wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział XI.

Kolejne godziny mijały mi, jak przez mgłę. Słyszałam wypowiedzi Karoliny, a gdy mnie o coś pytała – odpowiadałam jej. Przymierzałam ubrania, a gdy przyszło co do czego to za nie płaciłam. Weszłyśmy nawet do księgarni, tylko po to by wykupić wszystkie książki, jakie znajdowały się na liście przekazanej nam przez Eleonorę.
W końcu nadszedł wieczór. Robiło się ciemno, jak to zwykle bywa o tej porze roku. Na ulicach zapaliły się latarnie, choć przecież było wystarczająco widno.
Nie mogłam skupić się na uroku tego miasta. Mój umysł cały czas zaprzątała myśl o NIM. Czułam pustkę, gdy nie stał obok, smutek jakiego nikt nie powinien odczuwać.
A potem stało się to.
Towarzysząca mi Karolina, nagle się zatrzymała. Nie, nie z własnej woli. To jakiś mężczyzna ją złapał od tyłu. Byłyśmy wtedy gdzieś w centrum, w okolicach Bramy Portowej. Patrzyłam na nią przestraszona, a jej oczy błagały mnie o pomoc. Nie wiedziałam co zrobić.
Mężczyzna w czarnym kombinezonie i kominiarce przyprawił mnie o dreszcze. Trzymał ręce na szyi mojej przyjaciółki i kiwał głową do kogoś, kogo nie mogłam zauważyć, bo nie spuszczałam wzroku z Karoliny. Czułam się podle, że tak po prostu patrzyłam, jak ją zabierają, choć sama też nie byłam w lepszym położeniu.
Stałam na środku ulicy, patrząc na mężczyzn, którzy zapewne chcieliby mi zrobić krzywdę. Właśnie w tej chwili rozległ się pewien głos w mojej głowie: Użyj mocy...
Ależ mądry był ten głos. Jakbym wcześniej na to nie wpadła! Ale co miałam zrobić? Użyć zaklęcia ognia i spalić go żywcem? A może zaklęcia ziemi, podnieść całe słupy chodnika, tylko po to, by człowieka wywalić? Nie, nie mogłam tego zrobić.
Wtedy mnie oświeciło.
Nie miałam użyć mocy, jaką władali madzy. Miałam użyć zaklęcia potężniejszego niż potrafiłaby wypowiedzieć moja matka. Przed oczami pojawiła mi się formułka. Gdy serce me w płomieniach, sprawcy tego ma stać się coś gorszego...
No i... powiedziałam to.
Nie wiedziałam co się dzieje. Po prostu... najpierw zbir stał przede mną, a potem... już zamienił się w obłok dymu. Tak kolejni znikali. Niestety, wraz z nimi moja przyjaciółka.


***

- Mike! Mike! - usłyszałem krzyk. Ola mnie potrzebowała. Natychmiast zmaterializowałem się obok niej, żeby dowiedzieć się, co się stało.
- Co jest? - zapytałem zmartwiony. Wtedy zauważyłem, co jest nie tak. Ola była sama, Karolina zniknęła. - Co się stało z moją siostrą?
- Nnie wiem, ja... - była cała zdruzgotana. Trzęsła się, niby z zimna, niby z przerażenia.
- Spokojnie. - objąłem ją. - Powiedz mi co się stało, nie musisz się spieszyć.
I opowiedziała. Oczywiście nie obyło się bez pochlipywania, wycierania nosa, ale w końcu poznałem całą historię.
- Ola, użyłaś bardzo potężnego zaklęcia. - powiedziałem po wszystkim.
- Jak bardzo potężnego? - chlipnęła.
- To zaklęcie... przenosi tych którzy pragną ci zrobić krzywdę, jak i tych, którzy się z nimi stykają.
- Gdzie ich przeniosłam? - zapytała zdruzgotana.
- Do piekła.
- Ale... Nie... nie... nie... - znowu zaczęła głośno płakać.
- Kochanie, uspokój się. - nie lubiłem patrzeć jak płacze. Wyglądało to, jakby się torturowało małą świnkę morską, bezbronną, zależną od otoczenia i ludzi. Ola uwielbia te zwierzęta i sama myśl o tym, że mogłoby im się coś stać przyprawia ją o ból głowy. Nie należy do osób twardych. Jeszcze nie. Szatan zrobi wszystko, żeby to się zmieniło. Tylko ja znałem jego plany dotyczące Oli. Najgorsze było to, że nie mogłem ich wyjawić. To tak, jakby łączyła mnie z Lucyferem przysięga, a tak naprawdę był to ten okropny kontrakt, który trzeba podpisać zaraz po śmierci...

***

- Podpisz się tutaj. - jakiś demon wskazał mi dziwny kawałek pergaminu.
- Nie mam czym. - odpowiedziałem bez zastanowienia.
- Tego nie podpisuje się długopisem, barani łbie. - odpowiedział niegrzecznie księgowy szatana.
- To niby czym? - nerwy prawie mi puściły. Ledwo trafiłem do świata zmarłych, a już nie chciałem w nim być. Chciałem uciec, jak najszybciej.
- Jedziesz po tym palcem, a krew sama się pojawi.
- A co to niby jest?
- To jest kontrakt.
- Po co mi on?
- Jeśli go nie podpiszesz, znikniesz.
- A co za różnica? I tak nie żyję!
- Nie chciałbyś się spotkać z ukochaną?
- Co? - skąd on mógł wiedzieć o Oli?
- Jeśli twoja dusza zniknie, nie odzyskasz dziewczyny. Jako poddany Lucyfera, będziesz mógł przenikać do ludzkiego świata.
Ten argument mnie przekonał. Nakreśliłem na pergaminie „Mikołaj Plata”.
Poczułem ucisk w żołądku. Coś się działo. Coś złego. Po chwili czułem, jak wypala mi oczy i włosy. Mogłem spokojnie wyczarować sobie lusterko. Nie zrobiłem tego.
- Co się ze mną dzieje?!
- Przechodzisz przemianę. - demon wzruszył ramionami.
- Dlaczego pali mi oczy i włosy?!
- Czarodzieje tak mają.