środa, 26 kwietnia 2017

Dlaczego warto lub nie warto czytać książki polskich autorów?


Bardzo często spotykam się ze stwierdzeniem, że ktoś nie przeczyta książki polskiego autora, bo to nudne, bo przecież okropnie napisane, bo przecież w szkole już to mamy...

Dlaczego?!

Przyznam się, że przez jakiś czas też nie lubiłam czytać książek polskich autorów. Kończyłam wtedy podstawówkę, więc może po prostu była to jakaś mała forma buntu, nie wiem. Wtedy jedyną serią polskiego autora, którą czytałam (poza lekturami), była seria „Felix, Net i Nika” Rafała Kosika. Czytałam to tylko dlatego, że zaczęłam ją mając 9 lat i bardzo mi się spodobała (i nadal ją uwielbiam i czekam na kolejną część!!!) .

W gimnazjum zaczęłam doceniać polską literaturę, bo wtedy przeczytałam książki spod pióra Katarzyny Bereniki Miszczuk. I tak zaczęło się moje czytanie książek polskich autorów. Co ciekawe, z książek, które ostatnio brałam do recenzji (od marca do teraz) na 8 książek, 7 napisali polscy autorzy.

Polscy autorzy znowu wracają do mody, co widzę na wielu internetowych grupach czytelniczych. Wiele osób pyta się, czyje książki czytaliśmy, co sądzimy o danej twórczości…

Myślę, że czytanie książek polskich autorów wzięło się z tego, że wreszcie zauważono absurd, który występował na naszym rynku wydawniczym. No bo jakim cudem zagraniczny autor miał większe szanse się u nas wybić, niż Polak na polskim rynku?! Prawda jest taka, że bardziej się opłaca wydawać książki polskich autorów. Dlaczego? Choćby dlatego, że nie trzeba płacić tłumaczowi.

Na facebookowej grupie blogerskiej zapytałam innych: Dlaczego warto lub nie warto czytać książki polskich autorów?

Otrzymałam takie odpowiedzi:

Sama od niedawna zaczęłam czytać polskie książki. Dawniej uważałam je za nudne, tandetne,a styl polskich autorów pozostawiał wiele do życzenia. Ale trafiłam na Szeptuchę - Katarzyny Bereniki Miszczuk i kilka innych wartościowych powieści napisanych lekkim stylem, z cudownymi bohaterami, akcją i przede wszystkim humorem! Nie jestem jakimś znawcą polskiej literatury, dopiero zaczynam z nią przygodę, ale powiem wam jedno: WARTO PRÓBOWAĆ. Dajcie szansę autorom naszego państwa, w końcu są tacy jak my, a w którym książkoholiku nie budził się czasem pisarz? Ja chciałam pisać i kiedyś może się mi uda i chciałabym trafić do właśnie polskich odbiorców bo to cieszy najbardziej.

Jestem recenzentką książek i często po umieszczeniu recenzji książki polskiego autora na blogu pojawiają się komentarze typu „fajnie się zapowiada, przeczytałabym, ale jest polska, więc nie przeczytam”. I to jest to, co najbardziej mnie irytuje. Myślałam, że czasy „polskie to gorsze” mamy już dawno za sobą. Pomyliłam się jednak.
Czytając polskich autorów, wspieramy ich i krajowy rynek wydawniczy. Naszym krajowym powieściopisarzom trudniej jest się wybić właśnie przez takie opinie. A nie piszą oni wcale gorzej niż ci zagraniczni. Ile to polskich książek zostało nagrodzonych? Ile to wspaniałych POLSKICH książek zostało wydanych? Niektórzy nawet nie wiedzą i nie chcą się dowiedzieć, z góry skreślając to, co polskie.
Młode dziewczyny! Zachęcam Was do przeczytania choć jednej książki Agaty Czykierdy-Grabowskiej. Jej powieści nie są gorsze od bestsellerów dobrze Wam znanej Colleen Hoover! Jesteście fanami książek fantastycznych? Polecam Wam „Wojny Żywiołów” Michała Podbielskiego.
Naprawdę warto przyjrzeć się lepiej polskiej literaturze. Przestańmy narzekać, że polskie to gorsze i dajcie chociaż szanse naszym autorom.

