środa, 21 stycznia 2015

Rozdział X.

Chciałam, jak najprędzej opuścić ten szpital. Moim największym pragnieniem było rozprawić się z moim ojcem. Myślał, że może sobie robić co tylko zechce z moją pamięcią.
Mike patrzył na mnie, tymi oczami demona. Nie mogłam znieść tego widoku, bo był zbyt bolesny. Niegdyś fiołkowe oczy, zalała fala krwi, brązowe włosy, zostały zmienione w ogień. Piekło zmieniało piękno w coś przeciwnego.
Po upływie roku, w końcu byłam w ramionach Mikołaja. Podświadomie, czekałam na ten moment. Czułam jednocześnie szczęście i smutek.
- Nienawidzę go. - odparłam.
- Wiem. - odpowiedział Mike.
- Chciałabym móc go zabić.
- Ale nie możesz.
- To nie fair, że on może mnie uśmiercić, a ja jego nie.
- On ciebie nigdy nie uśmierci.
- Skąd ta pewność?
- Bo ja mu na to nie pozwolę. - spojrzałam w jego oczy. Widziałam w nich pewność siebie, ale wiedziałam, że nie byłby w stanie mnie ocalić.
- Przecież dla niego nie jesteś przeszkodą. Przez to, że po śmierci trafiłeś do piekła, musisz być mu posłuszny.
- No właśnie. Zadanie, jakie otrzymałem po śmierci, to utrzymywanie cię przy życiu.
- Nie zmienia to faktu, że może on przenieść twą duszę do Tartaru, jeśli stwierdzi, że stoisz mu na drodze.
- On nie chce twojej śmierci.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Bo jesteś dla niego jedyną bronią, która może doprowadzić do apokalipsy.
Jego odpowiedź mnie zdziwiła. Mój ojciec, nie chciał mojej śmierci tylko dlatego, że moje życie mogło doprowadzić do zgonu pozostałych stworzeń na ziemi.
- Więc powinnam umrzeć.
- Nie mów tak. - był przerażony moim stwierdzeniem. Właściwie, jego reakcja mnie nie zdziwiła.
- Spójrz na to z tej strony. Póki jestem wśród żywych, nasz związek, nie może istnieć. A gdybym zginęła, byłoby nam łatwiej.
- Ciebie nie obowiązują te same zasady co pozostałych żywych. Jesteś córką upadłego anioła! Władcy piekła! Możesz robić co chcesz i kiedy chcesz i nie musisz ponieść za to konsekwencji.
- Za jaką cenę? Woda święcona mnie pali żywcem, kościół jest dla mnie zamknięty. Moja moc jest potężniejsza od tej, którą władają anioły, przez co mają powody do uśmiercenia mnie.
Wszystko co powiedziałam, było prawdą. Anioły się mnie bały. Jednym z ich przykładu był Kenji, anioł stróż Eleonory. Wiedział kim jestem, a jednak byłam w stanie zmusić go do milczenia.
- Karolina tu idzie. - nagle powiedział Mikołaj.
- Co?
- Karolina tu idzie. - powtórzył.
- Ale jak ona się tu dostała? - jęknęłam.
- Nie wiem. Moja siostra po prostu mnie zadziwia.
Ach... no tak. Karolina była siostrą Mikołaja. Szatan nawet z jej pamięci go usunął.
- Nie wiem, jak zareaguje widząc mnie w towarzystwie demona.
- Zaraz zniknę, spokojnie. - mrugnął do mnie. - Wrócę, gdy ona wyjdzie.
- Obiecujesz?
- Przysięgam.
Jego usta spotkały się z moim czołem. Po moim ciele przeszła fala ciepła.
- Łuhu ! - usłyszałam radosny krzyk Karoliny. Mikołaj ostatni raz spojrzał mi w oczy i zniknął. Dosłownie.
- Cześć Karolina. - powiedziałam, gdy zobaczyłam ją wchodzącą do sali.
- Jak się masz? - zapytała. Choć przerwała ona bardzo przyjemną chwilę z Mikołajem to cieszyłam, że ją widzę.
- Dobrze, a ty? - odpowiedziałam. Jej entuzjazm mnie zadziwiał.
- Wyśmienicie. A teraz wstawaj, bo idziemy na zakupy.
- Słucham? - Oniemiałam. Ona cały czas myślała o zakupach.
- Hello! Jesteśmy w Szczecinie. Kiedy będzie kolejny taki moment by odwiedzić tyle galerii handlowych?
- Pewnie nigdy... Ale przecież nie wypuszczą mnie z tego szpitala.
- O to się nie martw. Wiele razy wymykałam się z różnych miejsc, żeby wyjść na zakupy. Kiedyś nawet zeskoczyłam z 3 piętra!
- Poproszę jak najmniej bolesną ucieczkę.
- To idź się ubierz i zaraz cię stąd zabiorę.
Spojrzałam po moich rzeczach. Nic tam nie było.
- Karolina, nie mam swoich rzeczy.
- A, no tak. Proszę. - podała mi torbę, której wcześniej u niej nie zauważyłam. Gdy rozpięłam zamek błyskawiczny zobaczyłam trochę swoich ciuchów, dezodorant i jeszcze trochę potrzebnych mi rzeczy.
- Dzięki, Karo. - odparłam wdzięczna. Wyszłam do łazienki dla pacjentów, tak szybko się umyłam i ubrałam. Po 5 minutach byłam gotowa. - Czym chcemy jechać do centrum?
- Jedziemy taksówką. Wolę przepłacić, niż jechać tymi okropnymi tramwajami.
- Ale ty płacisz. - zaśmiałam się.
- Dobrze, kaleko. - dała mi kuksańca w bok.
- Ała. - udałam urażoną.
- Nie rób takiej miny, bo ci taka zostanie.
Poirytowana spojrzałam na nią. Jej oczy wyglądały, jakby się ze mnie śmiały.
- Jak tam u Eleonory? - zapytałam ciekawa, co też się dzieje z moją przyjaciółką.
- Zaczytana jak zwykle. Dała mi całą listę książek, które mamy jej kupić w tutejszej księgarni. A teraz pakuj manatki, bo ty już tu nie wracasz.
- Nie mam czego pakować.
- Tym lepiej. A teraz rusz się, bo trzeba stąd zwiać.

