niedziela, 2 czerwca 2019

„Zastępcza miłość” - recenzja #68 [PRZEDPREMIEROWA]

Autorka: Beata Majewska

Wydawnictwo: LIRA

Data premiery: 

5 czerwca 2019 roku

Liczba stron: 416

Kategoria:

literatura obyczajowa/romans

Moja ocena: 10/10











Czy miłość można sobie zastąpić? Co miała na myśli Beata Majewska, tytułując swoją najnowszą powieść „Zastępcza miłość”?
Julia wraz z koleżankami ze studiów wybiera się na wakacje do Monako. Spontanicznie decyduje się na samotne poranne zwiedzanie. Wychodząc do centrum Monako, nie spodziewa się, że otrzyma tam niecodzienną ofertę.
Gdy dziewiętnastolatka poznaje Diamonda Kinga, świat jakby obraca się dla niej o 180 stopni. Zaczyna poznawać świat, w którym cena nie gra roli, wakacje spędza się nie w najtańszych hotelach tylko we własnych zagranicznych rezydencjach, garderoby są zapełnione nowinkami od projektantów, a relacje są toksyczne, przepełnione jadem intryg.
W świecie bogaczy Julia musi bardzo szybko opanować utrzymywanie sekretów oraz przywyknąć do napięcia, które jest związane z pędzącym stylem życia. A nie będzie to dla niej łatwe zadanie, gdy przystojny Diamond King zawróci jej w głowie. Jednak czy ich relacja ma rację bytu? Czy zadania, które oboje mają do wykonania, nie sprawią, że zaczną się od siebie oddalać? Jak skończy się burzliwy romans w obliczu problemów, jakie pojawią się w ich życiach?

Jeżeli ktoś, poznając tytuł książki, tak jak ja, podejrzewał ją o historię zranionej nastolatki, która znajduje miłość na chwilę, zastępczą, którą później zastąpi właściwa – może zapomnieć o tej wersji wydarzeń. Choć te wątki w jakiś sposób się pojawiają to zupełnie nie w tej wersji, jaką możemy sobie wyobrażać.
Jeżeli spodziewamy się historii zakochania się w milionerze (w końcu imię i nazwisko bohatera są tu znaczące) i zakończonej niczym w „Pięćdziesięciu twarzach Greya” także musimy ją odrzucić.
Zatem o czym rzeczywiście jest ta książka?
„Zastępcza miłość” jest jedną z niewielu takich książek, przy których czułam, że naprawdę muszę robić notatki. W poprzednich przypadkach było to spowodowane licznymi błędami, chęcią podkreślenia absurdu. W przypadku tej pozycji te notatki służyły mojemu poskładaniu myśli – Beata Majewska zaserwowała istny rollercoaster emocji! Przy tej książce zdarzały mi się łzy, wybuch śmiechu, złość, współczucie, niedowierzanie.

Książka Beaty Majewskiej to zbiór wielu nieszczęśliwych wypadków, nieprawdopodobnych obrotów wydarzeń i niespodziewanych zwrotów akcji. Sytuacje te są tak bardzo niemożliwe, by miały miejsce w realnych życiu, że aż cieszę się, że jest to po prostu fikcja – dzięki temu mogłam się przy niej naprawdę dobrze bawić.
Choć oczywiście jest to fikcja, miejscami brakowało mi realizmu – zwłaszcza tego związanego z dialogami. To chyba jedyny taki minus, który mi przeszkadzał przy czytaniu tej powieści – Julia podkreśla, że nie jest jakoś bardzo zaawansowana w użytkowaniu języka angielskiego, co objawia się, chociażby, gdy zastanawia się, jak opisać jednej z postaci, czym jest krochmal, gdyż nie zna określenia na to z języka angielskiego. Ale za to wie, jak powiedzieć „inna para kaloszy”, „dzyndzel”, a także rozumie słowo „dziewucha”. Zna także angielską wersję idiomu „nie rób ojca dzieci robić”. Są to takie drobiazgi, przez które żałowałam, że nie jest to książka tłumaczona z języka angielskiego – wtedy takie tłumaczenie byłoby po prostu dostosowane do naszego języka użytkowego - w tym wypadku jest to przedstawienie, jak Julia odbiera te rozmowy. Brakowało mi też naleciałości z języka angielskiego, które byłyby adekwatne w dialogach w tym języku. Jednak, jak już wspominałam – były to drobiazgi, które mimo wszystko nie odebrały mi przyjemności z czytania.

Warto również w tym miejscu dodać, że jeśli ktoś jest, tak jak ja, bardzo czuły na błędy czy literówki w książkach, to w tej pozycji nie znajdzie ich wiele. Czytając, naliczyłam tylko jedną, choć nie obiecuję, że jest jedyną, ale dla mnie była jedyną zauważalną (Polegała na tym, że zamiast „Tym razem zawiodła” zdanie brzmiało „Ty razem zawiodła”, czyli błąd jest naprawdę niewielki). Panie Redaktor oraz Korektor wykonały kawał dobrej roboty.

Myślę, że należy zwrócić również uwagę na postać Julii, która, choć jest bardzo młoda, staje przed wieloma problemami, w których obliczu nawet wielu dorosłych miałoby problem, by im sprostać. Nie wyobrażam sobie, bym jako rówieśniczka Julii, była w stanie podjąć równie dojrzałą decyzję. Dziewczyna przy tym wszystkim, co dzieje się w jej życiu, jest bardzo naturalna, reaguje emocjonalnie (czego od niej zawsze oczekiwałam!), nie jest też bohaterką, która od razu wtapia się w życie milionerów – gdy próbuje sera pleśniowego (który jej kojarzy się jedynie z dziwnymi upodobaniami bogaczy) jasno artykułuje swoją opinię - „I paskudny. Błe”.

„Zastępcza miłość” to powieść, która zaskakuje czytelnika na każdej stronie. Historia Julii chwyta za serce, zachęca do refleksji, a przy tym miejscami bawi do łez. Przy bardzo dobrym wrażeniu, które wywołały historia, kreacja bohaterów oraz styl pisania, defekt, o którym wspominałam, nie miał żadnego znaczenia. Miłośnicy romansów i literatury obyczajowej z pewnością się nie zawiodą!

Za możliwość przeczytania pozycji serdecznie dziękuję
wydawnictwu LIRA oraz autorce - Beacie Majewskiej <3

Mieliście już okazję sięgnąć po tę pozycję? A może dopiero macie w planach? Koniecznie dajcie znać w komentarzach!

Do przeczytania!
Pozdrawiam!
Lexi D.

2 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że będzie mi dane przeczytać tę książkę, bo jestem jej bardzo ciekawa. 😊

    OdpowiedzUsuń

Jak już tu jesteś, to może zostawisz coś po sobie? Dzięki!