Uważam, że zdecydowanie WARTO! W książkach polskich autorów nie spotkamy się ze sztywnym tłumaczeniem, a luźnym i znajomym językiem polskim używanym ze swobodą, na jaką nie może pozwolić sobie tłumacz. Ponadto nasi autorzy często zaskakują, piszą lepsze książki niż zagraniczni autorzy, choć są mniej doceniani, a ich humor jest unikalny i bardziej swojski. W celu promowanie polskich autorów stworzyłam nawet Projekt POLSKA, który ma promować naszych rodaków, ponieważ często są oni spychani na drugi plan przez zagranicznych autorów. Uwierzcie mi - w USA dużo łatwiej wydać książkę, więc wydają tam prawie każdego gniota.

Z tego samego powodu, z którego warto czytać zagranicznych autorów. Bo Polscy autorzy są tak samo dobrzy, jak nie polscy. Jeżeli ktoś ma wątpliwości to polecam sięgnąć np. po Myśliwskiego, Tokarczuk, Stasiuka czy popularną ostatnio Bondę. 
Poza tym jest jeszcze jeden powód, dla którego warto czytać polskich autorów - żeby wspierać rodzimy rynek książki. 


To samo pytanie zadałam dziewczynom z naszego projektu Blogowanie na 100%!

Współczesna literatura polska ma to do siebie, że jest jedną wielką niewiadomą. Powiem szczerze, że przez wiele lat unikałam książek napisanych przez rodzimych autorów, ponieważ uważałam, że ich pozycje nie mogą mnie niczym zaskoczyć i są stratą czasu. W końcu się przełamałam i okazało się, że żyłam w błędzie. Nie spodziewałam się, że polscy autorzy potrafią tak dobrze pisać, a ich historie wciągać bez końca. Przekonałam się do nich i choć zdarzają się słabsze pozycje, to w większości jestem bardzo zadowolona i dumna, że moi rodacy potrafią skonstruować tak dobre powieści bez względu na gatunek. Odpowiadając na pytanie :,,Czy warto czytać książki polskich autorów" odpowiadam z wielkim przekonaniem, że TAK!
Klaudii z http://zaczytanawniesamowitychksiazkach.blogspot.com/


Czasami zastanawiam się dlaczego książki polskich autorów nieraz uważane są za powieści gorszego sortu. Ja sama zauważyłam u siebie, że podchodzę do polskich autorów z nieufnością. Mimo to uważam, iż należy im dać szansę. W końcu wrzucanie do jednego worka autorów współczesnych i tych sprzed stuleci to zabieg naprawdę nie fair. Moim zdaniem każdy autor zasługuje na to, żeby chociaż spróbować przeczytać jego książkę niezależnie od tego z jakiego kraju pochodzi. Sądzę, że jest to wystarczający powód, aby dać szanse polskim pisarzom i sięgnąć po ich powieści.
Leny z http://magdoszopedia.blogspot.com/

Dla mnie oczywiście, że warto! Polscy autorzy wcale nie są gorsi od tych zagranicznych. Nasi rodacy też piszą niesamowicie! Na przykład, nie czytałam lepszego kryminału od „Behawiorysty” Remigiusza Mroza! ♥ W fantastyce czy romansach też jest kilku wyróżniających się autorów. Według mnie niektórzy omijają polską literaturę, bo mieli słabe początki. Jednak jak trafi się na dobrego autora, a jest ich wielu, to można się zachwycić tak jakby się czytało coś od zagranicznego.
Pauliny z http://citeofbooks.blogspot.com/

Na wstępie powiem, że nie lubię podziału na polskich autorów i resztę świata. W każdej z tych grup są książki fenomenalne i słabe, ale narodowość autora nie ma z tym nic wspólnego. Co prawda, zagraniczne książki przeszły już "wstępną selekcje", skoro ktoś postanowił je przetłumaczyć i wydać, ale to nie daje gwarancji, że dany tytuł przypadnie nam do gustu. Jeśli opis mnie zainteresuje, to sięgam po książkę niezależnie od tego, kto ją napisał i Was również do tego zachęcam. Nie nakłaniam Was do tego, żebyście czytali już tylko polskie książki , ale nie skreślajcie ich na starcie...
Julii z http://czytam-ogladam-recenzuje.blogspot.com/


Jak widzicie, wszystkie te blogerki uważają, że warto czytać polską literaturę. Może więc warto przełamać pierwsze lody i spróbować? ;)

Post został napisany w ramach projektu Blogowanie na 100%! 
Jak możecie też zauważyć, do naszego grona dołączyła Julia z http://czytam-ogladam-recenzuje.blogspot.com/, więc teraz już tak oficjalnie witam ją na pokładzie!