 ***

Szłyśmy spokojnie długim korytarzem. Kilka razy skręcałyśmy, czasami się cofałyśmy, schodziłyśmy i wchodziłyśmy po schodach. W końcu dotarłyśmy do wyjścia, gdy nagle zobaczyła nas pielęgniarka, którą pamiętałam, bo po obudzeniu pytałam się gdzie jestem, a ona łaskawa była mi nie odpowiedzieć.
- A ty gdzie idziesz? Powinnaś leżeć w łóżku. - powiedziała.
Właśnie chciałam odpowiedzieć, że to nie jej interes, gdy głos wzięła Karolina.
- Idę z nią na spacer, ponieważ potrzebuje ona świeżego powietrza. Niedługo wrócimy.
Pielęgniarka spojrzała na nas, jakby chciała się upewnić czy na pewno nie kłamiemy. W końcu zrezygnowana machnęła ręką i poszła gdzieś dalej korytarzem.
- Uff... Bałam się, że mi nie uwierzy. - powiedziała uśmiechnięta Karolina. 
Wyszłyśmy przed szpital. Zauważyłyśmy jakieś taksówki stojące przed nim, więc skierowałyśmy się na mały parking.
- Dzień dobry. - powiedziałam.
- Dzień dobry. - odpowiedział taksówkarz. - Gdzie was zawieźć?
- Na Plac Rodła, prosimy.
Plac ten był jednym z niewielu miejsc, których nazwę zapamiętałam. Wiedziałam, że jadą tam trafimy do centrum, a to właśnie tam chciała pojechać Karolina. Usiadłyśmy z tyłu i nie odzywając się wyglądałyśmy za okna.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział IX.

