środa, 28 czerwca 2017

„Bilet do szczęścia”; recenzja #26 [PRZEDPREMIEROWA]

 Autor: Beata Majewska

Wydawnictwo: Książnica

Data premiery: 5 lipca 2017 roku

Ilość stron: 288

Kategoria: literatura obyczajowa

Moja ocena:10/10














O drugich tomach serii często się mówi, że są gorsze niż pierwsze części. Czy „Bilet do szczęścia” Beaty Majewskiej potwierdza regułę? 

Sprawy między Łucją a Hugonem się pokomplikowały. Odkryta tajemnica mężczyzny sprawiła, że przyszła matka nie wie już, jak postąpić. 

Termin ślubu i porodu zbliża się wielkimi krokami. Nagle pewien wypadek zmusza Łucję do zostania w szpitalu na 2 miesiące – do dnia porodu. Świeżo upieczony mąż nabiera podejrzeń, że żona, chcąc wyrwać się od życia z nim, specjalnie doprowadziła do niebezpiecznego zdarzenia. Przyszła matka od radu zaprzeczyła, tym bardziej, że poza zagrożeniem życia dziecka i swojej niewygody w szpitalu, wypadek utrudnił jej kontakt z babcią, która nie mogła jej odwiedzić, ze względu na swój stan zdrowia.

Związek Łucji i Hugona przechodził ciężką próbę – chociaż publicznie udawali szczęśliwe małżeństwo (choć nie zawsze im się to udawało), to w domu traktowali się chłodno, zazwyczaj Łucja zamykała się w pokoiku dziecięcym. Czy uda im się ponownie rozbudzić namiętność?


Jak młodzi rodzice nazwą córeczkę?
Jaką decyzję o związku z Hugonem podejmie Łucja?
Czy Hugo będzie walczył o swoją miłość?
Co będzie biletem do szczęścia Łucji i Hugona?


Przyznam szczerze, że zaczynając czytanie „Biletu do szczęścia” obawiałam się, że klątwa rzucona na drugie tomy serii nie ominęła tej powieści. „Konkurs na żonę” oczarował mnie już na pierwszych stronach i możliwe, że przez to bardzo wysoko postawiłam poprzeczkę tej książce. Na szczęście już po pierwszych kilku rozdziałach moje obawy zniknęły i z coraz większą niecierpliwością czytałam dalsze losy bohaterów wykreowanych przez Beatę Majewską. 

W tym tomie, Łucja przeszła całą siebie. Już w „Konkursie na żonę” mnie irytowała, ale w „Bilecie do szczęścia” sprawiła, że co chwilę prychałam i krzyczałam na książkę, że ta dziewczyna jest głupia i nie myśli. Wielokrotnie dopuściła do sytuacji, gdy rozpoczynała temat, po którym było wiadome, że będzie musiała przepraszać. 
I jeszcze za każdym razem zaczynała płakać, przez co wszyscy musieli ją uspokajać. 
I jak w takiej sytuacji nie spojrzeć do góry i nie powiedzieć: „Boże, widzisz, a nie grzmisz”?

Już przy okazji recenzji „Konkursu na żonę” wspominałam, że polubiłam postać Hugona. Za każdym razem, gdy Łucja traktowała go oschle, miałam ochotę ją udusić, bo przecież Hugo na to nie zasługiwał. Jego postać pod wpływem dziewczyny przechodziła przemianę i w „Bilecie do szczęścia” ta zmiana była widoczna. Niewiele zostało w nim z tego playboya, którego poznaliśmy w pierwszym tomie, ale na szczęście nie zniknął całkowicie, bo wtedy Hugo nie byłby tak ciekawą postacią.

Bardzo rozśmieszały mnie sytuacje, do których doprowadzała pani Hania. W pewnym momencie nawet ona zdała sobie sprawę, że czasem przesadza oraz powinna trzymać język za zębami i wypowiedziała takie słowa do swojej małej wnuczki: „babcia przysięga na wszystkie świętości, że już nigdy nie odezwie się do nikogo poza tobą”, ale na szczęście nie wywiązała się z obietnicy, dzięki czemu do samego końca można się było pośmiać z różnych sytuacji.

„Bilet do szczęścia” to wspaniała kontynuacja „Konkursu na żonę”. Trzyma w napięciu, bawi, wciąga i wprowadza fakty, które zupełnie zaskakują czytelnika. Jest to bardzo przyjemna i lekka lektura, idealna do wzięcia na plażę lub po prostu do przeczytania w domowym zaciszu. Może i Wam pomoże odnaleźć bilet do szczęścia, który może być bliżej niż sądzimy? ;)


Za egzemplarz przedpremierowy serdecznie dziękuję wydawnictwu <3
https://publicat.pl/ksiaznica

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawa jestem tej książki. Pierwsza część mnie zachwyciła, może i druga też będzie równie dobra lub lepsza.

    OdpowiedzUsuń

Jak już tu jesteś, to może zostawisz coś po sobie? Dzięki!