Jeżeli ktoś z Was byłby chętny by dołączyć do naszego projektu, wystarczy napisać do mnie maila (formularz kontaktowy na lewym pasku bocznym, bądź bezpośrednio na alexa25700@gmail.com). Chętnie przyjmiemy nowych członków, bo to umożliwi nam jeszcze więcej ciekawych projektów.

Od dzisiaj do niedzieli będziecie mieć szansę przeczytania kolejnych postów w ramach projektu, jutro spodziewajcie się czegoś na blogu Klaudii :)

Przy okazji chciałabym szczególnie podziękować Just Yśce z bloga coraciemnosci.blogspot.com, która dowiedziawszy się o naszym problemie z odpowiedziami na niektóre pytania, przesłała odpowiedzi na wszystkie. To było wspaniałe i naprawdę jeszcze raz bardzo Ci dziękuję <3 

Mam nadzieję, że Wam się spodobała taka forma postu. Dajcie też znać, czy chcielibyście, byśmy w naszym projekcie częściej takie tematy poruszały ;)

Pozdrawiam!
Lexi D.

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

„Kradzież stulecia” - recenzja #21

Tytuł oryginału: „Taken”
Autor:Barbara Freethy
Tłumaczenie: Hanna Rostkowska-Kowalczyk
Wydawnictwo:BIS
Data premiery: 8 marca 2017 roku
Ilość stron: 464
Kategoria: literatura współczesna
Moja ocena: 8/10












Czy można ufać mężczyźnie, który wydaje się być spełnieniem marzeń? Gdy Kayla poznała Nicka, myślała, że to ten jedyny. Pewność o jego uczuciu do niej sprawiła, że niewiele myśląc, po trzech tygodniach związku zgodziła się wyjść za niego za mąż. Sielanka Kayli nie trwała długo, gdyż w trakcie nocy poślubnej Nick zniknął. Zrozpaczona kobieta czekała na ukochanego dwa tygodnie, aż w końcu dziwne zniknięcie małżonka nabrało sensu, gdy Kayla poznała prawdziwego Nicka Granville’a.
Nick Granville jest architektem. Gdy wrócił po trzech miesiącach spędzonych w Afryce, spodziewał się zastać swój dom w nieskazitelnym stanie, co miała zapewnić zatrudniona ekipa sprzątająca. Jego dom wyglądał, jakby w trakcie jego nieobecności ktoś nieproszony tam przebywał, co zaniepokoiło Nicka i pociągnęło do działania. Okazało się, że poza bałaganem w domu, z jego konta bankowego zniknęło mnóstwo pieniędzy, ukochany samochód zastąpiło porsche, a także nieznana kobieta kazała mu się tłumaczyć, dlaczego podaje się za jej męża.
Mężczyzna, za którego wyszła Kayla okazał się być genialnym oszustem, którego Nick znał z czasów studiów. Złodziej nie skradł architektowi tylko części majątku – skradł mu też tożsamość i wykorzystał ją by się zemścić na byłym przyjacielu. Zemsta wydawała się być słodka, ale wtedy Nick i Kayla połączyli siły by odnaleźć oszusta…

Czy bohaterom uda się go schwytać? 
Jaką prawdę o sobie poznają bohaterowie?
Jak w tej dziwnej sytuacji odnajdą się Nick i Kayla?
Co jest tytułową kradzieżą stulecia?