Leżałam w szpitalnym łóżku, gdy się obudziłam. Spoglądałam na wszystko dookoła. Szafkę nocną, krzesło. Niewiele mnie otaczało. Byłam prawie sama, gdyby nie fakt, że na sąsiednich łóżkach leżeli inni pacjenci. Nagle do sali weszła pielęgniarka. Niewiele się zastanawiając zapytałam:
- Co ja tu robię?
Spojrzała na mnie. Zirytowana przewróciła oczami (wyglądała, jak jakiś zombie gdy to zrobiła), a potem najzwyczajniej w świecie mnie olała i wyszła z sali.
Czułam się zła, wściekła wręcz. Nienawidziłam, gdy tak mnie traktowano.
Moja złość przeminęła, gdy do sali wszedł jakiś chłopak. Miał czerwone włosy. Pomyślałam, że skądś go znam. Chyba leki znieczulające dobrze na mnie działały. Po chwili przypomniałam sobie kto to, to Mike, demon, który jest sługusem ojca.
- Jak się czujesz, Lexi? - zapytał. Pomyślałam "Dlaczego Lexi?".
- A jak powinnam? - odpowiedziałam pytaniem.
- Chyba powinno cię boleć wszystko.
- To dobrze, bo tak nie jest.
- Pamiętasz coś z tego co się wydarzyło 2 tygodnie temu?
- Dwa tygodnie?! - nie mogłam leżeć w szpitalu dwóch tygodni. Przecież to niemożliwe było, stracić tyle nauki, a poza tym jestem przecież córką szatana, mój organizm powinien był szybciej się zregenerować.
- Żartowałem. Leżysz tu 3 dni.
3 dni... na pewno lepiej stracić tyle niż 14 dni.
- A dlaczego tu trafiłam?
Miał zakłopotany wyraz twarzy. W końcu zapytał:
- A którą wersję wydarzeń chcesz poznać? Oficjalną czy rzeczywistą?
- Obie poproszę.
- No więc... Oficjalnie, okazało się, że masz uczulenie na chlor, ale przy pierwszych minutach w wodzie tego nie odczułaś. Gdy zaczęłaś się robić cała czerwona, a oni wlali wody święconej do basenu, ja cię wyciągnąłem, a przez to umarłem.
- Jak to... umarłeś? Przecież martwi nie mogą umrzeć.
- Umarłem i się zregenerowałem. Musiałem cały dzień siedzieć w piekle, gdy moje ciało próbowało doprowadzić się do ładu.
- A jaka jest rzeczywista wersja?
- Tak naprawdę, gdy wlali wody święconej do basenu twoja skóra zaczęła się palić,a ja, jak ten palant zamiast siebie ratować, wyciągnąłem cię czym prędzej z wody. Tak czy inaczej... nie ważne, którą wersję bardziej akceptujesz i tak wszyscy wiedzą, że cię uratowałem.
Nie zachowywał się, jak Mike. To zachowanie... kojarzyło mi się z kimś zupełnie innym. Nie pamiętałam jego imienia. Pamiętałam jego fiołkowe oczy.
- Jaki mamy dzisiaj dzień? - zapytałam głupio, choć podobno akceptuje się takie zachowania u osób, które są w szpitalu.
- Dzisiaj jest środa. Dotarłaś tutaj w niedzielę.
- To gdzie my jesteśmy? - zdziwiło mnie, że tak długo tam docierałam. W trochę przetartej przez ból pamięci wiedziałam, że impreza basenowa działa się w sobotę, a zaczynała o 20.00, więc pewnie zabijanie mnie zaczęło się około 21.00. Co tak długo docierałam do szpitala?
- Jesteśmy w Szczecińskim szpitalu.
- W Polsce? W Szczecinie? - zdziwiłam się. Ostatnio w tym mieście byłam 5 lat temu. Potem zabrali mnie na wyspę, gdzie znajduje się szkoła i tak oto straciłam kontakt z ludźmi.
- Czy to nie w tym szpitalu się urodziłaś? - zapytał. Nie mógł tego wiedzieć. W moich szkolnych aktach to jest, ale do nich przecież nikt nie zagląda. O tym, że się tu urodziłam nikt nie wie, prócz mnie i mojej matki.
- Skąd wiedziałeś? - zapytałam nieufnie. Demony nie mogą tyle wiedzieć. Nawet jak dostają zadanie, które polega na utrzymywaniu kogoś przy życiu. Mój ojciec jest sprytny, bo w końcu po kimś to odziedziczyłam. Byłam pewna, że kogoś nasłał za mną, by mnie pilnować. Musiał się prędzej czy później ujawnić. Wtedy już wiedziałam, że na 100 procent taką osobą był Mike.
- Ja, wiem o tobie wszystko.
- Niby dlaczego? Po co ci taka wiedza?
-  Yyy... bo... - miał problem z wytłumaczeniem się. Coś ukrywał.
- Wiem, że mój ojciec cię wysłał tylko po to, bym utrzymywała się przy życiu. Ale dlaczego akurat ciebie?! I skąd tyle o mnie wiesz?!
Patrzył na mnie. W jego oczach widziałam strach i ból. Demony nie mogą tego czuć. Na tym polega ich egzystencja - słuchają rozkazów mojego ojca, nie czują bólu, smutku, szczęścia, miłości. Żyją z nienawiści, grzechu i pożądania. Dlaczego, więc był inny?
- Za życia byłeś czarodziejem? - bardziej stwierdziłam niż zapytałam. Przytaknął. - Ile jesteś ode mnie starszy?
Po chwili pewna sylwetka mężczyzny majaczyła mi przed oczami. Musiałam się tylko upewnić czy myślałam o tym, o czym... no myślałam.
- 3 lata. - odpowiedział. Potwierdził jedno z moich podejrzeń.
- Kiedy zginąłeś? - zadałam kolejne pytanie.
- Rok temu. - to był on. TO BYŁ ON!!!
Zapomniałam o nim. Nie wiem jak, ale tak było.To wyjaśniało te wszystkie luki w pamięci, zamazany obraz, gdy próbowałam sobie przypomnieć wydarzenia sprzed roku. Dziwne wydarzenia nabrały sensu.
To nie mógł być przypadek. Na tym świecie są tylko 4 osoby, które tak potrafią. Bóg (jeśli uznajemy go za człowieka), Archanioł Gabriel, Szatan i ja. Nie ma wątpliwości kto z tych postaci mógł pragnąć szperania w mej pamięci.
- Mikołaj. - wyszeptałam. - Szatan...
Demon spojrzał na mnie zaskoczony. Nie wiedziałam dlaczego właściwie to mówiłam, chyba tylko chciałam połączyć sobie kilka faktów na głos.
Wszystkim znany demon Mike, za życia był magiem, Mikołajem Platem, którego kochałam i kocham nad życie. Nie mogłam pozwolić by szatan tak się mną bawił. Musiałam powstrzymać go, bo mógł więcej zmajstrować w mojej pamięci.
Demon chyba domyślił się o czym myślę. Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech, a w jego oczach widziałam pełnię szczęścia.
Wtedy już byłam pewna swoich zamiarów. Musiałam znów wrócić do piekła i załatwić nowy porządek świata.