nikt nie będzie krytykował - wygląd. Ma proste, czarne włosy i tego samego koloru oczy. Jest szczupły, wysoki i umięśniony. Na jego skórze nie ma żadnej skazy. Teoretycznie można go uznać za ideał mężczyzny.
- Cześć, D. - odpowiedziałam.
- Widzę, że jednak skorzystałaś z mojego prezentu.
- No... tak.
- Skoro tu przyjechałaś to pewnie czegoś chcesz. Chodź do środka.
Weszłam do tego zamku. Wielkie drzwi do każdego pokoju były zrobione z czarnego drewna. Mój ojciec podszedł do tych najokazalszych, a ja ruszyłam za nim. Weszliśmy do sporego pomieszczenia, które przypominało ziemski salon. Opadłam na czerwony fotel stojący na środku podłogi. Ojciec usiadł na kanapie sąsiadującej mojemu siedzeniu. Jak na zawołanie, przyszedł ktoś z obsługi szatana i postawił na stoliku przy mnie różne smakołyki i napoje.
- Tato, czy ty chcesz, żebym była gruba ? - jęknęłam, załamana ilością jedzenia.
- Daj spokój. - odparł wyluzowany szatan. - Przez to, że jesteś moją córką, masz bardzo szybki metabolizm. Zanim zjadłabyś odpowiednią dawkę jedzenia, już miałabyś to strawione.
- Chociaż tyle...
Sięgnęłam po ciastko. Zdecydowałam się na to tylko dlatego, że przypominało wiele z ziemskich wypieków.
Choć wygląd kojarzył się z klasycznym słodyczem, to smak miało zupełnie inny. Na raz uderzyło mnie wiele aromatów. Czekolada, orzechy, kokosy, truskawki, banany i wszystko co lubię. Najdziwniejsze było to, że bardzo dobrze się komponowały. Jak byłam mała, wraz z mamą chciałyśmy zrobić koktajl z takich składników, ale gdy już go miałyśmy, prawie byśmy zwróciły zawartość żołądka na podłogę. 
- Co to jest ? - zapytałam oniemiała.
- Ciastko piekielne. Dla każdego smakuje inaczej, ponieważ każdy lubi co innego.
Sięgałam po kolejne ciastka. Naprawdę mi zasmakowały. "Muszę pamiętać by wziąć ich kilka ze sobą", pomyślałam. 
- A teraz, Al powiedz mi, dlaczego tu przyjechałaś ? Nie sądzę byś była na tyle altruistką by odwiedzić starego ojca tu tylko z grzeczności i pojeść sobie ciastka.
No... tak. Ale jak ja to miałam powiedzieć ?
- Czy to prawda, że mogę wejść do lustra ? - zapytałam po chwili namysłu. 
- Yyy, tak. Kto ci o tym powiedział ?
- To jest nieistotne. Powiedz mi, jak to działa ?
- To trudno opisać. Trzeba skupić się i myśleć tylko o tym, że chce się wejść do lustra. Twoja dusza tam wchodzi, a ciało zostaje na ziemi. Gdy jesteś w środku tej materii możesz zrobić wszystko. Możesz nawet patrzeć na kogoś kto znajduje się 20000 kilometrów od ciebie. Warunkiem jest tylko to, że przy tej osobie musi być lustro.
- Mogę być tylko obserwatorką ?
- Nie do końca. Gdy jesteś w lustrze, możesz wykreować wszystko. To jest równoległy świat, tylko że w nim nie ma ludzi. Jeśli chcesz, wchodzisz do czyjegoś pokoju i przestawiasz coś, a po chwili w zwykłym świecie to się dzieje. A poza tym lustro może ci służyć jako teleport. Możesz wejść, przez to w swojej sypialni a wyjść przez jakieś inne w kinie. Dusza na tym świecie nie może być sama, więc ciało teleportuje się do niej. 
- A mogę w ten sposób kogoś zabrać?
- Tylko jeśli ktoś ma takie same moce, jak ty. A poza mieszkańcami piekła nie ma takich osób. 
- Szkoda... Mam jeszcze jakieś magiczne zdolności, których nie ma żadna inna czarownica?
- Jest tego bardzo wiele. Nie mamy tyle czasu, bym mógł ci o nich opowiedzieć. Spotkałaś już Mike'a - wskazał na mojego "szofera" - od teraz będzie cię uczył, jak korzystać z mocy piekielnych. Zapisany będzie do twojej szkoły, jako demon, którym zresztą jest.
- W mojej szkole mogą się uczyć demony ?
- Demony, anioły, elfy, centaury... a ty myślałaś, że co ? Tylko czarownice i czarodzieje mogą się tam uczyć ?