Barbara Freethy napisała wspaniałą powieść, wzbudzającą wiele radości, śmiechu, a także zawiera tajemnicę, którą czytelnik czym prędzej chce poznać.
Czytając tę książkę przypomniały mi się wszystkie powody, dla których z wielką chęcią sięgam po powieści obyczajowe. Przez cały czas czułam się, jakbym stała obok bohaterów i wraz z nimi poznawała wszystkie tajemnice, które Kayla i Nick odkrywali po latach.
Autorka w genialny sposób prowadziła całą akcję powieści. Przez całą historię byłam napięta, nigdy nie byłam pewna, co się dalej wydarzy, dlatego z tak wielką chęcią sięgałam po nią w wolnym czasie.
Bohaterowie powieści nie są idealni. Oboje mają wady, które widzi się już na pierwszy rzut oka. Mimo negatywnych cech, są w stanie odnaleźć w innych zalety i wyciągnąć z nich odpowiednie wnioski na temat danej osoby.
Historia napisana jest przyjemnym, lekkim językiem, dzięki czemu całą treść ma się ochotę przeczytać jednym tchem. Akcja sprawia, że co jakiś czas czułam potrzebę odłożenia książki na bok, by móc przemyśleć, jakie informacje bohaterowie mają i wraz z nimi dochodzić do odkrycia prawdy.
„Kradzież stulecia” nie wciąga czytelnika. Ona połyka go w całości. Będę dobrze wspominać czytanie tej powieści, dzięki emocjom, jakie we mnie wywoływała i na pewno niejeden raz wrócę do ciekawszych fragmentów.
Gorąco polecam zapoznać się z treścią książki – jest to niezwykły początek serii o oszustwach, której autorka wie, jak sprawić, by czytelnik zatracił się w wymyślonym przez nią świecie.

Recenzja została napisana dla portalu szczecinczyta.pl

sobota, 22 kwietnia 2017

"Konkurs na żonę" - zapowiedź!


 Data Premiery: 10 maja 2017 roku 
Wydawnictwo: Książnica

Opis: ,,Młody prawnik z Krakowa, Hugo Hajdukiewicz, planuje jak najszybciej zmienić stan cywilny. Założenie rodziny przed trzydziestymi urodzinami to warunek narzucony mu w testamencie przez wuja. W poszukiwaniu idealnej kandydatki pomysłowy biznesmen wprowadza w życie plan „Żona”. Wkrótce poznaje młodziutką, nieśmiałą studentkę. Niedomyślająca się niczego dziewczyna szybko ulega urokowi przystojnego mężczyzny. Jednak misternie przygotowany plan matrymonialny niespodziewanie wymyka się spod kontroli… "





Jeszcze nie przeczytałam tej książki, a już mam wrażenie, że ją kocham. Dlaczego?

Napisana jest przez Beatę Majewską, znaną nam jako Augusta Docher, czyli autorkę "Anatomii uległości" oraz młodzieżowej trylogii o Wędrowcach (Eperu i Habbatum, trzecia czeka na publikację). Jeżeli czytacie mojego bloga co najmniej od stycznia tego roku, to wiecie, że Wędrowców pokochałam. Obie książki przeczytałam w niecały tydzień, więc liczę, że powieść obyczajowo-romantyczna spod pióra tej autorki mnie nie zawiedzie.

Ma cudną okładkę. Gdyby ktoś mi podłożył taką książkę pod oczy i zapytał się, czy za niego wyjdę (zakładając oczywiście, że znałabym tę osobę i byłabym z nią w co najmniej neutralnych stosunkach), to zgodziłabym się. Naprawdę! Jej prostota i wdzięk... Ostatnio zaczęłam przekonywać się do różu, a ta okładka potwierdza, że ten kolor wcale nie jest taki zły!


Mam też przyjemność napisać, że jestem jedną z osób, które będą mogły przeczytać tę książkę przed premierą! Także wyczekujcie recenzji, gdyż jeżeli Was przekonam wcześniej, to będziecie mieli szansę zapłacić znacznie mniej! Np. teraz na stronie empik.com zapłacicie 21,99zł (cena okładkowa to 29,90zł). Uważam, że jest to dość przystępna cena, więc może warto się zastanowić? ;)

czwartek, 20 kwietnia 2017

„Tajemnica morza Egnero” - recenzja #20


Autor:Paulina Koniuk

Wydawnictwo: Novae Res

Data premiery: 25 marca 2015 roku

Ilość stron: 432

Kategoria: fantasy

Moja ocena:8/10

















„Tajemnica morza Egnero” to trzeci tom pełnej magii serii autorstwa Pauliny Koniuk.
To był deszczowy dzień i akurat wtedy mama Cyrajli spóźniła się, przez co dziewczyna zmokła, czekając na jej przyjazd. Gdy wreszcie mokra i wściekła weszła do samochodu znowu czekała ją niemiła niespodzianka.
Gdy Cyrajla trafiła do starego sklepu z antykami, była w stanie zrobić tylko to, co zawsze szło jej najlepiej – ukraść coś. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że przedmiot ten był magiczny.
Nastolatka nie mogła sądzić, że niesamowity złoty przedmiot zabierze ją do Agwatronu – krainy, w której znane nam mity są rzeczywistością. Skąd też miała wiedzieć, że pozna tam Eweeze, Mormoda czy Lorda Artana?
Gdy dziewczyna pojawiła się na morzu Egnero nie wiedziała o niezwykłym zadaniu, jakie przypisał jej los. Wraz z Eweeze, Mormodem i Lordem Artanem czekała ją ciężka podróż, którą przetrwać mogli tylko najwytrzymalsi.

Jakie zadania wytyczył głównym bohaterom los?
Jak podróż mogła wpłynąć na bohaterów?
Co Mormod ukrywa przed przyjaciółkami?
Czego władza nie mówi mieszkańcom Agwatronu?

W trakcie czytania, powieść wzbudzała we mnie wiele sprzecznych emocji, przez co niejeden raz miałam ochotę rzucić nią o podłogę. Na szczęście za każdym razem byłam zbyt ciekawa następstw, by uszkodzić w jakikolwiek sposób książkę.
Ciekawe w całej serii jest to, że każdy z tomów można czytać niezależnie od tego, w jakiej kolejności były pisane. Choć niektóre wątki są przypominane, to i tak nie wpływają one na spojrzenie czytelnika na historię.
Nie da się ukryć, że każdy z kolejnych tomów jest pisany coraz lepszym stylem. Pierwszy tom autorka pisała w wieku 14 lat, co trochę odbiło się na sposobie pisania. Wraz z wiekiem i przybywającym doświadczeniem udało jej się uzyskać wspaniały efekt – w kolejnych częściach odczuwamy, że wypowiedzi są tworzone coraz dojrzalej i są lepiej przemyślane.
W trzecim tomie intrygującą postacią była dla mnie Eweeze. Była uprzejma, spokojna i pomocna, ale także stanowcza, uparta oraz nieustępliwie dążyła do wyznaczonego celu. Wielokrotnie czułam się, jakbym to ja stała obok Cyrajli i ją upominała, dzięki czemu znacznie przyjemniej czytało mi się powieść.
Podziwiam autorkę za przygotowanie się do pisania trzeciego tomu „Dziedzictwa Agwatronu”. Powieść ta wymagała od niej zaznajomienia się ze słownictwem używanym na statku, co wcale nie jest łatwe, jeżeli z okrętami ma się niewiele wspólnego.
Moim zdaniem trzeci tom jest najciekawiej napisany pod względem stylistycznym. Bohaterowie są znacznie lepiej opisani, niż Ci we wcześniejszych tomach, a sama historia mocno się wyróżnia pośród pozostałych części serii. Przyznam jednak, że zabawniejsza była treść „Sztyletu Krwistej Władczyni”, choć to w moim przypadku może mieć związek z tym, że tam znacznie więcej działo się na Ziemi.
Moim zdaniem warto zapoznać się z serią, gdyż opowiada o niezwykle urokliwym miejscu, wzbudza wiele emocji oraz pobudza wyobraźnię. Czytając trzeci tom, każdy czytelnik przeniesie się na statek płynący po niesamowitych i niebezpiecznych wodach morza Egnero!

Recenzja została napisana dla portalu szczecinczyta.pl

wtorek, 18 kwietnia 2017

„Sztylet Krwistej Władczyni” - recenzja #19

Autor: Paulina Koniuk
Wydawnictwo: Novae Res
Data premiery: 15 kwietnia 2011 roku
Ilość stron: 410
Kategoria: fantasy
Moja ocena: 7/10