- No... tak.
- Czarownice was uczą, ale to inne istoty magiczne sprawiają, że ta szkoła jest wyjątkowa.
- Jasne...
- Idźcie już. Mam wiele spraw na głowie, a ty się musisz w końcu zabawić.

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział I.

Na to bym nigdy nie wpadła. Jestem kompletnie zaskoczona tym co powiedziała moja nauczycielka.
Jestem Ola, mam 14 lat. Dzień zaczął się właściwie normalnie. Chodzę do szkoły z internatem znajdującej się na środku Morza Bałtyckiego. Niewiele osób o niej wie, ponieważ nie ma jej na żadnej mapie. No, prawie. Jest specjalna mapa, do której mają dostęp tylko, tacy jak ja.
Ale kim ja właściwie jestem, skoro uważam się za kogoś specjalnego? No cóż, to już trochę trudne do wyjaśnienia, tym bardziej, że sama wiem o tym od niedawna. Jestem córką dobrej czarownicy i, jak można się pewnie domyślić, "złego" szatana. Dokładnie tego samego, który był jednym z aniołów Boga zanim przeszedł na złą stronę. Choć moje geny wskazują na co innego, jestem prawie zwykłym człowiekiem, zachowuję się i wyglądam jak oni. Moja matka uważa, że to minie z czasem, ale najpierw muszę przejść specjalne szkolenie. Dlatego trafiłam tu.
W tej szkole uczą się wszyscy, których rodzice używają magii. Jednak bardzo rzadko się zdarza, właściwie nigdy, żeby czarownica zadawała się z diabłem, zwłaszcza ta dobra. Wszyscy myślą, że jestem córką czarownicy i czarodzieja. Nie jest to całkowita ucieczka od prawdy, ponieważ oboje z moich rodziców umie korzystać z magii. Moja matka, najsławniejsza i najbardziej szanowana z czarownic, robi wiele dobrych rzeczy, chociaż nie zawsze to widzimy. Natomiast mój ojciec... on robi rzeczy, które wszyscy dostrzegają. To przez niego ludzie zabijają, okradają, gwałcą. Ucieszyłam się, gdy powiedziano mi, że nie muszę robić takich rzeczy.
Gdy obudziłam się dziś rano, tak samo jak każda inna osoba, nie chciałam wstawać z łóżka. Do tego jednak przekonała mnie moja współlokatorka mówiąc:
- Wstawaj ! Pamiętasz, że dzisiaj w końcu sporządzimy eliksir wspomagający naukę? To będzie mój pierwszy wywar!
Nie byłam tym tak podekscytowana, jak ona, ale bardzo lubię tematy związane z alchemią. Eliksir wspomagający naukę nie jest wcale trudny, zwłaszcza kiedy już praktykuje się magię.
Wiele osób w moim wieku nie może jeszcze czarować. Magia, zazwyczaj się ujawnia u dzieci w wieku 16 lat, ale każdy wie, że dziecko będzie uprawiało czary, jeśli i jego rodzic to robi. W moim przypadku tego rodzaju umiejętności ukazały się rok temu, co zaskoczyło wiele osób. Szkoła nie do końca wiedziała co ze mną zrobić, ponieważ program nauczania wymyślono tak, bym w wieku 18 lat stała się pełnoprawną czarownicą. Ech... co ja mogłam poradzić? W każdym razie jestem teraz na przyspieszonym szkoleniu. Uczę się ze swoimi rówieśnikami, ale jednocześnie mam indywidualne zajęcia, na których nabywam wiedzę przekraczającą podstawy obowiązujące osoby z mojej klasy.
A teraz, może wytłumaczę o co chodzi z tymi eliksirami. Osoby, które nie potrafią czarować, mogą uwarzyć eliksir, jeśli mają odpowiednie składniki. Problem tkwi w tym, że bez użycia magii trzeba się bardzo spieszyć. Niektóre składniki bardzo szybko rozpuszczają się w pewnych substancjach albo na odwrót - nie robią tego. Czarownica jest w stanie zatrzymać coś w czasie (w przypadku tych pierwszych) albo przyspieszyć (jeśli chodzi o te drugie). W tym czasie możemy dodawać inne substancje bez ryzyka, że coś się może nie udać. Są też sytuacje, gdy trzeba czekać kilka godzin, zanim coś się uwarzy, by potem dodać jakiś składnik. Ktoś taki, jak ja jest w stanie ominąć ten proces i doprowadzić do tego, że mikstura byłaby szybciej zdatna do użytku. Jest to jedna z wielu zalet bycia czarownicą.