„Sztylet Krwistej Władczyni” to magiczna kontynuacja „Dziedzictwa Agwatronu” Pauliny Koniuk.
Dianę wystawiono na ciężką próbę. Gdy jej matka powiedziała o przeprowadzce, dziewczyna nie była zachwycona. Nastolatka, widząc swój nowy dom utwierdziła się w przekonaniu, że to nie jest dobry pomysł. Z tego też powodu zawarła z matką umowę – jeżeli po miesiącu mieszkania w tym domu, Dianie nadal nie będzie się podobało, to wrócą do starego mieszkania.
Nastolatka już pierwszej nocy nie była w stanie spać. Ze strychu dobiegały dziwne jęki, a gdy szła po korytarzu to kroczył za nią cień nieznanej istoty. Gdy dziewczyna zachęcona przez sąsiada, zdecydowała się wejść na strych by poznać odpowiedź na nurtujące ją pytanie, nie mogła uwierzyć własnym oczom.
Na strychu Diana znalazła lustro, w którego odbiciu widziała dziewczynę, która na pierwszy rzut oka nią była, ale okazała się być tylko bardzo podobną – różniły je sposób uczesania oraz to, że druga miała czerwone ślepia i wystające kły. Gdy ze zwierciadła wyszła niemal identyczna nastolatka, Diana zrozumiała, że nie wszystko da się logicznie wytłumaczyć.
Wampirzyca Lyra wraz z Dianą doszły do jednego wniosku – są bliźniaczkami. Dziewczęta podniecone sytuacją zdecydowały się zamienić ciałami, by poznać nieznanego rodzica. Nie spodziewały się, że życie w innym świecie może wiązać się z wieloma niebezpieczeństwami.
Niebezpieczeństwo nie kryło się tylko w odmiennych zwyczajach danego świata. Na barkach dziewcząt spoczęło bardzo trudne zadanie uratowania obu światów, a wszystko z powodu sztyletu krwistej władczyni...

Jakie niebezpieczeństwa czyhają na Dianę i Lyrę?
Jakim cudem człowiek i wampirzyca mogą być bliźniaczkami?
Czy dziewczynom uda się uratować oba światy?

Powieść czytałam od razu po zakończeniu czytania pierwszego tomu, więc na początku zaskoczyła mnie i zdekoncentrowała nagła zmiana postaci, uznawanych tam za główne. Damsko-męską parę (Emmę i Dymitra) zastąpiona siostrami bliźniaczkami. W pierwszym tomie głównym motywem był powrót do domu, a w drugim – chęć poznania drugiego rodzica.
Ciekawą postacią była Diana. Dziewczynę charakteryzowało typowe myślenie ścisłowca – myślenie logiczne związane z matematyką nie stanowiło dla niej problemu, a magię próbowała sobie tłumaczyć jako różne zjawiska fizyczne. Gdy trafiła do Agwatronu zaczęła się otwierać na trudne do zrozumienia fenomeny, aż w końcu dotarło do niej, iż magia jest po prostu magią – nie ma żadnego schematu, który wytłumaczyłby jej działanie. Agwatron ją zmieniał, co wyraźnie odczuwa się, czytając książkę.
Intrygującymi postaciami były czarne charaktery – miały określoną przeszłość, a ich pobudki do skłaniania się ku złu były dokładnie objaśnione. Rozumiejąc ich motywu nie byłam w stanie całkowicie ich nie lubić, a nawet zaczęłam im współczuć.
Książka pokazuje, że nie ważne, w jakim wieku jest autor, gdy ją pisał – ważne jest jak wczuł się w historię. Paulina Koniuk była bardzo młoda, gdy zaczęła swoją przygodę z pisaniem, a mimo to naprawdę dobrze jej to wyszło.
Polecam zapoznać się z serią, gdyż historia w niej opisywana niejednokrotnie rozbawi czytelnika, a jej wspaniały świat pomoże oderwać się choć na chwilę od trosk życia codziennego.

Recenzja została napisana dla portalu szczecinczyta.pl

______________________________________________________
PYTANIE: Czy macie do mnie jakieś pytania? Blog ostatnio cały czas przechodzi metamorfozy, dlatego, jeżeli coś Was intryguje to piszcie pytania, a jak będzie ich dużo, to zrobię małe Q&A, żeby wszystko wyjaśnić! 
Pozdrawiam!

sobota, 8 kwietnia 2017

Dramat wyjścia do księgarni

Witam wszystkich serdecznie!

Dzisiaj przychodzę do Was z dość specyficznym postem. Kojarzycie, jak ostatnio pisałam o tym, że moja półka na książki płacze? To teraz chyba będzie płakała jeszcze bardziej.

Myślę, że po tytule wywnioskowaliście, że byłam ostatnio w księgarni. Ten post nie jest po to, by Wam pokazać, co w niej kupiłam (bo nic nie kupiłam), ale po to, czym się skończyło takie wyjście.


Prawdopodobnie wielu z Was tak ma, że jak idzie do księgarni stacjonarnej, to idzie nie po to, by coś kupić, a raczej by poszukać wyprzedaży lub po prostu poszukać ciekawego tytułu.

Gdy weszłam dzisiaj do księgarni, to oczywiście pochodziłam sobie między półkami i szukałam tytułów, które chętnie bym przeczytała.

Choć część z nich już od dawna miałam w planach, to i tak zdecydowałam się zapisać je na liście tylko po to, żeby potwierdzić sobie w myślach, że muszę daną książkę przeczytać.

Ale jak ta lista się prezentuje?



1. Silver. Trzecia księga snów
Ja tak bardzo chcę to przeczytać. Baaaardzo. No, ale książki do recenzji i jeszcze bieda związana z brakiem zarabiania sprawiają, że muszę jeszcze trochę na tę pozycję poczekać :<
Chociaż może to i dobrze, bo ta okładka strasznie mnie odrzuca. Przy pozostałych okładkach prezentuje się tak... Nie wiem jak to określić. Po prostu kompletnie nie pasuje do wcześniejszych okładek :<

2. Waleczna Czarownica
To tak przy okazji ostatnich części. Aaaargh... Po ostatniej części płakałam. Ja chcę więcej. Tristan mnie woła. Nie mogę mu kazać czekać. Ale mój portfel chyba tego nie rozumie...






3. Noc Kupały
Tak. To też na mnie czeka. Wzywa mnie. Krzyczy na mnie. Niecierpliwi się. Wyzywa mnie od okrutnych. Muszę to przeczytać :')





4. Remedium
Do tego akurat przyciąga mnie ciekawość. Program to naprawdę ciekawa seria, ale trochę też pociąga ku złemu. Nie zmienia to faktu, że chętnie zapoznałabym się z prequelem :)







5. A.B.C.
Z twórczością Agaty Christie planuję zapoznać się od dłuższego czasu. Ten tytuł szczególnie przyciągnął moją uwagę, więc to właśnie od niego chciałabym zacząć (przyciągnął uwagę tym, że na jego podstawie powstała gra).







Te tytuły na pewno chcę w jak najszybszym czasie przygarnąć. Poniżej jeszcze wstawiłam okładki książek, które również zapisałam w notatniku, gdyż prawdopodobnie będę je chciała przeczytać po zapoznaniu się z powyższymi książkami. Nie chcę Was zanudzać powodami chęci przeczytania ich, ponieważ przy praktycznie każdej jest ten sam: Czytałam bardzo dobre opinie na ich temat :)






Jak widzicie, w czasie takiego zwykłego wyjścia do księgarni, obiecałam sobie, że zakupię w przyszłości 18 książek. A jak u Was wyglądało ostatnie wejście do księgarni? Chętnie poczytam Wasze komentarze! :D
Pozdrawiam!
Lexi D.

wtorek, 4 kwietnia 2017

Dlaczego moja półka na książki płacze?

Cześć!

Ostatnimi czasy, gdy patrzę na moją półkę , to mam wrażenie, że ona płacze. Jako że nie lubię, jak rzeczom związanym z książkami jest przykro, to mi też się robi smutno.

Ale zacznijmy od początku:
Co jest Waszym pierwszym skojarzeniem, jak widzicie poniższe zdjęcie?


Może pomyśleliście, że tyle mam książek? Albo, że tyle zdobyłam w jakimś określonym czasie?


Jeżeli tak, to nie mieliście racji (choć pewnie bardziej podobałaby mi się taka wizja).


Gdy odkładałam wszystkie te książki na półki, to naliczyłam, że jest ich 50, co oznacza, że zdjęcie to prezentuje około 1/4 moich zbiorów.

No dobra, ale co to za książki?

Są to książki, których jeszcze nie przeczytałam. Jestem w ich posiadaniu, ale jeszcze się z nimi nie zapoznałam.

Moja półka płacze! No bo jak to tak kupić/dostać tyle książek i zamiast je czytać, to załatwiać sobie kolejne do recenzji?!

Z tego też powodu moje półki zaczęły ostatnio protestować. W jaki sposób? Zabrały mi miejsce na kolejne książki! Nie mam już miejsca! Jak tak dalej pójdzie, to książki będę kładła na biurku, parapecie, lodówce. A jak to nie pomoże? To chyba będę potrzebowała kolejnego pokoju.