A jak nas, czarownice, rozpoznać wśród ludzi ? Właściwie, teraz wydaje się to być dla mnie śmieszne. Gdy żyłam pomiędzy ludźmi nie znając swojego pochodzenia, uważałam to za coś normalnego. Wszystkie czarownice i wszyscy czarodzieje są... leworęczni. Oczywiście nie znaczy to, że każda osoba, która pisze lewą ręką, będzie używała magii. To jest tylko jedna z najbardziej charakterystycznych cech. Kolejnym, z takich najwidoczniejszych oznak bycia magiem, jest znamię. Od naszego urodzenia widnieje ono na naszych karkach. Widzą je tylko stworzenia magiczne, dlatego ludzie nas nie rozpoznają.
Cały czas rozmyślam o tym, kim jestem. Właśnie to utrudniało mi dzisiaj koncentrację, co nie obeszło uwagi mojej nauczycielki historii zaklęć. To były moje ostatnie zajęcia w tym tygodniu, ponieważ nazajutrz czekał mnie weekend. Niestety, fakt bliskości wolności nie sprawił, że nauczyciele skrócili mi zajęcia. Mało tego - w planie zamiast mniej, miałam o wiele więcej godzin lekcji. A to wszystko przez to, że umiejętności szybciej się ujawniły...
- Pokaż mi swoje plecy. - usłyszałam słowa nauczycielki.
- Słucham ? - zapytałam z niedowierzaniem i lekkim strachem. Od roku unikałam różnych lekarzy i załatwiłam sobie lewe, dożywotnie zwolnienie z w-fu. Zrobiłam wszystko,żeby nie musieć pokazywać komukolwiek tylnej części mojego ciała, a tu, proszę. To nie było tak, że ja nie chciałam tego zrobić. Wręcz odwrotnie, korciło mnie, by podzielić się z kimś swoją tajemnicą. Wiedziałam jednak, że nie powinnam. Reakcja tej osoby mogłaby zniszczyć wszelkie moje starania.
- To co słyszałaś. - odpowiedziała niewzruszona historyczka.
Nie miałam wyboru, musiałam to zrobić. Nie ukrywając niechęci, powoli zaczęłam zdejmować swoją luźną bluzkę, która pomagała mi ukrywać mroczny sekret.
- Mogłam się tego spodziewać - mamrotała - To było takie oczywiste, a ja tego nie zauważyłam. Trzeba coś z tym zrobić... O tak...
- Co chce pani ze mną zrobić ? - zapytałam przez łzy. - Proszę ! Błagam! - opadłam na kolana - Proszę nikomu o tym nie mówić !
Spojrzała na mnie. Nie wyglądała, jak osoba żądna mordu, ale kto ją tam wiedział... Miałam wrażenie, jakby patrzyła na mnie bardziej opiekuńczo, niż nagannie.
- Słońce drogie... Nie mam zamiaru mówić o tym komukolwiek. Wiem, że musisz to ukrywać, sama też bym to zrobiła na twoim miejscu. Ale... Czy ty wiesz, co one ci dają ?
- Powód do zniszczenia mnie ? - zapytałam niepewna. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, co mam. Zawsze myślałam, że jest to powód do pośmiewiska.
- Skarbie, nawet tak nie myśl ! Nigdy nie zastanawiałaś się nad tym co potrafisz ?
- No... nie.
- Jesteś silniejsza od wszystkich osób w tej szkole, wiesz co to znaczy? - już otwierałam usta do odpowiedzi, ale przerwała mi - Jesteś w stanie robić rzeczy, o których wszyscy tu marzą.
- Nie wiedziałam. Ja...
- Jest jeszcze coś. Ta umiejętność jest niespotykana, ale jestem pewna, że z czasem jej nabierzesz.
- Jaka to umiejętność ?
- Możesz wejść do lustra. - patrzyłam na nią. Myślałam, że sobie ze mnie kpi. Ledwo mogłam patrzeć na lustro, a wchodzić do niego, nie miałam zamiaru.
- To... niemożliwe - wyszeptałam.
- To jest możliwe. Zresztą spytaj swojego ojca.
- Słucham ?
- Jest tylko jedno stworzenie na tym świecie, po którym mogłaś to - wskazała na moje plecy - odziedziczyć.
Skinęłam głową. Bez żadnego pożegnania spakowałam swoje podręczniki do torby i wyszłam zdenerwowana. Jej słowa brzmiały kompletnie nierealistycznie. Zgadzałam się jednak z jej zdaniem "spytaj swojego  ojca". Tylko on wiedział, co mnie może czekać. Oznaczało to jednak, że muszę wyruszyć na wycieczkę. Prosto do piekła.