A jak u Was prezentują się stosiki nieprzeczytanych książek? Jesteście w gorszej, lepszej, a może podobnej sytuacji?

Jeżeli chodzi o Book Shelf Tour, to planuję go przeprowadzić u siebie na blogu, ale dopiero, gdy będę miała trochę więcej czasu (postaram się przed świętami, ale nic nie obiecuję!).

Mam nadzieję, że podobał Wam się taki luźniejszy post. Jeżeli macie jakieś pomysły, prośby odnośnie tego, co mogłoby się znaleźć na moim blogu, to piszcie, chętnie napiszę coś, co by Was zainteresowało! :D

Pozdrawiam!
Lexi D.


sobota, 1 kwietnia 2017

Czym jest recenzja?

Cześć wszystkim!

Ostatnio nie jestem w stanie czytać bez podwyższonego ciśnienia, tego, co niektórzy blogerzy ostatnio tworzą na swoich blogach.
Dzisiaj spotkałam się już chyba z 3 albo 4 postem, w którym bloger twierdził, że on nie pisze recenzji, tylko opinie. A jak to argumentował?
No bo w recenzji musi być obiektywna opinia.


Jeżeli są osoby, które się z tym zgadzają to naprawdę współczuję. Po przeczytaniu tego rodzaju zdania z podniesionym ciśnieniem, zaczęłam szukać oficjalnej definicji słowa recenzja w SŁOWNIKU JĘZYKA POLSKIEGO PWN, bo nie mogłam uwierzyć, że w czasie, od kiedy ostatnio usłyszałam na lekcji definicję, coś się zmieniło.
Pozwoliłam sobie zrobić screena definicji na stronie tego pięknego słownika.

http://sjp.pwn.pl/slowniki/recenzja.html

Jak widzicie jest to omówienie i OCENA dzieła literackiego itd.

Jeżeli ktoś jest spostrzegawczy, to widzi też, że synonimem do słowa recenzja jest krytyka. Mam nadzieję, że definicję tego słowa już wszyscy znają.
Krytyka jest powiązana z SUBIEKTYWNĄ oceną.

Pisząc prostszym językiem:

Recenzją nazywamy tekst, składający się z omówienia oraz subiektywnej opinii danego dzieła, wydarzenia itp.

Oczywiście - słowo recenzja nie wyklucza opinii. Ale twierdząc, że na blogu piszecie opinie, twierdzicie, że w napisanym przez Was tekście nie ma krótkiego omówienia fabuły. A czy tak rzeczywiście jest? Zazwyczaj nie.

A jeżeli nadal jesteście przy swoim - dlaczego wydawnictwa wysyłają egzemplarze recenzenckie, a nie opiniowe? Pomijając oczywiście okropnie brzmiącą nazwę.

Moim zdaniem wydawnictwa wymagają od blogera krótkiego omówienia fabuły. Dlaczego? Bo jeżeli omówienie fabuły na tylnej okładce bądź w środku książki nie zachęci, to jest szansa, że opis blogera już tak.

Wydawnictwa oczekują od blogera również opinii danego dzieła - jeżeli książka się jemu spodoba, to uargumentuje to w taki sposób, że na pewno zachęci kogoś do przeczytania danej książki. A przecież właśnie o to chodzi wydawnictwom, prawda?

Podsumowując: wydawnictwa potrzebują zarówno omówienia jak i opinii. Gdyby potrzebowały tylko omówienia - prosiłyby blogera o napisanie na blogu np. zapowiedzi na dany miesiąc. Jeżeli chciałyby tylko opinii - prosiłyby o opinię.
ALE wydawnictwa proszą o RECENZJĘ. Ponieważ dopiero taki post tworzy całość, która zachęca potencjalnego czytelnika do kupienia akurat tej powieści. 


Post nie miał na celu nikogo urazić, ale jeżeli tak, to bardzo mi przykro.
Chciałam tylko uświadomić tę garstkę osób, do której dotrze ten post, że nie musimy się bać słowa recenzja. Jeżeli omawiamy dany tekst i oceniamy go wedle naszego gustu, to piszemy recenzję.


Dziękuję każdemu, kto zajrzał do tego posta. A skoro już tu jesteś, to może napiszesz komentarz? :) Chętnie poznam Twoją opinię na temat unikania słowa recenzja.

Pozdrawiam!
Lexi D.